Pospolite ruszenie w walce z powodzią. Teraz widać, czego nam brakuje
Powódź w południowej Polsce obnażyła nie tylko braki sprzętowe, o których od lat mówili żołnierze i specjaliści. Widoczny był także brak spójnego systemu zarządzania kryzysowego i łączności.
21.09.2024 07:04
W kwietniu 2022 r., wprowadzając w życie Ustawę o obronie ojczyzny, rząd Prawa i Sprawiedliwości de facto ostatecznie zlikwidował Obronę Cywilną. Za jej przyjęciem głosowali niemal wszyscy posłowie, od prawa do lewa. Ustawa postawiła na głowie system działania w sytuacjach kryzysowych. Przestały choćby obowiązywać wszelkie dotychczasowe przepisy, rozporządzenia, a nawet plany ewakuacyjne.
Zobacz także
Ustawy bez sprzętu niewiele pomogą
Istniejące ustawy, co prawda pozwalają funkcjonować i ogólnie określają zadania, jakie podejmują poszczególne służby i władze lokalne, ale powstała poważna dziura. Nie ma wytycznych dla osób odpowiedzialnych za utrzymanie infrastruktury, czy organizację pracy w przypadku zwykłej katastrofy, jak awaria elektrowni. Wszystko miały regulować wydawane na bieżąco rozporządzenia. Te słabości uwidoczniły się w czasie obecnej powodzi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Przy tej skali klęski żywiołowej siły straży pożarnych czy innych formacji dość szybko się wyczerpują – mówi dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa. - W konsekwencji sięga się po zasoby takie jak pospolite ruszenie. Ustawa o Obronie Cywilnej pozwoliłaby mieć sformalizowaną rezerwę podobną do wojskowej. Obecnie takiej nie ma.
Ekspert zauważa, że problemem jest to, że obecnie rdzeniem struktury jest system zarządzania kryzysowego i najpierw należałoby ocenić, na ile przepływ informacji był efektywny w tym systemie. Na pewno nie każdy element zadziałał prawidłowo.
- Śledząc przebieg akcji ratunkowej, po pierwsze można zauważyć, iż w ograniczonej przestrzeni powietrznej operowało jednocześnie kilka, kilkanaście platform różnych operatorów. Trzeba było z nimi utrzymywać łączność koordynować pomiędzy sobą, z ratownikami na ziemi oraz naprowadzać na miejsca, gdzie miały działać – zauważył Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
- Logistycznie to ogromne wyzwanie. Dlatego, gdy woda opadnie, warto będzie zadawać pytania o jednolite procedury ratownicze, obecny stan wojskowych Grup Poszukiwawczo-Ratowniczych oraz o proces wyszkolenia zarówno przyszłych załóg, jak i ekip ratowniczych.
Problemów jest więcej niż tylko słaba koordynacja działań na każdym szczeblu, brak wyszkolonych służb czy kulawe działanie Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
- Kolejna sprawa to dostępność zasobów takich jak choćby sprzęt inżynieryjny czy szpitale polowe. Możemy mieć najlepszą ustawę, ale jeśli w razie powodzi sięgamy po stare PTS-y, to będzie porażka. Musimy budować i stronę prawną, i zasoby wykonawcze – mówi z kolei dr Piekarski.
Śmigłowce, czyli od Sasa do Lasa
Najbardziej dające się zauważyć problemy były z wystarczającą liczbą odpowiednich śmigłowców, które nie tylko prowadziłyby akcje poszukiwawczo–ratunkowe, ale także mogłyby szybko i sprawnie umocnić wały. Podczas powodzi w roku 1997 i 2010 wojsko było w stanie wystawić do akcji 40 śmigłowców i to bez większego uszczerbku na stanach jednostek. Obecnie udało się zebrać niespełna 20 sztuk.
- Jednak patrząc szerzej, rzuca się w oczy kilka czynników. Po pierwsze, różnorodność wiropłatów zaangażowanych do walki z powodzią. Począwszy od stosunkowo nowoczesnych S-70i, poprzez dobrze znane śmigłowce rodziny Mi-8/Mi-17 na stareńkich Mi-2 skończywszy. Całość uzupełniała dosyć egzotyczna drobnica, czyli małe śmigłowce Policji, Straży Granicznej, Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, TOPR, a nawet prywatne maszyny – wylicza Jakub Link-Lenczowski
- Wydaje się, że tylko dzięki wielkim staraniom wyszkolonych załóg udało się zrealizować najpilniejsze operacje polegające na ratowaniu ludzkiego życia – zauważa.
Ma rację. Armia wysłała załogi Wojsk Specjalnych z JW GROM i Powietrznej Jednostki Operacji Specjalnych oraz załogi z dywizjonu lotniczego 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Jednak ich śmigłowce jedynie z przymusu nadają się do prowadzenia operacji ratowniczych.
Czego potrzebujemy?
Siły Zbrojne stały się obok służb poległych MSWiA kluczowym czynnikiem do walki z powodzią i pomocy w niwelowaniu jej skutków. Kataklizm, który dotknął miejscowości na Dolnym Śląsku, jest porównywany rozmiarami do skutków działań wojennych.
- Czemu w roku 2024 symbolem powodzi znowu są gąsienicowe amfibie PTS-M i śmigłowce Mi-2? To maszyny, które powodzianie muszą oglądać od ponad czterech dekad... - pyta Link-Lenczowski.
Eksperci zauważają, że brakowało przede wszystkim odpowiedniej ilości śmigłowców wielozadaniowych, które posiadałyby wyposażenie do misji poszukiwawczo-ratunkowych, a także ciężkich śmigłowców, jak np. Boeingów CH-47 Chinook. Widoczne to było podczas umacniania wałów pod Nysą, kiedy średnie śmigłowce musiały robić kilkanaście kursów jednej doby.
Brakuje także ciężkiego sprzętu na lądzie. Wojska Inżynieryjne wysłały amfibie PTS-M, które pamiętają jeszcze końcówkę lat 70. XX wieku. Innego sprzętu amfibijnego, który mógłby prowadzić tego typu działania, po prostu nie ma. I nie będzie jeszcze przez kilka lat.
Przed trzema laty resort obrony poinformował, że zakup nowych pojazdów amfibijnych jest związany z programem budowy i zakupu bojowych wozów piechoty Borsuk. Na razie dostarczane są pierwsze Borsuki. O amfibiach nic nie słychać. Słychać za to o znalezieniu przez wojsko następców uniwersalnej koparki samochodowej K-407. Jest to sprzęt, który zaczął trafiać do Sił Zbrojnych jeszcze w 1969 roku! Wojska inżynieryjne używają ich do dziś. Pierwszy następca na podwoziu MAN ma się pojawić dopiero w tym roku.
Widać jednak światełko w tunelu. Po pierwsze Wojska Obrony Terytorialnej po czasach "komandosowania" weszły na prawidłowe tory i są dość dobrze wyposażone w odpowiedni sprzęt do niesienia pomocy w czasie klęsk żywiołowych. Po drugie, rząd pracuje nad nową ustawą, która wypełni lukę po zlikwidowanej Obronie Cywilnej.
- Zasadnicza koncepcja jest dobra, bo tworzy system ochrony ludności, który docelowo będzie dopasowany do systemu zarządzania - zauważa dr Piekarski.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki powodzi i zniszczenia? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl