Pomoc humanitarna zamiast wojska. Nowy pomysł szefa KE na bezpieczeństwo
Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker uważa, że kraje starego kontynentu nie powinny poddawać się amerykańskiej presji i zwiększać wydatków na obronność. Jego zdaniem pomoc krajom poza wspólnotą także zwiększa bezpieczeństwo Europejczyków i dlatego należy uwzględnić ją w rachunkach. To na pewno nie spodoba się prezydentowi Donaldowi Trumpowi, który uzależnia utrzymanie amerykańskiego parasola ochronnego od kosztów ponoszonych przez kraje domagające się wsparcia.
Dużym zaskoczeniem są słowa Jean-Claude Junckera, który podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium poddał w wątpliwość potrzebę wydawania 2 proc. PKB na wojsko. Jego zdaniem Niemcy nie miałyby nadwyżki budżetowej, gdyby zwiększyły nakłady na zbrojenia z 1,22 proc. PKB do wymaganego poziomu, a to wcale nie znaczy, że Berlin nie broni granic.
Według przewodniczącego Komisji Europejskiej pomoc humanitarna i rozwojowa również zwiększa bezpieczeństwo i dlatego należy ją traktować podobnie jak wydatki na wojsko. Dopiero ta łączna kwota pozwala ocenić, na ile poważnie dany kraj traktuje bezpieczeństwo swoje i całej Wspólnoty.
Groźba wojny to tylko jedno z zagrożeń, przed którymi stoi Europa. Powszechnie wiadomo, że terroryzmu czy przemytu ludzi nie uda się pokonać wyłącznie z użyciem samolotów, czołgów i okrętów wojennych. Trzeba też pomagać krajom, z których wyjeżdżają ludzie szukający lepszego życia w bogatej Europie, a także wspierać rządy walczące z radykałami w różnych częściach świata.
Amerykanie żądają twardych dowodów
Wcześniej w Monachium przemawiał sekretarz obrony USA Jim Mattis, który wezwał kraje NATO do przestrzegania zobowiązania zwiększenia wydatków na obronność do 2 proc. PKB. W przeciwnym wypadku Europejczycy ryzykują utratą wsparcia Waszyngtonu. Amerykanie uważają, że każdy, kto oczekuje pomocy najpierw sam musi pokazać jak poważnie traktuje zagrożenie.
Przeciwko temu stanowisku protestował Juncker, według którego Amerykanie zawężają patrzenie na bezpieczeństwo do kwestii militarnych i próbują wymusić takie podejście na Europejczykach. Według niego „nowoczesna polityka stabilności” powinna składać się z wielu elementów, a wojsko jest tylko jednym z nich.
Stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej nie tylko nie odpowiada oczekiwaniom nowego prezydenta USA, ale także podważa porozumienie zawarte z NATO. Zwiększenie wydatków na obronność jest jednym z najważniejszych zapisów umowy podpisanej w lipcu 2016 r. w Warszawie. Nazwisko Jean-Claude Junckera znajduje się na tym dokumencie obok nazwisk przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska i sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga.
Oczywiście to nie przewodniczący Komisji Europejskiej jest odpowiedzialny za politykę obronną czy nadzorowanie wydatków na wojsko przez państwa członkowskie. Sytuacja byłaby znacznie poważniejsza, gdyby to Donald Tusk publicznie zastanawiał się nad zasadnością wydatków na zbrojenia, jednak wypowiedzi Junckera mogą bardzo poważnie zirytować Amerykanów. To wyjątkowo niezręczna chwila, bo właśnie teraz wysłannicy Białego Domu starają się rozwiać obawy Europejczyków tłumacząc, że nie ma mowy o współpracy wojskowej pomiędzy USA i Rosją, a NATO jest fundamentem bezpieczeństwa po obu stronach Atlantyku. Polityka Donalda Trumpa jest na tyle chaotyczna i nieprzewidywalna, że podważanie stałych elementów współpracy przez przedstawicieli Unii Europejskiej stwarza zagrożenie dla stabilności całej konstrukcji.