Polski sport w centrum zbrodni

Zachód cynicznie zamanifestował nadzieję na liberalizację ChRL, Polacy pokazali tam swoją słabość .

26.08.2008 | aktual.: 26.08.2008 11:34

Olimpiada w Pekinie to skandal kompromitujący społeczność międzynarodową z MKOl na czele. Przyznanie organizacji tak prestiżowej imprezy Państwu Środka, którego władze stosują wobec swoich obywateli politykę brutalnego łamania praw człowieka, a wobec Tybetu strategię ekspansjonistyczną i okupacyjną, to wyraz cynizmu dzisiejszego świata. Chińscy komuniści skwapliwie wykorzystali propagandowo okazję, jaką stworzył im „wolny świat”. Fatalny udział Polski w tej ideologicznej imprezie dowiódł dodatkowo ułomnej organizacji i działania całego naszego państwa.

Przebiegli zamordyści

Słuchając wielu komentarzy telewizyjnych komentatorów – zwłaszcza podczas imprezy zamknięcia igrzysk – można było dojść do wniosku, że ostatnia olimpiada otworzy Chiny na świat i unowocześni relacje między państwem i obywatelami. Pekińskie zawody, na które chińscy komuniści wydali niemal czterokrotnie więcej niż Grecy przed czterema laty (około 40 miliardów dolarów – to najdroższa impreza sportowa w historii), oddziałały na umysły wielu obserwatorów swoim rozmachem. Supernowoczesne obiekty sportowe, sprawna organizacja zawodów, efektownie prezentujący się Pekin, z którego wysiedlono w trakcie przygotowań dziesiątki (jeśli nie setki) tysięcy mieszkańców, zrobiły na naiwnych obserwatorach wrażenie. Ludzie Zachodu lubią przyjmować postawę słabej kobiety, która szuka sobie imponującego siłą przyjaciela.

Tak było ze Związkiem Sowieckim, który swoją potęgą militarną i terytorialną niezdrowo pociągał wielu ludzi Zachodu (nawet mający w przeszłości związki z komunizującymi organizacjami studenckimi Barack Obama nadał jednej ze swoich córek imię Natasha). Tymczasem Chińczycy to mistrzowie mistyfikacji. Olimpiada w Pekinie przypomina słynny tzw. chiński mur, który eksponowany na zdjęciach w turystycznych folderach jest wspaniałą, jakoby świetnie zachowaną konstrukcją sprzed ponad pięciuset lat. Tymczasem właśnie te najbardziej efektowne fragmenty są konstrukcją zbudowaną przez komunistów za czasów Mao, a w swojej całości zbiorem rozrzuconych na linii granicznej resztek ziemnych wałów obronnych.

Podobnie z igrzyskami w Pekinie – oazie nowoczesności na oceanie nieprawdopodobnej nędzy i prymitywu chińskiej prowincji. Łatwo jest zrobić wrażenie na zdziecinniałych turystach z krajów demokratycznych. Wbijany do głowy ludziom Zachodu dogmat o cudzie gospodarczym Chin działa. Owszem, nawet w Polsce mamy już mnóstwo towarów z Chin. Mało kto wie jednak, że pod względem dochodu narodowego liczonego na głowę mieszkańca ChRL nie mieści się w pierwszej setce państw świata. Chińczycy należą do najbiedniejszych ludzi na naszej planecie. I najbardziej uciemiężonych.

Terror polityczno-policyjny w dzisiejszym Państwie Środka często nie ustępuje zjawiskom z Rosji Stalina. Ba, niekiedy swoim rozmachem je przewyższa. Chińscy komuniści mają swój własny GUŁag („obozy reedukacji przez pracę”), gdzie zsyłani są wszyscy krytycy reżimu. Ilu ich jest? Nikt tego nie wie. ChRL jest państwem nie mniej hermetycznym niż dawne Sowiety. Na Zachód przedostają się szczątkowe informacje od osób zbiegłych z Chin. Pozwalają one szacować liczbę więźniów politycznych na setki tysięcy. Za próby publicznego manifestowania podczas olimpiady sprzeciwu wobec ostatnich aktów przemocy w Tybecie obywatelom Chin groziła kara dziesięciu lat więzienia. Jakiekolwiek zakłócanie przebiegu igrzysk traktowano jako przestępstwo polityczne. Nie przypadkiem podczas uroczystości otwarcia igrzysk obok flagi olimpijskiej zawisła czerwona flaga Chin, którą na maszt wciągali chińscy żołnierze. Powiało atmosferą igrzysk z 1936 r.

Chiny to nie tylko kraj obozów koncentracyjnych, z których wielu zesłanych nigdy nie wraca, ale to także państwo, w którym oficjalnie dokonuje się dziesięciu milionów aborcji rocznie (nieoficjalnie mówi się o trzydziestu), z czego od 10 do 30% to aborcje przymusowe, dokonywane nawet tuż przed porodem. W Chinach istnieje największa na świecie ewidencyjna sieć komputerowa, w której zarejestrowane są wszystkie kobiety w wieku rozrodczym. Specjalne komanda zajmują się wyłapywaniem kobiet, które nie dostały od władz zezwolenia na zajście w ciążę. Współpracując z policją, dostarczają one takie osoby najpierw do aresztów śledczych, a potem na stoły operacyjne. Jeżeli „nielegalna” ciąża jest zaawansowana, dziecko po cesarskim cięciu zabija się zastrzykiem w głowę lub topi w specjalnych pojemnikach albo w zwykłym kuble. Istnieje także wiele doniesień, że władze niektórych prowincji – co nie może się dziać bez wiedzy władz centralnych – handlują organami zamordowanych więźniów oraz abortowanymi płodami (przemysł
kosmetyczny).

Dlaczego dziwić się obojętności władz olimpijskich, turystów, sportowców, polityków na podobne zjawiska, skoro program aborcyjny jest częściowo finansowany przez ONZ (za jego pieniądze stworzono wspomnianą sieć komputerową), a więc społeczność międzynarodową? „Rozdzielmy sport od polityki” – to jedno z najgłupszych haseł uzasadniających udział w pekińskim przedstawieniu. Imprezie, która miała światu uzmysłowić potęgę ChRL, a jego obywateli przekonać do słuszności polityki rządzących. Co to wszystko ma wspólnego z liberalizacją i demokratyzacją Chin?

Obłudni demokraci

Prezydentura Jimmy’ego Cartera z pewnością nie należała do najlepszych, ale jedna rzecz udała mu się wyśmienicie. To ten prezydent USA wykorzystał jako instrument polityczny i rozpropagował jako narzędzie nacisku na ZSRR pojęcie praw człowieka. Cały świat niekomunistyczny patrzył na Sowiety przez pryzmat łamania tam praw człowieka. Interwencja w Afganistanie pociągnęła bojkot igrzysk moskiewskich – i mało kto wśród sportowców, polityków i zwykłych obywateli kwestionował ten fakt.

Dzisiaj szef MKOl Jacques Rogge mówi, że była to olimpiada „wyjątkowa” i „najlepsza w historii”. Działacze narodowych komitetów powtarzają frazes o niemieszaniu polityki ze sportem. To tak, jakby Goebbels był znakomitym tenorem i powszechnie chwalonym artystą w imię hasła „Nie mieszać polityki ze sztuką”. Bzdurne usprawiedliwienie, które maskuje niechęć możnych tego świata przed narażaniem się wielkiemu państwu i wielkiemu kontrahentowi rosnącemu w siłę gospodarczą. Postawa świata – z krajami szczycącymi się szacunkiem dla praw człowieka na czele – jest przejawem wyjątkowego cynizmu. Tylko człowiek nierozgarnięty nie kojarzy związku wielkich imprez takich jak igrzyska olimpijskie czy wystawy Expo z ich aspektem propagandowym. Olimpiada w Pekinie rzeczywiście była wyjątkowa. Była to największa w historii jednostkowa akcja agitacyjna. Jej celem była konsolidacja Chińczyków wokół rządzącego reżimu i symboliczne potwierdzenie własnej siły i słuszności obranej linii partii.

Dla Zachodu olimpiada w Pekinie również miała wymiar symboliczny. Ukazała jego słabość moralną i duchową, ostateczne zwycięstwo mentalności kupieckiej nad rycerskim honorem i zwykłą przyzwoitością. Udowodniła – i to jest fakt szczególnie znamienny – że idee praw człowieka są na Zachodzie traktowane selektywnie i instrumentalnie. Gdyby reżim chiński gwałcił na masową skalę prawa homoseksualistów, głosy protestu przeciw wyjazdowi sportowców do Chin byłyby nieporównywalnie głośniejsze. Może nawet doszłoby do bojkotu. Ale prawa chińskich chłopów czy robotników pracujących po dwanaście godzin za dwa dolary dziennie w fabrykach Philipsa czy Matsushita Electrics? Ludzie zamykani w obozach pracy? Znikający bez wieści krytycy reżimu? Swego czasu Lenin prorokował, że sowieccy komuniści powieszą kiedyś kapitalistów na kupionych od nich sznurach. Dzisiaj Zachód robi wszystko, aby ten scenariusz się zrealizował, tyle że sznury będą made in China.

Polska słabizna

Które państwa stawiają na sport? W pewnym sensie te, które na to stać, jest to bowiem dziedzina życia stanowiąca dobrą metodę reklamy własnego kraju. Wielu ludzi jest skłonnych do akceptacji często pozornego związku przyczynowo-skutkowego: dobre wyniki w sporcie to efekt sprawnie działającego państwa – to wskaźnik jego bogactwa i pozytywny obraz rządzącej elity. Czy tak było w ZSRR? Czy tak jest w Chinach? Oczywiście – nie! Ale kraje te mimo wszystko stać było na inwestycje w sport. Inwestycje kapitałowe i organizacyjne.

Polska potrafiła w wymiarze finansowym wysilić się tym razem wyjątkowo. Przygotowania do poprzednich igrzysk w Atenach kosztowały nieco ponad 100 milionów złotych. Do obecnych – 275 milionów. Do Pekinu wysłano aż 265 osób. To trzecia pod względem liczebności ekipa w historii (Moskwa – 306, Monachium – 288). I ekipa ta zdobywa tyle samo złotych i tyle samo wszystkich medali co w Atenach. To najgorsze wyniki Polaków od dziesięcioleci. Zajęliśmy w klasyfikacji medalowej dwudzieste miejsce. Dla kraju ze sportowymi tradycjami, aspiracjami i dużą populacją, która z reguły sportem się interesuje, jest to wynik kompromitujący.

Zwróćmy też uwagę, w jakich dyscyplinach Polacy zdobywali medale. Żadnych krążków w tych najbardziej prestiżowych, jak np. gry zespołowe czy najciekawsze spośród konkurencji lekkoatletycznych. Kto z państwa jest w stanie bez zastanawiania wymienić nazwiska choćby trzech polskich medalistów? Stawiam dolary, euro i funty szterlingi przeciw orzechom, że 99% czytelników tego nie potrafi. Ja też nie. Nie liczą się więc tylko medale, ale także, a właściwie przede wszystkim dyscypliny, w których zostały zdobyte – kogo tak naprawdę obchodzi wioślarstwo czy wyścigi górskich rowerów? – oraz wybitne indywidualności, których nazwiska zapamięta cały świat. Czy mamy choćby jednego takiego olimpijczyka po Pekinie? Nie. Powtórzmy: sport na ogół bywa obrazem państwa. Po Atenach na rządzących słusznie spadła lawina krytyki. Wskazywano na fatalną organizację naszego sportu, nieprzejrzystość jego finansowania, kumoterskie układy, które w związkach poszczególnych dyscyplin niczym nie różnią się od stosunków panujących w PZPN.
Podkreślano personalny skład władz związków, w których czas jakby zatrzymał się na poziomie PRL. Starzy wyjadacze, aparatczycy-nieudacznicy przesuwani z pionu partyjnego do sportu, przyspawani do sportu hochsztaplerzy.

Co zmieniło się od czasów Aten? Wydaje się, że nic. Tak jak prawie nic nie zmieniło się w całym państwie, którego znaczną częścią gospodarki i polityki rządzą postkomunistyczne sitwy. Jeżeli w przyszłości ma być lepiej, lepiej musi być w całym państwie. Czy tak będzie? Na razie pani Pitera zajmuje się gromadzeniem kwitów na szefa CBA, a szef resortu finansów – z którego notabene ewakuował się pospiesznie prof. Stanisław Gomułka, wybitny ekonomista z London School of Economics – zapewnia bez przerwy, że jest nam coraz lepiej. Platforma Obywatelska śpi, a jej poparcie rośnie. Zobaczymy, co z tego będzie za cztery lata w Londynie.

Paweł Paliwoda

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)