Porzuciła pracę urzędniczki. Pod choinkę chce dać pracę kobietom na wsi

Zakochała się w żuławskich wsiach. - To ja zdecydowałam, że przenoszę się z miasta na wieś. Ale moje sąsiadki z Zalewa tego szczęścia nie mają. One tu się urodziły, tu mieszkają i tu muszą znaleźć pracę - mówi Anita Czarniecka. A z pracą jest problem. Dlatego Anita ma marzenie: - Chciałabym im dać prezent świąteczny w postaci pracy.

Anita Czarniecka (w środku) z panią Elżbietą i jej córką Dorotą
Źródło zdjęć: © WP.PL

Anita Czarniecka z entuzjazmem opowiada o żuławskiej okolicy. Pokazuje mi stare chaty podcieniowe i zapadające się poniemieckie cmentarze. Opowiada o historii tamtejszych domostw.

Wreszcie dojeżdżamy do malowniczego Zalewa. Co prawda na ryneczku stoi obskurna pozostałość po sklepie GS, ale poza tym domki są ładne, wyremontowane. Nie jest to "Polska w ruinie".

Czarniecka wcześniej była urzędniczką. Teraz ma swoją firmę i organizuje szkolenia dla dzieci z autyzmem. Ma jedno marzenie: dać pracę lokalnym kobietom.

- Jesteśmy blisko krajowej siódemki, w okolicach Iławy. Wyobrażam sobie, że np. jakiś TIR zjeżdża z siódemki, zajeżdża do Zalewa i kobiety z okolicznych miejscowości mają pracę przy konfekcjonowaniu czy składaniu czegoś, np. narzędzi - zdradza.

Obraz
© WP.PL/ Czarniecka przed swoją piekarnią

Chciała robić dżemy

Czarniecka po tym, jak zostawiła pracę urzędniczą w Gdańsku, żyje pomiędzy wielkomiejskim Gdańskiem a małym Zalewem. W tej małej miejscowości, położonej na granicy województwa pomorskiego z warmińsko-mazurskim, kupiła starą, nieczynną już piekarnię. W środku kilka dużych pomieszczeń i stary piec piekarniczy. Wygląda zjawiskowo. Można wyobrazić sobie zapach wypiekanego tu jeszcze niedawno gorącego chleba.

Mówi, że wybrała to miejsce świadomie:

- To ja zdecydowałam, że przenoszę się z miasta na wieś. Mam ten komfort, że mogę sobie na to pozwolić. Ale moje sąsiadki z Zalewa tego szczęścia nie mają. One tu się urodziły i tu mieszkają. I tu muszą znaleźć pracę, bo z braku samochodu czy autobusów nie dojadą do miasta. Chciałabym im pomóc. To moja praca u podstaw.

Czarniecka planowała otworzyć tu małą przetwórnię owoców i runa leśnego; chciała produkować dżemy i inne produkty z żurawiną i jagodami. Ale pomysł rozrósł się do dużej fabryki i wtedy zrezygnowała.

Przez kolejny rok pracowała nad projektem stworzenia przedszkola integracyjnego na wsi - nie udało się z braku możliwości sfinansowania remontu. Jednocześnie słyszała "U nas nie ma niepełnosprawnych dzieci", co jest nieprawdą.

Nie udało się więc z projektem przetwórni dżemów ani z przedszkolem dla dzieci z autyzmem. Ale ona nie dawała za wygraną.

- Pomyślałam, że część tego lokalu, czyli 120 m2, przeznaczę na firmę dla kobiet, bo kobiety są najsłabszą grupą społeczną, bez pracy i własnych pieniędzy. A jednocześnie opiekują się całym domem: dziećmi, starzejącymi się rodzicami, gospodarstwem domowym. Dzieci dorastają i wyprowadzają się, a one zostają bez wypracowanej emerytury.

Jaka to mogłaby być praca?

– Kobiety są niezwykle zdolne, cierpliwe i dokładne. Dużo potrafią. Wyobrażam sobie, że ten lokal będzie wynajęty np. do składania czegoś z części, czegoś prostego – mówi Czarniecka.

Obraz
© WP.PL/ Oferty pracy w Zalewie

Mokra, ciężka praca

Zastanawiam się, czy Czarniecka znajdzie kogoś chętnego, w Zalewie bowiem praca jest. Sprawdziłem to w lokalnym pośredniaku. Wiszą tam dwie gabloty pełne ogłoszeń. W dużym stopniu są one skierowane do mężczyzn, choć nie tylko.

Główny pracodawca tutaj to Lech Drób – producent mięsa drobiowego.

Tyle że wiele kobiet, zwłaszcza tych z małymi dziećmi, nie chce tam pracować. Bo zimo, bo mokro, bo ciężki ubój, bo pierze i związane z nim uczulenia.

No i pracuje się tam w systemie trzyzmianowym, w tym w nocy.

Czarniecka: - Kobiety, które mają małe dzieci, nie wyobrażają sobie brania nocek czy późnych popołudni, bo dzieci w tym czasie pozostawałyby same w domu. Ja chciałabym zorganizować pracę w godz. 9-15, tak, żeby mogły spokojnie odebrać dzieci ze szkoły, wrócić do domu, ugotować obiad, zająć się ich lekcjami.

W Zalewie jest zarejestrowanych 180 bezrobotnych. Większość, bo 129, to kobiety.

Czarniecka marzy, że je zaktywizuje. To jej prywatna misja.

– Ja mam wykształcenie, kontakty, jestem z dużego miasta – mówi. – One takich szans nie mają.

Obraz
© WP.PL/ W okolicy zostały poniemieckie cmentarze

Kobieta musi się uczesać

Chodząc po miasteczku, pytam mieszkające tu kobiety o program 500+. Zastanawiam się, czy kobiety w ogóle będą chciały dla Czarnieckiej pracować, skoro dostają takie zapomogi?

Jedna z kobiet wylicza: - Jak dostanę 500+, stypendium dla dziecka, ”mieszkaniówkę” [dodatek mieszkaniowy], to można zarobić w sumie tyle, co w zakładzie.

- Okoliczne plantacje truskawek i malin padają – mówi inna kobieta. – Ciężko kogoś znaleźć.

- Czyli kobiety nie wyjdą z domu? – zastanawiam się na głos.

Moja rozmówczyni protestuje: - Ale to nie tylko pieniądze. Kobieta musi wyjść z domu i mieć kontakt z ludźmi. Musi się wyszykować: zadbać o siebie przed wyjściem, ubrać coś innego niż dres, może pójść do fryzjera. Pieniądze nie są jedynym czynnikiem.

Kobiety z Zalewa i okolic chętnie korzystały z programów unijnych, takich jak "Lepsze jutro" czy "Pomost do kariery". To możliwość zrobienia prawa jazdy czy kursów zawodowych, np. z gastronomii.

Tylko co dalej? Gdzie znaleźć pracę po takim kursie?

Kolejna z moich rozmówczyń ma obawy: - Boję się tego, że 500+ rozpuści społeczeństwo. Staniemy się Polską zasiłkową. Dzieci będą w domu widziały, że rodzice nie pracują, nie wychodzą rano do roboty i same tym nasiąkną. Nauczą się, że nie opłaca się wstawać i wychodzić z domu. W szkole będą pytać: a po co się uczyć, jak pieniądze i tak same przyjdą?

Część moich rozmówczyń chwali jednak bardzo program 500+. Ktoś naprawił komin w domu, ktoś inny załatał dach, ktoś inny zadbał wreszcie o zdrowe zęby maluchów. Mają teraz szczoteczki, pastę i były nawet u dentysty.

Ale są też tacy, którzy pieniądze wydadzą na bieżące rachunki.

Moja rozmówczyni mówi, że system dawania pieniędzy do kieszeni to za mało:

- Mój syn mieszkał w Holandii i Finlandii, więc byłam w tamtejszych szkołach. Tam poza zwykłymi lekcjami są także warsztaty. Dzieci uczą się pracy, choćby obsługi maszyn do szycia, podstaw stolarki. To w nich zostaje. A poza tym tam szkoły żyją od rana do wieczora. Są zajęcia dodatkowe, sport, basen. Szkoła jest miejscem spotkań miejscowej społeczności. U nas? Po lekcjach zamknięte.

- No tak – dodaje druga. – O to mam największe pretensje, że 500+ nie powinno iść do kieszeni ludzi, ale na transport publiczny i infrastrukturę: na żłobki, przedszkola, baseny, sale do baletu czy tańca nowoczesnego. Żeby dziecko po szkole na terenach wiejskich miało coś do robienia poza graniem na telefonie. Nie każdy ma czas i możliwość jechać z dzieckiem ponad 40 km do Iławy w jedną stronę.

Obraz
© WP.PL/ Pozostałości po PRL

Na jagody do lasu

Byłem z Czarniecką w kilku domach. Pytała, czy ktoś przyszedłby do pracy w starej piekarni. Obiecuje elastyczne godziny pracy, pracę lekką, nie przy uboju drobiu.

Pani Elżbieta jest emerytką. Przepracowała 27 lat w lokalnym Banku Spółdzielczym. Czasem w sezonie sprzedaje jagody czy grzyby. Mówi, że chętnie przyszłaby dorobić do emerytury. Może zabrałaby ze sobą córkę Dorotę. Dorota ma 600 zł zasiłku zdrowotnego miesięcznie. W sumie emerytura pani Eli i zasiłek córki jakoś na życie wystarczają, ale czemu nie zarobić paru groszy.

Dorota pracuje tylko latem. Wyjeżdża do Krynicy, do ośrodka wypoczynkowego nad morzem, wtedy pracuje w kuchni albo w hotelu. Resztę roku siedzi w domu i też, jak mówi, poszłaby chętnie do pracy.

Zatem dwie chętne już są.

Czarniecka: - Jest ich więcej. Jestem pewna, że są panie chętne do pracy. To tak samo jak ze stwierdzeniem, że "u nas nie ma niepełnosprawnych dzieci". Są! Ale często nie wiedzą o tym nawet ich rodzice, bo są nieuświadomieni.

- Byłam niedawno w Warszawie na obchodach 25-lecia Centrum Praw Kobiet. Po dwóch dniach słuchania doświadczeń i historii jestem pewna swojego pomysłu. Tak właśnie – poprzez dawanie pracy i perspektyw - można skutecznie i długofalowo coś zmienić w sytuacji kobiet z terenów wiejskich. Byle tylko ktoś chciał z nami podjąć współpracę. To jest teraz kluczowe. Czekam na zgłoszenia.

Kontakt do Anity Czarnieckiej poprze maila: anita@czarniecka.pl oraz stronę czarniecka.pl

Wybrane dla Ciebie
Piotr Wierzbicki nie żyje. Założyciel "Gazety Polskiej" miał 90 lat
Piotr Wierzbicki nie żyje. Założyciel "Gazety Polskiej" miał 90 lat
Kolejne weto prezydenta? Wicepremier komentuje
Kolejne weto prezydenta? Wicepremier komentuje
Trump uderza w Bidena. Stanowcza decyzja prezydenta USA
Trump uderza w Bidena. Stanowcza decyzja prezydenta USA
Jermak miał jechać do Miami. Dymisja dzień przed podróżą
Jermak miał jechać do Miami. Dymisja dzień przed podróżą
Wszystko się nagrało. Nieudana próba rakietowa Rosjan
Wszystko się nagrało. Nieudana próba rakietowa Rosjan
Łomża: krok od tragedii. Policjanci wynieśli seniorkę na rękach
Łomża: krok od tragedii. Policjanci wynieśli seniorkę na rękach
Piętnaste spotkanie na piętnastolecie [OPINIA]
Piętnaste spotkanie na piętnastolecie [OPINIA]
Masakra w Dżeninie. ONZ reaguje. "Pozasądowa egzekucja"
Masakra w Dżeninie. ONZ reaguje. "Pozasądowa egzekucja"
Witkoff jedzie do Putina. Kreml: pierwsza połowa tygodnia
Witkoff jedzie do Putina. Kreml: pierwsza połowa tygodnia
Prezydent apeluje do Czarzastego. Mowa o "rzetelnej debacie"
Prezydent apeluje do Czarzastego. Mowa o "rzetelnej debacie"
Eksplozje na statkach. Płynęły do Rosji
Eksplozje na statkach. Płynęły do Rosji
Nawrocki wbija Tuskowi szpilkę. "Oddam swoje lajki"
Nawrocki wbija Tuskowi szpilkę. "Oddam swoje lajki"