Polski agent podbija świat
Podsumowując mijający rok nie sposób nie wspomnieć o polskim superagencie Tomku. Ochrzczony przez zachodnie media "najbardziej uwodzicielskim agentem Europy Wschodniej" przez długi czas budził ogromne zainteresowanie w Polsce i nie tylko. Agent Tomek to kolejne hasło w "Słowniku 2009" Wirtualnej Polski. Codziennie przez dwa tygodnie będziemy prezentować kolejne z najpopularniejszych słów mijającego roku.
08.12.2009 | aktual.: 11.12.2009 13:32
Przeczytaj inne hasła !
Agent Tomek to niemalże ideał. Lśniące białe zęby błyskające w zawadiackim uśmiechu, ubrania tylko od znanych projektantów, luksusowe samochody i wypchany gotówką portfel. Niejedna kobieta głośno westchnie na samą myśl o takim mężczyźnie. W dodatku polski superagent to prawdziwy dżentelmen. Wie, czego pragną kobiety – kolacje w ekskluzywnych restauracjach, drogie perfumy i wiersze szeptane do ucha… A jeśli kwiaty, to nie jakaś tam mizerna pojedyncza róża, ale cały bukiet. I to owinięty perłami!
Pierwsza ofiara
O polskim superagencie zrobiło się głośno po aferze związanej z Beatą Sawicką. Wszyscy pamiętamy konferencję z zapłakaną posłanką PO, która opowiadała, jak została uwiedziona przez niejakiego Tomasza Piotrowskiego. Historię gorącego romansu przystojnego agenta z nie najmłodszą już Sawicką opisywały chyba wszystkie dzienniki w Polsce. - Był świetnie ubrany, zadbany i pachnący. Prawił komplementy, obsypywał pocałunkami. Raz, pamiętam, tańczyliśmy salsę do piątej rano. Całował mnie wtedy po włosach. Czułam jego podniecenie - opowiadała później była już posłanka Platformy.
Znajomość z Tomaszem Piotrowskim zakończyła się dla Sawickiej oskarżeniem o ustawienie przetargu na zakup działki na Helu w zamian za 100 tys. złotych łapówki. Przyjęcie pieniędzy zostało nagrane. Posłanka przekonywała później przed sądem, że to udający biznesmena agent CBA namawiał ją, by pomogła mu znaleźć ziemię, na której mógłby zainwestować. Zaprzeczyła, by żądała za to jakiejkolwiek gratyfikacji. Według niej otrzymane pieniądze nie były łapówką, ale pożyczką na kampanię wyborczą.
Kolejne polowanie
Drugą ofiarą przystojnego agenta CBA padła prawniczka, bizneswoman, jurorka programu "You Can Dance" Weronika Marczuk-Pazura. Tym razem agent przedstawił się jako "Tomasz Małecki". Rozpracowywanie celebrytki zajęło mu prawie dwa lata.
Ich znajomość zaczęła się wiosną 2008 roku. Agent podawał się za biznesmena. Marczuk-Pazura mówiła później, że próbował ją uwieść m.in. metodami znanymi już z wcześniejszej akcji przeciwko Sawickiej: drogimi prezentami, kolacjami w ekskluzywnych restauracjach, komplementami... Tym razem jednak nie poszło mu tak łatwo. Jurorce "You Can Dance" dużo trudniej było zaimponować. Nie robiły na niej wrażenia żadne "porsche" ani "maślane oczy"...
W końcu jednak udało mu się zyskać jej zaufanie. 23 września br. po spotkaniu w restauracji z agentem Marczuk-Pazura została zatrzymana przez CBA pod zarzutem przyjęcia 100 tys. zł łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu procesu prywatyzacyjnego Wydawnictw Naukowo-Technicznych. W sumie chodziło o 450 tys. zł. Przyjęta podczas spotkania kwota miała być pierwszą transzą. Grozi jej za to do ośmiu lat więzienia.
Według prawniczki przyjęte przez nią w restauracji 100 tys. zł nie były łapówką, lecz należnym jej wynagrodzeniem za obsługę prawną w należącej do niej kancelarii. Jak tłumaczyła Marczuk-Pazura agent Tomek, po pozytywnym dla niego zakończeniu prywatyzacji, miał jej zapłacić łącznie 100 tys. euro. Suma była wysoka, bo i transakcja opiewała na dużą sumę.
"Dom Kwaśniewskich"
Agent Tomasz prowadził też inne sprawy. Jedna z nich dotyczyła tzw. "domu Kwaśniewskich". Jej celem było udowodnienie, że Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy mają nielegalne dochody, które ukrywają.
CBA kupiło dom w Kazimierzu. Akcję znów prowadził "Tomasz Małecki". Miał on dowieść, że dawni właściciele domu, a dziś jego administratorzy Jan J. i jego matka Maria są podstawieni, a w rzeczywistości posesja jest własnością Kwaśniewskich. By to udowodnić, Tomasz Małecki kupił dom, proponując, że zapłaci 1,6 mln zł oficjalnie, a 1,5 mln wręczy Janowi J. "po cichu". Liczył, że suma ta trafi do Jolanty Kwaśniewskiej. Tak się jednak nie stało. Przypuszczenia CBA okazały się fikcją. Operacja zakończyła się więc fiaskiem.
Agent Tomasz dał się też poznać jako amator sztuki. W warszawskim teatrze Buffo wykupił za dwa tysiące złotych fotel z tabliczką: "Tomasz Małecki, mecenas sztuki". Do znajomości z agentem przyznał się kompozytor tego teatru Janusz S. Wkrótce zresztą zajęło się nim CBA. Muzyk został zatrzymany w sprawie korupcji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Janusz S. miał wręczyć łapówkę w zamian za ułatwienie zdania teoretycznego egzaminu na licencję pilota. Cień z przeszłości
Po nagłośnieniu działalności agenta Tomka na jaw wyszła też pewna dramatyczna historia z jego przeszłości. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy pracował jeszcze jako policjant we Wrocławiu, został skazany za spowodowanie wypadku drogowego, w którym zginęła kobieta. Sam złamał wtedy obie nogi. Choć został uznany przez sąd współwinnym śmiertelnego wypadku, pozostał w służbie. Jego przełożeni tłumaczyli, że było to przestępstwo nieumyślne, a policjant cieszył się świetną opinią.
Agent CBA z dnia na dzień stał się bohaterem mediów. Wśród wielu głosów na jego temat nie brakowało także tych krytycznych. Niejednokrotnie nazywano go tanim playboyem i bawidamkiem. Ocenom takim głośno sprzeciwiał się były szef CBA Mariusz Kamiński. Przekonywał, że agent Tomek jest niezwykle doświadczonym funkcjonariuszem realizującym wymagające najwyższego profesjonalizmu i zaangażowania operacje specjalne, dotyczące m.in. handlu narkotykami czy przemytu. Dlatego obrzucanie go dziś błotem jest wyjątkowo niesprawiedliwe.
Agent Tomek jak James Bond
Agent Tomek jest dziś najsławniejszym agentem w Polsce. Ale jego sława przekroczyła także granice naszego kraju. Polski superagent został bowiem doceniony przez Brytyjczyków, rodaków samego wielkiego Jamesa Bonda. Na stronie internetowej dziennika "The Times" ukazał się artykuł poświęcony "najbardziej uwodzicielskiemu agentowi Europy Wschodniej".
Choć autorzy artykułu w dość ironicznym stylu opisują cechy charakterystyczne i metody pracy polskiego Bonda, można w nim jednak wyczuć delikatną nutkę zazdrości - w końcu nasz Tomek ma nad brytyjskim superagentem jedną, ale niezaprzeczalną przewagę - jest prawdziwy...
Paulina Piekarska, Wirtualna Polska