Polski raport o katastrofie w Smoleńsku już w rękach Tuska
Premier ma już raport o katastrofie smoleńskiej - podaje Centrum Informacyjne Rządu. Raport liczy ponad 300 stron. Jak mówiła Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA, raport zostanie upubliczniony natychmiast po zakończeniu tłumaczenia.
27.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 21:33
Jak informuje CIR, premier Donald Tusk otrzymał od Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego raport końcowy w sprawie ustalenia okoliczności i przyczyn katastrofy samolotu TU-154M pod Smoleńskiem.
Jednocześnie Komisja przekazała raport do tłumaczenia, na języki: angielski i rosyjski. Niezwłocznie po zakończeniu tłumaczenia, raport zostanie upubliczniony. Premier nie będzie wnosił do niego żadnych poprawek.
Jak poinformował na Twitterze rzecznik rządu Paweł Graś, Donald Tusk będzie się z raportem zapoznawać do końca tego tygodnia.
- Kiedy otrzymam raport od komisji Millera, natychmiast poinformuję o tym opinię publiczną. Bez zbędnej zwłoki, należy to do moich obowiązków, przeczytam raport i nie będę tam proponował ani wprowadzał żadnych zmian - mówił kilka dni temu premier Tusk.
"Miller przekazał raport osobiście"
- Raport polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej liczy ponad 300 stron. Szef MSWiA Jerzy Miller w godzinach popołudniowych przekazał go premierowi osobiście - powiedziała rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak.
Woźniak poinformowała, że już wcześniej wyłoniono firmę, która przetłumaczy dokument na języki angielski i rosyjski. - Ze względu na jego objętość trudno powiedzieć, jak długo to potrwa. Raport zostanie jednak upubliczniony niezwłocznie po przetłumaczeniu - dodała.
"Mamy informacje, by napisać dobry raport"
Jak mówił w rozmowie z TVN24 płk Edmund Klich raport musi być "prawdziwy i wiarygodny", by został zaakceptowany przez opinię publiczną. Klich powiedział, że "na pewno znajdą się przeciwnicy czy też ludzie sceptycznie nastawieni, którzy będą mówić, że nie było dokumentów, a niektóre rzeczy zostały zrobione w oparciu o niepełne dowody". - Informacje, które posiada strona polska, upoważniają do napisania dobrego raportu - mówił
Edmund Klich podkreślił, że "większość przyczyn katastrofy leży po stronie polskiej", ale "pewne przyczyny mogły leżeć po stronie rosyjskiej, takie jak zbyt późne podanie komendy horyzont czy w ogóle zezwolenie na lądowanie w tych warunkach".
- Mam nadzieję, ze polski raport jest o wiele szerszy niż raport MAK, że sięga głębiej do okoliczności tego zdarzenia - stwierdził Klich.
10 kwietnia 2010 roku o godz. 8.41 pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu-154M, którym polska delegacja udawała się do Katynia na uroczystości związane z 70. rocznicą zamordowania tam polskich oficerów przez radzieckie NKWD. W katastrofie, do której doszło w pobliżu lotniska Smoleńsk-Północny zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Wraz z parą prezydencką zginęli także ministrowie, parlamentarzyści, szefowie centralnych urzędów państwowych, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, oficerowie Biura Ochrony Rządu i członkowie załogi tupolewa.
Miller: obie strony były nieprzygotowane
Polska komisja została powołana 15 kwietnia 2010 r. przez MON. Miała badać okoliczności tragedii równolegle do rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), działającego na podstawie konwencji chicagowskiej. W jej skład weszło 34 ekspertów z różnych dziedzin, w tym m.in. piloci cywilni i wojskowi, a także np. prawnicy specjalizujący się w prawie lotniczym i meteorolodzy. Do 28 kwietnia zeszłego roku jej pracami kierował szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, ponieważ jednak został przedstawicielem Polski akredytowanym przy MAK, na polecenie premiera Donalda Tuska, funkcję tę objął Miller.
Zadaniem komisji było nie tylko zbadanie okoliczności katastrofy, ale też przygotowanie zaleceń i wniosków na przyszłość, które zapobiegłyby podobnym katastrofom.
Początkowo planowano, że raport końcowy powstanie do końca 2010 r. Termin był przesuwany.
Przewodniczący komisji Jerzy Miller mówił wielokrotnie, że z prac ekspertów wynika, iż obie strony - polska i rosyjska - były nieprzygotowane do lotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 r., a błędy popełnili zarówno polscy piloci, jak i rosyjscy kontrolerzy. Informował też, że raport będzie dla polskiej strony bardziej surowy i bolesny, bo dotknie takich kwestii jak "ludzkie zaniechania i niefrasobliwość".
Członkowie komisji zaznaczali z kolei, że choć większość błędów, które doprowadziły do katastrofy, leżała prawdopodobnie po stronie Polski, to dopuścili się ich także Rosjanie. Chodzi m.in. o sposób sprowadzania samolotu przez kontrolerów w Smoleńsku, stan lotniska i presję przełożonych, pod którą - zdaniem polskich ekspertów - były osoby pracujące tego dnia na wieży kontrolnej.