Porwanie rodzicielskie w Bydgoszczy. Matka od tygodni nie ma kontaktu z dziećmi
Chociaż sąd nakazał rodzicom opiekę naprzemienną, ojciec uprowadził dzieci z ulicy i nie dopuszcza matki do kontaktu z nimi. Policja nie interweniuje i radzi kobiecie, aby... założyła ojcu kolejną sprawę.
Do uprowadzenia dzieci doszło 1 lipca przed godz. 9.00 na bydgoskich Wyżynach. 7-letni chłopiec i 6-letnia dziewczynka stały z dziadkiem przed piekarnią na ul. Ogrody. Według relacji dziadka, nieznajomy mężczyzna poprosił go o użyczenie zapalniczki. Wtedy usłyszał krzyk dzieci, a czterech "obcych osiłków" wciągnęło maluchy do auta - opisuje porwanie "Gazeta Pomorska".
Zdaniem ojca dzieci, Jarosława K., to on zabrał córkę i syna z ulicy.
Zaczęło się od tego, że Magdalena R., matka dzieci, w maju wyprowadziła się z domu partnera pod Warszawą do rodzinnej Bydgoszczy. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, Magdalena R. zarzucała, że partner znęca się nad nią. Pod koniec maja kobieta złożyła w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy wniosek o ustalenie u niej miejsca pobytu małoletnich. Z kolei Jarosław K. wystąpił o powierzenie mu wykonywania władzy rodzicielskiej nad dziećmi. Sąd połączył obie sprawy i termin ich rozpatrzenia wyznaczył na 6 sierpnia.
Ojciec skarżył się, że od tej pory ma utrudniony kontakt z dziećmi. Po porwaniu dzieci Sąd Rejonowy w Bydgoszczy zdecydował o opiece naprzemiennej rodziców nad dziećmi do czasu rozstrzygnięcia sprawy o stałej opiece. Magdalena R. miała się nimi zajmować od 14 do 21 lipca - podaje "Express Bydgoski".
Ojciec zmienia zdanie
Ojciec dzieci nie przywiózł, pojechała więc po nie w niedzielę do Warszawy. Jarosław K. nie wydał jednak dzieci, bo - jak stwierdził - nie otrzymał dokumentu z sądu o opiece naprzemiennej. Chociaż w rozmowie telefonicznej zadeklarował, że przekaże dzieci, jeśli matka po nie przyjedzie. Nie pomogło to, że Magdalena wzięła ze sobą postanowienie sądu.
- Niestety, mimo obietnic, dzieci nie zostały wydane. Ojciec podał kolejny termin - we wtorek. Dzisiaj również matka nie miała nawet możliwości porozmawiania z dziećmi choć przez chwilę. Co ważne, kobieta jest zameldowana w tym domu, a nie została do niego wpuszczona - powiedział Wirtualnej Polsce Bartosz Weremczuk z agencji detektywistycznej Weremczuk&Wspólnicy.
Na miejsce została wezwana policja. Nic nie wskórała.
- Policjanci nie mogli siłą odebrać dzieci, ponieważ mężczyzna nie jest pozbawiony praw rodzicielskich. W domu panował porządek, małoletnim nic złego się nie działo - powiedziała "Expressowi Bydgoskiemu" sierż. sztab. Milena Kopczyńska, oficer prasowy KPP w Pułtusku. - Jeżeli ojciec dzieci nie respektuje postanowień sądu, wówczas matka nieletnich może zwrócić się do sądu i założyć kolejną sprawę - poradziła policjantka.
Dzieci widziały matkę z okna
Ojciec wciąż twierdzi, że nie dostał postanowienia sądu. - Ani mojemu klientowi, ani mi pismo z postanowieniem sądu nie zostało jeszcze doręczone, co warunkuje jego skuteczność. Jeżeli sądowy dokument zostanie doręczony, to z całą pewnością mój klient zastosuje się do niego - powiedziała gazecie adwokat Monika Maskalska-Kwajzer, pełnomocnik Jarosława K.
Detektywi działający na zlecenie Magdaleny R. zapewniają, że mają kopie rozmów ojca z matką, które dowodzą, że Jarosław K. zapoznał się z postanowieniem sądu i deklarował wydanie dzieci w ustalonym przez sąd terminie.
Według Bartosza Weremczuka, w czasie interwencji ojciec zachowywał się agresywnie, zabarykadował się w domu i odmówił przekazania maluchom prezentów od mamy. - Dzieci patrzyły z okien na piętrze, jak matka bezradnie stoi pod bramą - opowiada detektyw.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl