Polski lęk przed Fukushimą
Powietrze znad Japonii w weekend dotrze nad Wisłę. – Nie ma się czego bać – uspokajają eksperci. Bez skutku - czytamy w "Rzeczpospolitej".
24.03.2011 | aktual.: 24.03.2011 10:19
Wielu Polaków wie swoje i zawczasu woli się zabezpieczyć mimo zapewnień naukowców, że chmura, która dotrze nad nasz kraj nie będzie radioaktywna, a substancje szkodliwe będą rozrzedzone i nie będą nam zagrażać.
W ostatnich dniach jednym z najbardziej pożądanych produktów i błyskawicznie znikał z aptek w całym kraju był płyn Lugola, który podawano w Polsce po katastrofie w Czarnobylu w 1986 r. Sporym zainteresowaniem cieszą się też liczniki Geigera do pomiaru promieniowania i maski, które mają zapobiec wdychaniu szkodliwych substancji.
Ludzie rezygnują też z wyjazdów do Japonii. Natomiast właściciele tak bardzo popularnych w Polsce barów sushi uspokajają, że większość produktów, z których korzystają, nie pochodzi z Japonii.
Prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku uspokaja, że Polacy absolutnie nie powinni się obawiać podwyższonego poziomu promieniowania po awarii w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima. Wyjaśnia, że podwyższony poziom promieniowania wystąpił jedynie w najbliższej okolicy elektrowni. Lokalnie, przez krótki czas, odnotowano tam promieniowanie na poziomie 150 mikrosiwertów na godz., co jest wartością podwyższoną, ale nie niebezpieczną dla zdrowia. Dawki zagrażające życiu liczymy w siwertach (jeden siwert to milion mikrosiwertów) - dodał profesor.