"Polskie przedszkola wychowują Hitlerjugend"
Polskie przedszkola wychowują "Hitlerjugend", a szkoły polskiej mniejszości są rozsadnikami antypaństwowego elementu i wylęgarnią piątej kolumny - tymi słowy litewscy nacjonaliści zaatakowali polskie szkolnictwo i polską mniejszość na Litwie.
Zaapelowali też do władz kraju, żeby podjęły konkretne działania wobec polskiego szkolnictwa, włącznie z inwigilacją polskiego środowiska przez litewskie służby specjalne.
Te słowa mocno zbulwersowały polską społeczność na Litwie, tym bardziej, że obraźliwe i niemające żadnych podstaw oskarżenia wobec Polaków padły ze strony nie marginalnych ugrupowań neonazistowskich, lecz zostały wypowiedziane przez liderów współrządzącej Litwą partii konserwatywnej - Związku Ojczyzny/ Chrześcijańscy Demokraci Litwy, wspieranej przez władze organizacji pozarządowej "Vilnija" oraz pedagogów i kierownictwo szkół litewskich na Wileńszczyźnie podlegających bezpośrednio ministrowi oświaty i nauki.
Urągające godności polskiej mniejszości oraz rozniecające waśnie narodowościowe słowa padły podczas wyjazdowego posiedzenia do rejonu solecznickiego Komisji Sejmu i Światowej Wspólnoty Litwinów. Członkowie Komisji odwiedzili litewskie, a także polskie przedszkola i szkoły działające w rejonie.
- Tam dziś wychowują "Hitlerjugend", od przedszkola dzieci nie uczą języka (litewskiego - przyp. red.), niczego nie wiedzą oni o tym kraju, o Litwie, mimo że tu się urodzili i wychowali - przekonywał posłów oraz przedstawicieli litewskiej diaspory za granicą były wieloletni dyrektor litewskiego gimnazjum im. S. Rapolionisa w Ejszyszkach, Vytautas Dailydka. Jego opinię poparła też dyrektorka litewskiej szkoły średniej w Turgielach Ausra Voveriene. Dailydka zaapelował też do władz, żeby Polakami na Wileńszczyźnie zajął się też Urząd Bezpieczeństwa Państwa.
- Nie będę owijał w bawełnę, że wychowujemy antypaństwowy element. Te szkoły (polskie - przyp. red.) są rozsadnikami antypaństwowego elementu i wylęgarnią piątej kolumny - oświadczył z kolei nauczyciel historii litewskiej Szkoły Tysiąclecia w Solecznikach, Arturas Andriusaitis, który też jest członkiem znanej ze swojej antypolskości "Vilniji". Prezesem solecznickiego oddziału tej organizacji, a zarazem przewodniczącym rejonowego oddziału partii konserwatywnej jest dyrektor Szkoły Tysiąclecia Vidmantas Zilius.
- To jest prowokacja i bezczelne kłamstwo tych osób. Ich miejsce jest przed sądem, bo nie wolno kalać tak delikatnej materii, jaką jest narodowość - powiedział w rozmowie z "Kurierem" mer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz. Mer podkreślił, że opinie przedstawione przez Dailydkę, Voveriene, Andriusaitisa i innych członków "Vilniji" są sprzeczne z prawdą, bo w polskich szkołach, podobnie jak w całym rejonie zamieszkałym w większości przez polską mniejszość szczególny nacisk kładzie się na nauczanie języka państwowego oraz wychowanie patriotyczne.
- Nasze działania są skierowane na wzmocnienie państwowości Litwy oraz wzmocnienie pozycji polskiej mniejszości w tym kraju. Organizujemy też obchody wszystkich świąt państwowych w rejonie na najwyższym poziomie. Polska młodzież dobrze zna też język litewski, bo jeszcze przed 15 laty wprowadziliśmy lekcje języka litewskiego w przedszkolach, które są finansowane z budżetu samorządu. Ministerstwo Oświaty nawet miało do nas pretensje, że zbędnie obciążamy przedszkolaków dodatkowymi lekcjami - tłumaczy mer Zdzisław Palewicz.
Mer rejonu zapowiedział też, że samorząd rejonu na pewno zareaguje na bezpodstawne oskarżenia działaczy "Vilniji" i partii konserwatywnej. Nie wykluczył też, że samorząd podejmie się kroków prawnych wobec osób ubliżających godności litewskich Polaków oraz rozniecających waśni narodowościowe, jak też wobec mediów, które rozpowszechniają kłamliwe informacje.
- Studiujemy materiał zamieszczony na internetowym portalu DELFI i na pewno będziemy reagowali na oświadczenia i wypowiedzi zawarte w materiale - powiedział nam wczoraj mer rejonu.
O potrzebie pojednania między Polakami, a Litwinami pisze, tymczasem dziennik "Lietuvos rytas" w obszernym materiale Algirdasa Visockasa. Autor zauważa, że, chociaż napięcie w relacjach polsko-litewskich nie jest na korzyść ani dla Litwy ani dla Polski, mimo to jest ono specjalnie podsycane.
- Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, żeby zrozumieć, iż napięcie wynikające ze stałych nieporozumień, nie jest korzystne ani dla Litwy ani dla Polski. Ale dlaczego ono nie spada? Odpowiedź jest prosta - komuś, to jest potrzebne i nietrudno jest zrozumieć dla kogo właśnie. Toteż, gdy pojawia się na różnych szczeblach ultrapatriotyczne nastawienie, możemy tylko pytać - z głupoty, czy…? - zastanawia się autor artykułu. Pyta też, czy odziedziczone z okresu przedwojennego i sztucznie podsycane przeciwieństwo jest Litwie korzystne.
- Czy naprawdę naszym celem jest za wszelką cenę narzucić nasze pojęcia, swoje bardzo prowincjonalne i ograniczone myślenie, które już daje odpowiednie wyniki? Przecież wybory w Wilnie i na Wileńszczyźnie pokazują, że w ciągu 20 lat my tak i nie nauczyliśmy się normalnie rozmawiać i porozumieć się ze swoimi współobywatelami. Czy wciąż uważamy, że nazwy ulic w dwóch, a jeszcze lepiej - w trzech językach, w zasadzie komuś zaszkodzi? Tylko nie mówcie, że zaszkodzi Litwie, bo w tym przypadku należy zapytać, czym jest ta Litwa i, kto ma monopol na wypowiadanie się w imieniu Litwy - pisze litewski dziennik.