Potok obrzydliwych wpisów po śmierci Polki [OPINIA]

Kiedy czytam wpisy pod informacją o śmierci 27-letniej Polki, mam ochotę krzyczeć. Z przerażenia i bezsilności. I ze wzburzenia (choć to eufemizm), że tak łatwo jesteśmy w stanie uderzać w ofiarę, jej bliskich, zapominając, że wina leży zawsze po stronie oprawcy. Zawsze.

Obrzydliwe wpisy po śmierci Anastazji. Oskarżają, że "jest sobie winna", fot. Facebook, Stowarzyszenie Zaginieni Cała Polska
Obrzydliwe wpisy po śmierci Anastazji. Oskarżają, że "jest sobie winna", fot. Facebook, Stowarzyszenie Zaginieni Cała Polska
Źródło zdjęć: © Facebook
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

"Kolejna, co myślała, że Alladyna poznała"; "rodzinie wstydu narobiła na dwa pokolenia"; "jak można być taką naiwną?"; "na własne życzenie się zabawiała się, gdy jej chłopak pracował na wspólną przyszłość, typowa młoda"; "rzęsy zrobiła i poszła się zabawić"; "obcego to się w tv ogląda, szczególnie, jak się ma chłopaka" - to tylko niektóre z pełnych nienawiści, hejtu i złośliwości komentarzy, jakie pojawiły się pod wpisami dotyczącymi 27-letniej Anastazji - Polki, która zginęła na greckiej wyspie Kos.

Trudno powstrzymać emocje i zablokować w sobie chęć odpisania każdemu takiemu komentującemu. Trudno nie napisać, jak bezdusznym jest człowiekiem, pozbawionym taktu i wyzutym z człowieczeństwa.

Serce mi pęka na samą myśl, jak wielka krzywda spotkała tę dziewczynę. Tym bardziej nie rozumiem, jak można - przy tak ogromnej tragedii - w ogóle pomyśleć o tym, by napisać, że dziewczyna jest sama sobie winna. Jak można nie wziąć pod uwagę tego, że te wpisy czytają nie tylko jej bliscy, ale i mogą zobaczyć je osoby, które też zostały w swoim życiu skrzywdzone?

Wchodzę na profile osób, które wylewają ściek na serwisach społecznościowych. To młode dziewczyny, matki, ojcowie, dojrzali mężczyźni. Ci, którzy postanowili - niepytani o zdanie - wyrazić swój sprzeciw. Nie wobec gwałtów, nie wobec przemocy. Sprzeciw wobec zachowaniu 27-latki, która ośmieliła się wyjść bez swojego chłopaka na miasto, na drinka, zamiast czekać w czterech ścianach aż ten wróci z pracy.

Zaginięcie Polki w Grecji

Od kilku dni cała Polska żyła zaginięciem Anastazji w Grecji. Jej śmierć potwierdził w poniedziałek rano minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Kobieta zaginęła 12 czerwca w miejscowości Marmari. Przyleciała na wyspę do pracy w hotelowej restauracji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kobiecie towarzyszył 28-letni partner. To on powiadomił służby o jej zaginięciu. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, Anastazja miała wybrać się ze znajomymi na drinka. Jej partner w tym czasie pracował. Wieczorem, około godz. 22.30, zadzwoniła do niego - miała być pod wpływem alkoholu. Najpierw mówiła, że ktoś ją odwiezie do hotelu na motocyklu, ale potem wysłała partnerowi lokalizację. Mężczyzna pojechał na miejsce, jednak już jej tam nie było.

Podejrzany o jej porwanie jest 32-latek z Bangladeszu, który miał widzieć Anastazję jako ostatni. Cudzoziemiec przyznał się policjantom, że "odbył z 27-latką stosunek płciowy, a następnie wyprowadził ją na zewnątrz i wyszedł".

Według doniesień greckich mediów w mieszkaniu mężczyzny śledczy znaleźli DNA Anastazji, a także koszulę z plamami krwi. Z kolei niedaleko jego miejsca zamieszkania odnaleziono telefon Polki bez karty SIM. Kobieta mogła zostać zgwałcona, a jej nagie ciało znaleziono w worku w krzakach.

"Victim blaming"

Mimo tak ogromnej tragedii komentujący obrali kierunek: "sama jest sobie winna". "Victim blaming", czyli obwinianie ofiary, niestety wciąż jest w Polsce mocno zakorzeniony. Komentarze zamieszczane na Facebooku pojawiają się także pod wpisami bliskich ofiary. I nie są anonimowe. Piszą je Polacy pod nazwiskiem, w dużej części - kobiety.

W XXI wieku wciąż doprowadzamy do sytuacji, w której uznajemy, że to nie gwałciciel jest winny swojego czynu, lecz zgwałcona kobieta, która "pchała się" niemal w jego ręce. Bo poszła sama na spacer, bo wyjechała na samotny urlop, sama poszła na koncert albo miała "prowokujący strój".

Przed kilkoma laty na Uniwersytecie w Kansas zorganizowano przejmującą i potrzebną wystawę. Odwiedzający mieli szansę przekonać się, co miały na sobie osoby, które zostały zgwałcone. Wystawa "What were you wearing?" w dobitny sposób obalała nadal funkcjonujące przekonanie, że ofiara prowokowała napastnika swoim strojem.

Wśród ubrań pokazywanych na wystawie były m.in. regularne jeansy, sukienka w dziecięcym rozmiarze, luźna koszula zapinana na guziki czy strój do ćwiczeń. Ten strój w żaden sposób nie wyróżniał się wśród innych. Wielu oceniających i oskarżających zapomina, że niezależnie od tego, co dana osoba ma (lub czego nie ma) na sobie, nie jest i nie powinna być celem żadnych zaczepek - ani słownych, ani fizycznych. Nie powinna stać się ofiarą gwałtu.

Pamiętam doskonale falę oburzenia po słowach sprzed 10 lat, kiedy to abp Józef Michalik mówił: "Słyszymy nieraz, że to często wyzwala się ta niewłaściwa postawa, czy nadużycie, kiedy dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga". W ten paskudny sposób próbował usprawiedliwić czyny pedofilskie. Oskarżenie kobiety o winę w sytuacji gwałtu to ten sam kaliber obrzydliwości. Widzicie to?

Wtórna wiktymizacja

Kobieta powinna mieć prawo funkcjonować w świecie tak samo jak mężczyzna. Kiedy ona wychodzi na miasto - szuka przygód, kiedy mężczyzna to robi - chce się po prostu zabawić. Tymczasem kobieta powinna móc wyjść na drinka (sama lub w towarzystwie) bez obaw, że ktoś będzie czyhał na nią z tabletką gwałtu. Móc wrócić nocą z przystanku tramwajowego do domu bez obaw, że zza rogu wyjdzie mężczyzna, który zrobi jej krzywdę. Móc iść na spacer w lesie w krótkiej, letniej sukience, bez obaw, że strój kogoś "sprowokuje".

Wszystkie hejterskie i nienawistne komentarze tylko ośmielają kolejne osoby do krzywdzenia kobiet. I doprowadzają do wtórnej wiktymizacji, kiedy kobieta - ofiara gwałtu - po raz kolejny cierpi, tym razem otrzymując internetowe strzały, pogłębiające w niej poczucie winy.

Winny jest ZAWSZE napastnik, gwałciciel, przestępca. Tylko on. Nie ofiara. I nie ma tu wyjątku. Czas to w końcu zrozumieć. Jak i to, że czyjaś nienawistna i oceniająca opinia nie jest nikomu potrzebna, a komentarzowa defekacja może i daje ulgę komentującemu, ale na pewno nie pomaga ani bliskim, ani sprawie. Nigdy.

Ze względu na to, jakie wpisy pojawiają się pod tekstami o Polce, zdecydowaliśmy się na wyłączenie komentarzy pod tekstami Wirtualnej Polski na ten temat.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie