Ponad dwie godziny czekania na karetkę w centrum Poznania. Kto zawinił?
Na przystanku przy ul. Garbary w Poznaniu zasłabł mężczyzna. Chociaż po pomoc dzwonili strażnicy miejscy, przypadkowi przechodnie, w tym ratownik medyczny, karetka przyjechała dopiero po dwóch godzinach.
Do zdarzenia doszło w środę, około godz. 18.30 na przystanku autobusowym przy ul. Grabary w ścisłym centrum Poznania. Starszy mężczyzna przewrócił się, miał drgawki i co chwilę tracił przytomność. Pomóc próbowali mu przypadkowi przechodnie, w tym mężczyzna na co dzień pracujący jako ratownik medyczny, który jednak miał złamaną rękę, więc sam nie był w stanie udzielić mu właściwej pomocy.
Na miejscu zjawili się także strażnicy miejscy. Wszyscy dzwonili na pogotowie, prosząc o przyjazd karetki, ale ta cały czas nie przyjeżdżała. Karetka pojawiła się na miejscu dopiero o godz. 21. Jej załoga twierdziła, że otrzymała wezwanie zaledwie cztery minuty wcześniej.
Wojewoda wielkopolski wszczął postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.
- Oddział Ratownictwa Medycznego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego wystąpił o przedstawienie szczegółowych wyjaśnień przez Rejonową Stację Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu, odpowiedzialną za pracę dyspozytorów medycznych obsługujących Poznań i powiat poznański - wyjaśnia Tomasz Stube, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego. - Z dotychczasowych ustaleń wynika, że wszystkie zgłoszenia wykonane na numer alarmowy 112 zostały zgodnie z obowiązującymi procedurami, niezwłocznie przekazane przez operatorów numeru alarmowego do dyspozytorów medycznych RSPR w Poznaniu, odpowiadających za dysponowanie zespołów ratownictwa medycznego - dodaje.
System ratownictwa w Poznaniu obejmuje 23 karetki. Średni czas dojazdu karetki wynosi około 12 minut.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .