ŚwiatPotrójne agentki - donosiły NKWD, gestapo i Polakom

Potrójne agentki - donosiły NKWD, gestapo i Polakom

Dwie działające na Kresach agentki współpracowały z NKWD oraz gestapo, a prawdopodobnie także z polskim wywiadem. "Polska Zbrojna" porównuje ich historię do najbardziej znanej podwójnej agentki - Maty Hari.

Potrójne agentki - donosiły NKWD, gestapo i Polakom
Źródło zdjęć: © FOTOLIA©

Rankiem 27 października 1944 roku na poboczu szosy Ostróg–Szumsk natrafiono na ciała dwóch atrakcyjnych kobiet. Prowadzący dochodzenie śledczy oprócz dokumentów wystawionych na nazwiska Lidia Lisowska i Maria Mikota znaleźli także zaświadczenie z następującym tekstem: "Wydaje się tow. Lidii Lisowskiej Iwanownie, potwierdzając, iż udaje się ona do dyspozycji Zarządu NKGB Obwodu Równieńskiego. Prosimy wszystkie władze wojskowe i cywilne o okazanie wszelkiej pomocy w podróży do miejsca przeznaczenia".

Naczelnik Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego (NKWD) Wsiewołod Mierkułow zlecił przeprowadzenie dokładnego śledztwa, którym miał kierować legendarny czekista Paweł Sudopłatow. Kim były zabite kobiety, skoro najwyższe kierownictwo sowieckiego aparatu represji wzięło sprawę pod osobistą kontrolę?

Historia życia Lidii Demczyńskiej, która po mężu przyjęła nazwisko Lisowska, to jedna z największych zagadek służb wywiadowczych pierwszej połowy XX wieku. Według wspomnień potomków jej przyrodniej siostry Marii Mikoty, w połowie lat trzydziestych Lidia pracowała w Warszawie jako baletnica. Zwrotnym momentem w jej życiu okazała się fałszywa propozycja wyjazdu do Hollywood złożona przez grupę stręczycieli trudniących się wywożeniem kobiet do domów publicznych na Bliskim Wschodzie. Lidia po podpisaniu kontraktu i pobraniu zaliczki uciekła do rodziny zamieszkałej w niewielkim miasteczku Kostopol nieopodal Równego.

Wkrótce po przyjeździe dziewczyną zainteresował się syn bogatego żydowskiego fabrykanta Wolf Edelsztejn – późniejszy ojciec znanego rosyjskiego polityka Władymira Żyrynowskiego. Burzliwy romans został przerwany przez rodziców Wolfa, którzy stanowczo sprzeciwili się małżeństwu syna z tancerką. Ostatecznie Lidia poślubiła oficera Wojska Polskiego, kapitana Jerzego Lisowskiego. Przez jakiś czas para mieszkała w Krotoszynie, gdzie stacjonował 56 Pułk Piechoty. We wrześniu 1939 roku kapitan Lisowski walczył w bitwie nad Bzurą i dostał się do niemieckiej niewoli. Jego żona wraz z innymi rodzinami wojskowych została ewakuowana na Kresy. Po wkroczeniu Armii Czerwonej osiadła w Równem.

Pomoc kuchenna donosi

Dokładna data rozpoczęcia przez Lidię Lisowską współpracy z NKWD nie jest znana. To jednak, że uniknęła deportacji w głąb Związku Sowieckiego, a taki los spotykał większość rodzin oficerów, wskazywałoby na zaangażowanie w działalność agenturalną co najmniej od początków 1940 roku. Przez krótki okres Lisowska utrzymywała kontakt listowny z mężem, ale dość szybko zaprzestała korespondencji. Co ciekawe, w jednym z listów wspomniała, że zajmuje się tym samym, co Józef. Miała na myśli przyjaciela rodziny, o którym wiedziano, że jest kadrowym pracownikiem "dwójki".

Po zajęciu Równego przez Niemców w 1941 roku Lidia Lisowska zatrudniła się jako pomoc kuchenna w niemieckim kasynie oficerskim, następnie zaś otrzymała posadę kelnerki. Urodziwa kobieta przyciągała uwagę wielu wysokich rangą oficerów i urzędników Rzeszy, których w Równem, będącym wówczas stolicą Reichskomisariatu Ukraina, nigdy nie brakowało. Wiadomo, że nie dostałaby tej pracy bez akceptacji ze strony SD i gestapo. W zamian składała niemieckim służbom raporty na temat oficerów.

Do działalności wywiadowczej Lisowska wciągnęła swoją przyrodnią siostrę Marię (Maję) Mikotę, która według oficjalnych źródeł sowieckich została agentką gestapo na polecenie partyzantów. W rzeczywistości prawda wyglądała zupełnie inaczej. Na polecenie gestapo w mieszkaniu Mikoty przy dawnej ulicy Legionów w centrum Równego urządzono ekskluzywny dom publiczny dla wyselekcjonowanego grona zaufanych oficerów. Zarówno Lidia, jak i Maja w trakcie spotkań uważnie słuchały, co mówią goście. Informacje od nieostrożnych oficerów otrzymywały gestapo, NKWD, a zapewne również polski wywiad.

Wśród bywalców mieszkania przy ulicy Legionów był między innymi generał Wehrmachtu Max von Ilgen oraz oficer Abwehry Ulrich Ortel, od którego Maja Mikota dowiedziała się o jego rychłym wyjeździe do Persji. Niewinna z pozoru informacja o egzotycznej podróży, przekazana do Moskwy i Londynu, nabrała ogromnego znaczenia. Analitycy wywiadów natychmiast skojarzyli wyjazd oficera Abwehry z planowaną konferencją Wielkiej Trójki w Teheranie. Dzięki tej informacji zastosowano odpowiednie środki bezpieczeństwa i zneutralizowano niemiecką próbę zamachu.

Wejście Kuzniecowa

Spokojne funkcjonowanie interesu przy ulicy Legionów zakłóciło pojawienie się w 1943 roku wśród gości oberleutnanta Paula Sieberta, w rzeczywistości Nikołaja Kuzniecowa, agenta wysłanego przez NKWD na Wołyń z zadaniem zabicia komisarza Rzeszy dla Ukrainy Ericha Kocha. Po przybyciu na miejsce Kuzniecow został formalnie przypisany do działającego na Wołyniu od początku 1942 roku zgrupowania partyzanckiego pod dowództwem Dmitrija Miedwiediewa. W mieszkaniu Mikoty Kuzniecow poznał oficera równieńskiego gestapo Martina Gettela, który bardzo szybko nabrał wobec niego podejrzeń. Podczas kolejnego spotkania w konspiracyjnym lokalu Kuzniecow zastrzelił Gettela, a ciało ukrył.

Wielotygodniowa działalność w przebraniu niemieckiego oficera (prawdziwy Paul Siebert przebywał w tym czasie w niewoli) przynosiła jednak mikre rezultaty. Miedwiediew zaproponował więc centrali, aby rozstrzelać Kuzniecowa za tchórzostwo, ale Moskwa odrzuciła ten pomysł, zlecając agentowi przeprowadzenie serii głośnych zamachów na funkcjonariuszy niemieckich.

Pierwszą z akcji było porwanie wspomnianego wcześniej Maxa von Ilgena. Szczegółowych informacji o ochronie, zwyczajach i porządku dnia generała dostarczyła Lidia Lisowska, która kilka tygodni wcześniej zatrudniła się u niego jako gosposia. Operację zaplanowano na 15 listopada 1943 roku. W tym celu przysłano nawet specjalny samolot z Moskwy, ale błędy popełnione przez Kuzniecowa sprawiły, że von Ilgen wymknął się oprawcom. Ostatecznie został zastrzelony w trakcie ucieczki.

Kuzniecowowi udało się ukryć, ale Lisowską aresztowało gestapo. Po ośmiu dniach przesłuchań została wypuszczona, jednak jej dalsza działalność wśród Niemców stała się niemożliwa. Ofensywa Armii Czerwonej sprawiła, że obie agentki wyjechały wraz z wycofującymi się Niemcami do Lwowa.

Tymczasem Kuzniecow, pragnąc za wszelką cenę udowodnić swoją przydatność, rozpoczął w pierwszych miesiącach 1944 roku serię zabójstw. Z jego ręki zginęli wysocy rangą oficerowie i urzędnicy niemieccy w Równem i we Lwowie, między innymi przewodniczący Sądu Najwyższego w Komisariacie Rzeszy Ukraina Alfred Funk, zastępca komisarza Ukrainy i gauleitera Prus Wschodnich generał Paul Dargel oraz kilku innych wysokich funkcjonariuszy. Największym sukcesem Kuzniecowa było zastrzelenie 9 lutego 1944 roku wicegubernatora dystryktu Galicja, Ottona Bauera. Zgodnie z poleceniem z Moskwy Kuzniecow dokonywał zamachów w biały dzień, bez użycia tłumika, tak aby uzyskać jak największy efekt psychologiczny. Reakcja Niemców na zamachy była standardowa – masowe represje wobec ludności. Gestapo utworzyło specjalną grupę, łącznie 82 agentów, której zadaniem było schwytanie działającego w niemieckim mundurze sowieckiego agenta.

Śmierć agentów

Dalsze losy Kuzniecowa nie są do końca jasne. Według oficjalnej wersji wraz z kilkoma towarzyszami próbował przebić się przez linię frontu, jednak w okolicach Brodów został złapany przez UPA i zabity. W 1944 roku przyznano mu pośmiertnie tytuł bohatera Związku Radzieckiego.

Lisowska i Mikota przeczekały natomiast przejście frontu we Lwowie. Jesienią 1944 roku obwodowe zarządy NKWD w Równem i we Lwowie otrzymały polecenie odnalezienia obu kobiet, gdyż wraz z innymi członkami ruchu oporu miały zostać odznaczone w Kijowie Orderami Wojny Ojczyźnianej. Z nieznanych przyczyn Lidia i Maria nie wsiadły do pociągu wiozącego pozostałych partyzantów na kijowskie uroczystości, choć zarezerwowano dla nich miejsca.

Dalszy ciąg wydarzeń znany jest jedynie z relacji świadków, którzy 27 października 1944 roku widzieli pędzącego po szosie Ostróg–Szumsk studebakera z pasażerami na pace – dwoma kobietami i czterema mężczyznami w sowieckich mundurach oficerskich. W trakcie przesłuchania świadkowie zeznali, że samochód zatrzymał się w pobliżu wsi Kamionka. Wtedy przez burtę wyskoczyła z niego jedna z kobiet (Mikota), a druga podawała jej walizkę. W tym momencie z kabiny wyszedł mężczyzna ze złotymi pagonami i rozległ się okrzyk "nie strzelaj!". Po kilku wystrzałach ciężarówka ruszyła i oddaliła się z ogromną prędkością, taranując szlaban na jednym z wojskowych punktów kontrolnych. Kilkaset metrów dalej zabójcy wyrzucili na drogę ciało Lisowskiej.

Obie kobiety pochowano na miejscowym cmentarzu. Co ciekawe, nikt nie zawiadomił od razu bliskich ofiar. Rodzina Lisowskiej dowiedziała się o jej śmierci ponad miesiąc później od pierwszego sekretarza Komitetu Obwodowego Komunistycznej Partii Ukrainy w Równem, Wasilija Begmy. Miał on ponoć powiedzieć, że Lisowska i Mikota zginęły w czasie wykonywania tajnego zadania.

Zastrzelenie obu kobiet oraz tajemnicze okoliczności śmierci Kuzniecowa każą zastanowić się nad przyczynami likwidacji jednej z najlepszych grup wywiadowczych NKWD. Być może kluczem do rozwiązania zagadki jest współpraca Lisowskiej z polskim wywiadem wojskowym. Największy sukces wypracowany w mieszkaniu przy ulicy Legionów w Równem okazał się być początkiem końca grupy. Informacja o planowanej niemieckiej akcji w trakcie spotkania Wielkiej Trójki w Teheranie sprawiła, że służby ZSRR, Wielkiej Brytanii i USA wspólnie przygotowywały ochronę konferencji. Operacji nadano kryptonim "Long Jump". Najprawdopodobniej podczas omawiania szczegółów ktoś ze strony brytyjskiej niechcący zdradził źródła swoich informacji. Przeciek nie musiał być wielki, wystarczyło podanie jednego słowa – Równe. Prawdopodobne jest też zdradzenie źródła przez jednego z licznych sowieckich "kretów" w brytyjskich służbach, takich jak na przykład Kim Philby.

Po wykryciu współpracy Lisowskiej z polskim rządem w Londynie Sowieci wydali na nią wyrok, odraczając jego wykonanie do czasu zmiany sytuacji na froncie. W warunkach okupacji Kresów Wschodnich przez Niemców likwidowanie sprawnie działającej, choć nielojalnej agentury nie miało sensu. Po ponownym zajęciu Lwowa i Równego przez Sowietów Lisowska stała się poważnym zagrożeniem nie tylko dla NKWD, lecz także dla wspomnianego już towarzysza Wasilija Begmy, który w czasie okupacji stał na czele konspiracyjnego komitetu partii komunistycznej w Równem. Posiadane przez Lisowską i Mikotę informacje o jego okupacyjnej działalności, a raczej bezczynności, mogły zniszczyć oficjalny obraz walki równieńskiego podziemia.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że na fali pieriestrojki badacze z Równego zwrócili się w 1988 roku do KGB ZSRR z prośbą o udostępnienie materiałów na temat działalności i śmierci Kuzniecowa. Otrzymali odpowiedź, że dane te są utajnione do 2025 roku. Również na ostateczne wyjaśnienie zagadki śmierci Lidii Lisowskiej i Marii Mikoty trzeba będzie jeszcze poczekać. Poznanie wszystkich szczegółów na temat „wołyńskiej Maty Hari” byłoby jednym z pierwszych kroków do ujawnienia nieznanych wątków działalności polskiego wywiadu i dokonanej przez niego penetracji struktur NKWD.

Adam Kaczyński, "Polska Zbrojna"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)