Polskie Leopardy budzą w Ukrainie radość. "To powinien być rok naszego zwycięstwa"
Rok po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na pełną skalę Ukraina dostaje wsparcie prawie od całego wolnego świata. Choć na początku niemal nikt nie wierzył, że będzie ona w stanie przeciwstawić się atakowi Putina. Słowa Wołodymyra Zełenskiego: "Możemy się nigdy więcej nie zobaczyć", wypowiedziane do Andrzeja Dudy kilkanaście godzin przed rozpoczęciem wojny, na szczęście się nie spełniły. Polskie Leopardy 2, które są już w Ukrainie, to wiadomość, która budzi tu radość i daje nadzieję.
Korespondencja z Kijowa
Do piątkowego wieczora Rosjanie nie zdecydowali się na brutalny spektakl w rocznicę rozpoczęcia inwazji na Ukrainę, a tego obawiało się wielu Ukraińców. Przed taką możliwością przestrzegały też władze w Kijowie. Dzień był jednak wyjątkowo spokojny. W stolicy nie było słychać alarmów przeciwlotniczych, a miasto, które Putin planował zdobyć w trzy dni, tętniło życiem. W podziemnych przejściach ludzie kupowali niebiesko-żółte wiązanki farbowanych kwiatów, by upamiętnić tych, którzy zginęli za wolność.
Wołodymyr Zełenski rano dziękował wojsku za poświęcenie, spotkał się z Mateuszem Morawieckim, razem odwiedzili rannych ukraińskich żołnierzy w jednym ze szpitali. Później połączył się z liderami G7 i w końcu w centrum Kijowa rozmawiał się z dziennikarzami z całego świata. Wyznał, że najstraszniejszym momentem ostatnich dwunastu miesięcy było dla niego to, co zobaczył w Buczy.
Po roku widać, że postawa ukraińskiego prezydenta, który pozostał w Kijowie, mimo że dla Rosjan jest celem numer jeden, to jeden z czynników, który miał kluczowy wpływ na początkową fazę wojny. Ukraińcy uwierzyli, że są w stanie się bronić i w końcu zwyciężyć. Uwierzyła w to również duża część światowych przywódców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rok temu niewielu wierzyło, że Kijów będzie w stanie się obronić. Ukraińscy politycy prosili światowych przywódców o uwagę i czas. Dziś to międzynarodowe delegacje ustawiają się w kolejce, by uścisnąć dłoń Zełenskiemu.
Potrzebne dalsze wsparcie
Władze Ukrainy przekuły rocznicę rosyjskiej inwazji w pokaz narodowej solidarności i siły. Bo w ciągu 365 dni Moskwa nie zrealizowała żadnego z głównych strategicznych celów. Niemal cały wolny świat stoi przy Ukrainie. Jednak Ukraińcy, z którymi rozmawiam podkreślają, że Kijów jeszcze nie wygrał. Pokaz jedności i siły nie może przysłonić potrzeb ukraińskiego wojska. Tym bardziej, że sam Wołodymyr Zełeński przyznaje, że sytuacja na wschodnim odcinku jest trudna.
- Brak zmasowanego ataku na Kijów w dniu rocznicy, wcale nie oznacza, że nie będzie go w następnych dniach. Wschód atakowany jest regularnie, dlatego po roku, choć jesteśmy silniejsi, nie możemy zapomnieć o tym, że wojna wciąż trwa. Wszyscy czujemy, że Putin przegrywa, ale Ukraina jeszcze nie wygrała – mówi mi Ołeh, z którym rozmawiam w centrum ukraińskiej stolicy.
Kijów do zwycięstwa może zbliżyć skoordynowana pomoc i kolejne dostawy broni. Dlatego jedną z głównych wiadomości piątku była dostawa pierwszych czołgów Leopard 2 z Polski. "Ten rok powinien być rokiem naszego zwycięstwa. Dziękujemy polskiemu rządowi i naszym partnerom, którzy przybliżają ten dzień" - napisał w swoich mediach społecznościowych premier Ukrainy.
Dostawa czołgów z Polski jest symboliczna
Denys Szmyhal w trakcie spotkania z Mateuszem Morawieckim podkreślał, ze dostawa czołgów z Polski jest symboliczna, bo rok temu do Ukrainy wjechały rosyjskie czołgi, żeby pozbawić Ukrainę wolności. Rok później wjechały czołgi, które są witane z radością, bo mają pomóc bronić wolności. Z kolei Polski premier zadeklarował, że "jesteśmy gotowi szkolić ukraińskich pilotów na F-16".
To kolejna wiadomość, która została w Kijowie zauważona. Z tym zastrzeżeniem, że na razie partnerzy wciąż kręcą nosem przy deklaracjach o ich dostarczeniu. Dlatego Ukraińcy, z którymi rozmawiałem, jednoznacznie podkreślają, że po roku ich bohaterskiej walki świat nie może czekać. Dodają, że ta pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji na pełną skalę, musi być tą ostatnią.
- Za rok chcemy Ukrainy w naszych granicach. Wydaje się niemożliwe? Rok temu też w nas nikt nie wierzył – puentuje Ołeh.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski