Polski dom dziecka w Iraku

Dom dziecka dla ofiar wojny w Iraku chce stworzyć 24-letnia Maja Filipiak z Łodzi. Wkrótce jedzie do Bagdadu. Sylwetkę polskiej wolontariuszki przedstawia "Super Express".

Decyzję o wyjeździe podjęła w godzinę i piętnaście minut. "Od razu byłam na 'tak'" - mówi Maja Filipiak. Od dwóch lat pracuje jako opiekunka w domu dziecka w Łodzi. Skończyła pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą na Uniwersytecie Łódzkim.

"Znam język angielski, nie jestem zamężna, a taka praca jest przede wszystkim wyzwaniem. Zdecydowałam się" - mówi Maja Filipiak. Pod koniec grudnia do Łodzi przyleciał Ziad Cattan, burmistrz sektora Nissan w południowo-wschodnim Bagdadzie. Podczas spotkania z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim przedstawił plany współpracy. "Chcę poprawy sytuacji dzieci irackich w Bagdadzie. Proszę pana prezydenta o pomoc w utworzeniu domu dziecka, przy wsparciu organizacji humanitarnych" - mówił.

Maja Filipiak została przedstawiona burmistrzowi. Została zaakceptowana. Okazało się, że z pomocą burmistrza będzie musiała znaleźć w Bagdadzie budynek nadający się na dom dziecka, wychowawców, zakwaterować dzieci. Przypuszczalnie zabierze jej to pół roku. "Nawet nie wiadomo, ile jest w Iraku dzieci pozbawionych rodzin. Tam są wielopokoleniowe rodziny, oddanie dziecka do placówki jest ostatecznością. Ale wojna zabrała wiele ofiar, więc jest konieczne otwieranie domów dziecka" - mówi Maja i dodaje, że trudno jej powiedzieć, czy boi się tego, co ja czeka w Iraku. "Zawsze bardzo niepokoi to, co nieznane. Wiem, że tam ludzie śpią na gruzach, że jest rozpacz. Ale z życiowymi problemami mam do czynienia na co dzień. Dam radę" - deklaruje w wywiadzie dla "Super Expressu". (IAR)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)