ŚwiatPolskich misjonarzy nie pokonały ani choroby, ani wojna w Sudanie Płd. Zbudują nową parafię

Polskich misjonarzy nie pokonały ani choroby, ani wojna w Sudanie Płd. Zbudują nową parafię

Polscy misjonarze nie ulegli ani chorobom, ani złym warunkom. Wyjechali z Sudanu Płd. dopier,o gdy wojna zabrała im parafian. Odnaleźli ich w obozie uchodźców w Ugandzie. Teraz znowu planują przyszłość wśród ludzi poranionych przez konflikt.

Polskich misjonarzy nie pokonały ani choroby, ani wojna w Sudanie Płd. Zbudują nową parafię
Źródło zdjęć: © WP.PL | Jarosław Kociszewski
Jarosław Kociszewski

03.12.2018 | aktual.: 03.12.2018 16:59

- Wyjechaliśmy, gdy na skutek ostrzałów z 20 tys. parafian zostało nam ze 20 – wspomina ojciec Andrzej Dzida, misjonarz, który pracował w Sudanie Południowym, a teraz jest w Ugandzie. – Najpierw trafiliśmy do Egiptu, a teraz znaleźliśmy sudańską parafię tutaj, w Bidi Bidi.

Z Andrzejem Dzidą i Wojciechem Pawłowskim siedzimy pod rozłożystym mangowcem, z którego w pewnej chwili spada owoc i z hukiem trafia w blaszany dach jednej z komórek. Jesteśmy w Lodonga w północnej Ugandzie. Pod tym samym drzewem stoi wysłużona toyota misjonarzy z rejestracją z Sudanu Południowego.

Obraz
© WP.PL | Jarosław Kociszewski

Dwaj werbiści, czyli członkowie Zgromadzenia Słowa Bożego, trafili do miasteczka Lanyia w Sudanie Południowym w 2012 r. To niewielka miejscowość na południowy zachód od Juby, stolicy kraju. Zamieszkali w okrągłej, glinianej chacie, tukulu, takiej samej, w której żyją tubylcy. To był czas optymizmu i nadziei na rozwój kraju, który kilka miesięcy wcześniej oderwał się od Sudanu po dekadach wojny domowej.

- To było trudne i odbiło się na zdrowiu – mówi Pawłowski. Obaj regularnie chorowali na malarię i dur, czyli tyfus.

Wszystko zmienił wybuch wojny domowej w Sudanie Południowym pod koniec 2013 r. Lanyia, leżąca na strategicznej drodze łączącej stolicę z ważnym miastem Yei, też stała się sceną walk. Krytyczny okazał się rok 2016.

– Bojąc się ostrzałów, ludzie powoli uciekali z miasta – wspomina Dzida. – W rezultacie około 200 schroniło się też u nas. To był trudny moment, gdy do miasta weszło wojsko. Żołnierze pierwszych oddziałów liniowych wchodzący do miasta byli pod wpływem narkotyków i alkoholu. Wyprowadzili dwóch z naszych ludzi i myśleliśmy, że to po prostu przesłuchanie. Jak usłyszeliśmy strzały, to byliśmy pewni, że już nie żyją.

Jeden z dwóch mężczyzn zabranych przez żołnierzy jednak dowlókł się z powrotem. Miał przestrzelony na wylot bark. Druga kula wyrwała kawał mięśnia z uda. Widząc to, napastnicy zaoferowali pomoc… żeby człowiek się nie męczył.

– Chwila, chwila! Poprosiłem ich, żeby dali nam szansę spróbować go uratować – wspomina Polak. – Jakimś cudem przeżył i teraz jest tutaj, w Ugandzie.

Po tym, jak parafia opustoszała, misjonarze też wyjechali. Najpierw do Egiptu, a w sierpniu 2018 r. przyjechali do Lodonga niedaleko Bidi Bidi, największego obozu uchodźców na świecie. Żyje tu ok. 280 tys. ludzi. W obozie, który przypomina gigantyczną wieś złożoną z krytych strzechą chat, rozrzuconych jest ponad 30 kaplic katolickich.

Werbiści co niedziela odprawiają msze w kolejnych z nich. To oznacza, że w każdej kaplicy nabożeństwo odbywa się raz na kilka tygodni. Siostra Francesca, polska misjonarka ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego, potocznie zwanych werbistkami, stara się narysować mapę obozu w oparciu o sieć kaplic. To trudne zadanie, bo Bidi Bidi rozciąga się na obszarze ok. 250 km kw. Pokryte buszem wzgórza przecina sieć nieutwardzonych dróg pozbawionych jakichkolwiek punktów charakterystycznych. Znalezienie drogi tutaj jest prawdziwą sztuką.

Obraz
© WP.PL | Jarosław Kociszewski

Misjonarze planują niedługo zacząć budować parafię na terenie obozu. Teraz mieszkają w Lodonga, obok bazyliki Matki Boskiej Królowej Afryki. To też miejsce nieprzypadkowe. Na początku lat 20. ubiegłego wieku, w szczytowej fazie trwającej w tym rejonie wojny między chrześcijanami i muzułmanami, świątynię postawili Włosi idący z północy.

Nie przypadkiem kościół poświęcono Maryi, matce Jezusa, którą szanują także wyznawcy Allaha i nazywają Miriam. Walki praktycznie ustały, choć do dzisiaj większość mieszkańców okolicy to muzułmanie. W 1961 r. papież Jan XXIII wyniósł świątynię do godności bazyliki mniejszej. To zaledwie jedno z trzech takich miejsc w Afryce.

Misjonarze z Polski wiedzą, jak trudne czeka ich zadanie. Wojna psychicznie pokiereszowała wielu ludzi – pomagają im m.in. siostry werbistki. Wielu Sudańczyków powróciło także do tradycyjnych wierzeń pogańskich. Pomimo tego, że w teorii parafia jest niezwykle liczna, w praktyce na msze przychodzi średnio 200, może 300 wiernych, a więc garstka w porównaniu z tym, co było przed wojną.

Siostra Francesca uśmiecha się i częstuje świeżym ciastem własnego wypieku. To niesłychany wręcz rarytas na ugandyjskiej prowincji. Andrzej Dzida i Wojciech Pawłowski więcej mówią o planach na przyszłość niż o wojnie. Lokalny biskup obiecał ziemię, będą potrzebne pozwolenia, plany, materiały… Słucham, patrzę i nie mam wątpliwości – oni naprawdę to zrobią i zbudują parafię w Bidi Bidi!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (110)