Polski boom rodzinny w Norwegii
Stały wzrost liczby polskich obywateli
legalnie pracujących i mieszkających w Norwegii powoduje
równoczesny napływ i osiedlanie się całych polskich rodzin w nowym
kraju - informują norweskie media, określając zjawisko mianem
polskiego boomu rodzinnego.
Jak informuje dziennik "Dagsavisen", opierając się na danych Urzędu ds. Cudzoziemców, z ponad 55 tys. pozwoleń na długoterminowy pobyt i pracę, wydanych w zeszłym roku obywatelom nowych państw UE, ponad 39 tys. otrzymali obywatele polscy.
Zgodnie z obowiązującymi w Norwegii przepisami, Polacy najczęściej występują o zgodę na sprowadzenia z kraju swoich rodzin. W ten sposób w 2004 r. do Norwegii przybyło 390 polskich rodzin, w 2005 już 748, a w roku ubiegłym aż 1703.
Wyrażając zgodę na sprowadzenie rodzin przez osoby mające tylko okresowe prawo pobytu i pracy, władze norweskie mają świadomość, że co najmniej część z tych przybyszy zechce pozostać na stałe w Norwegii. Obecność rodzin ułatwi podjęcie takiej decyzji i następnie integrację z norweskim społeczeństwem.
Zjawisko osiedlania się polskich rodzin w Norwegii skutkuje natomiast problemami w dziedzinie oświaty. Ciekawe dane na ten temat zamieszcza piątkowy dziennik "Aftenposten".
Razem z rodzicami przybywa z Polski coraz więcej dzieci, które obejmuje obowiązek nauki szkolnej. W kolejnych latach liczba polskich uczniów np. w młodszych klasach szkół podstawowych wzrosła z 239 w roku szkolnym 2004/2005 do 353 w roku 2005/2006 i 641 w roku 2006/2007. W liczbach bezwzględnych nie jest to dużo, stanowi jednak wzrost w ostatnim roku o 80 proc. w skali kraju. W samym Oslo, gdzie jest obecnie 279 takich uczniów, wzrost ten osiągnął 40 proc.
Polscy uczniowie po przyjeździe nie znają norweskiego i, by rozpocząć naukę w szkole, muszą najpierw przejść intensywny kurs językowy. Nakłada to na norweski system oświatowy obowiązek tworzenia specjalnych klas i grup językowych. W większych ośrodkach miejskich nie stwarza to specjalnego problemu. Gorzej jest natomiast, gdy polskie rodziny osiadają w małych miejscowościach, gdzie naukę norweskiego trzeba organizować tylko dla dwojga czy trojga dzieci.
Michał Haykowski