ŚwiatPolska żona dla Senegalczyka

Polska żona dla Senegalczyka

Wśród przedstawicielek hiszpańskiej Polonii można spotkać wiele dziewczyn związanych z mieszkańcami Afryki. W Katalonii są to najczęściej pary senegalsko-polskie lub polsko-gambijskie. Jak Polki radzą sobie w relacjach z tak egzotycznymi kulturowo mężczyznami? Czy na dłuższą metę taki związek ma szansę przetrwania? Czy są jakieś warunki, które predestynują kobietę do życia z mężczyzną pochodzącym z Czarnego Lądu?

Polska żona dla Senegalczyka
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

23.08.2010 | aktual.: 23.08.2010 15:46

Trudna miłość

Agnieszka zakochała się w przyszłym mężu na Festiwalu Kultur w Walencji. Egzotyczna uroda, ale przede wszystkim pogodne usposobienie i rozmarzone oczy wywarły na niej ogromne wrażenie.

Śmiała się, kiedy opowiadał jej o swoich czterdziestu "braciach", bo dla niego wszyscy rówieśnicy z wioski, a także przyjaciele z dzieciństwa byli braćmi. Uwielbiała jego opowieści o dzieciństwie spędzonym w rodzinie, która "nie miała końca", bo właściwie cała wioska była jego rodziną, o braku zjawiska samotności w tradycyjnej społeczności senegalskiej prowincji, o fascynującej wielokulturowości Senegalu.

Dla Agnieszki, jedynaczki wychowanej w zamożnej rodzinie, takie opowieści brzmiały, jak bajki z innego świata.

Potem wszystko potoczyło się lawinowo; razem zamieszkali pod Walencją, po roku pojawiło się dziecko, a po dwóch latach zalegalizowali związek.

Dzisiaj od poznania się pary mięło pięć lat i wszystko uległo diametralnej zmianie. Agnieszka uważa, że Senegalczyk ją wykorzystał. Ożenił się z nią, Europejką, aby szybciej dostać "papiery". Udawał cywilizowanego, a potem wyszła z niego, jak mawia Agnieszka, jego prymitywna natura i poglądy na życie. Wykorzystał jej kontakty, wyciągnął pieniądze jakie odłożyła pracując w dużej, holendersko-hiszpańskiej firmie handlowej.

Teraz jest sama z córeczką. Przez pięć lat znosiła beztroskie podejście afrykańskiego męża do pieniędzy, brak gospodarności, ciągłe bujanie w obłokach i rewolucyjne nastawienie do świata. Kiedy Agnieszka powiedziała, że nie ma już funduszy na koncie (oczywiście nie była to prawda, bo ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na całkowite roztrwonienie zabezpieczenia) mąż zaproponował, aby wziąć pieniądze od jej rodziców. Uważał bowiem, że zarabia się dla wszystkich członków rodziny, czemu niejednokrotnie dawał wyraz, wysyłając rodzinie w Afryce większość swojego zarobku z "dywanikowego handlu".

Agnieszka uważa, że związek między Polką, czy inną Europejką, z mężczyzną z Senegalu czy Gambii, nie rokuje żadnych szans. Już po roku wspólnego życia wszystko zaczęło jej przeszkadzać, dostała nawet alergii na zapach gotowanych przez męża tradycyjnych, senegalskich potraw.

Po pięciu latach "miłości" została samotną 35-latką z ciemną córeczką, którą bardzo kocha, ale która uniemożliwia jej powrót do rodzinnego miasteczka w Polsce.

Tamara ma inne spojrzenie na życie z afrykańskim mężem. Trzy lata temu poznali się w Barcelonie, kiedy oboje pracowali w agencji wynajmu samochodów. Ona była pracownicą administracji, a on odprowadzał samochody pod domy klientów. Teraz jest kierownikiem działu wynajmu.

Zaimponował jej swoją ambicją. Na kursie języka katalońskiego, na który razem uczęszczali, grupka "białych" chciała zrobić z niego klasowego pajacyka, ograniczonego murzyna, który śmiesznie się wysławia. Okazało się jednak, że wie znacznie więcej od nich, a na ich zaczepki odpowiada ze spokojnym uśmiechem. Dzisiaj ma na kursie (robi już czwarty poziom) wielu przyjaciół.

W październiku polsko-senegalską parę czekają narodziny dziecka. Polka zgodziła się na wychowanie potomka na wzór tradycji męża. Długo się nad tym zastanawiała, ale o decyzji przesądził fakt, iż w krajach islamskich jest znacznie mniej problemów z tzw. zbuntowaną młodzieżą, bo wychowuje się ją w poszanowaniu wartości etycznych i szacunku dla starszych. Wspólnie będą praktykowali islam. Tamara od dawna poszukiwała swojej drogi duchowej, a Senegalczyk pokazał jej takie oblicze swojej wiary, w którym ona dostrzegła pokój i równowagę.

Po szczęśliwych narodzinach dziecka, wyślą rodzinie męża pieniądze na tradycyjne złożenie ofiary z jagnięcia i podzielenie się mięsem z potrzebującymi i sąsiadami z wioski. Mąż zgodził się także, co jest podobno wyjątkiem w takich związkach, aby dziecko zostało ochrzczone w kościele katolickim.

Mają wiele wspólnych planów na przyszłość. Oboje lubią poszerzać swoją wiedzę; Tamara chodzi teraz na lekcje francuskiego, a jej afrykański mąż uczy się angielskiego. Polka jest zafascynowana historią i teraźniejszością ojczyzny swojego męża.

Oboje uważają, że będąc emigrantami, łatwiej będzie im żyć w kraju nie będącym ojczyzną żadnego z nich.

Tamara uważa, że jest szczęściarą, bo poznała wspaniałego człowieka.

Zupełnie inną wizję przedstawia mi Dorota. Jej pochodzący z Gambii mąż, okazał się leniem i pasożytem. Przynajmniej tak mówi o nim sama Dorota.

Najpierw nie pracował, bo nie miał papierów i zezwolenia na pracę. Kiedy je w końcu uzyskał, nie może znaleźć stałego zajęcia, bo jak twierdzi, jest kryzys na rynku pracy. Dorota utyskuje także na fakt, że mąż spędza więcej czasu z kolegami-rodakami na wspólnych modłach i zebraniach stowarzyszenia Gambijczyków, niż z nią i z ich synem. Dorywczo pracuje w ogrodnictwie, na budowach i jeśli już coś zarobi, Dorota nie ogląda tych pieniędzy, a przecież wiedziałaby lepiej, na co należy je wydać. Polka uważa, że mężczyźni z kraju jej męża zupełnie nie mają pojęcia o wartości pieniądza.

Dorota na razie nie chce mieć więcej dzieci i na tym polu dochodzi już między nimi do kłótni. Dla jej męża nie jest ważna ich ciężka sytuacja finansowa; najważniejszy jest fakt, aby mieć więcej dzieci, a reszta, jak mówi, przyjdzie sama. Poprzedni mąż Doroty, Polak, był alkoholikiem i chyba jedyną rzeczą, jaka trzyma ją przy afrykańskim mężu, jest jego całkowita abstynencja.

Spojrzenie z boku

Carmen, lekarka z Lloret de Mar, kilka razy wyjeżdżała do Senegalu z ramienia medycznej organizacji pozarządowej. Zna życie w tym rejonie Afryki i zna pary żyjące w senegalskich i hiszpańskich warunkach.

Według niej większość senegalskich emigrantów wywodzi się z małych wiosek. Reprezentują oni często bardzo niski poziom wykształcenia, niejednokrotnie właśnie w Hiszpanii rozpoczynając naukę pisania i czytania.

Mężczyźni są zazwyczaj wiernymi zwolennikami tradycyjnego modelu rodziny, jaki obowiązuje na senegalskiej prowincji.

Carmen zna także Senegalczyków pochodzących z innych środowisk, których podejście do życia uległo znacznej europeizacji.

Właśnie w poziomie świadomości i tolerancji kulturowej, Carmen widzi czynnik decydujący o powodzeniu afrykańsko-europejskiego związku, ale dotyczy to obu stron; zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Katalońska lekarka uważa, że generalizowanie jest w tej kwestii dużym nadużyciem, ale z pewnością związek z wykształconym Senegalczykiem ma większe szanse powodzenia, niż z mężczyzną przybyłym z afrykańskiej wioski, dla którego europejskie tradycje i kultura są całkowicie obce. Kobieta w takim związku także musi posiadać świadomość wejścia w inny obszar kulturowy.

Większość Senegalczyków przyjeżdża do Hiszpanii w celu poprawienia warunków życia swojej afrykańskiej rodziny. Niewiele Europejek zaś, zdolnych jest zaakceptować fakt, iż mężczyzna niejednokrotnie połowę swojej pensji wysyła do rodzinnego kraju.

Carmen twierdzi, iż żony wywodzące się z południa Europy, na przykład Hiszpanki, potrafią łatwiej tak silne więzi rodzinne, bowiem kult rodzinnego domu jest według niej tutaj silniejszy, niż na północy i w centrum Europy.

Rys społeczno-kulturowy

Islam ma wiele obliczy w zależności od kraju, w którym jest praktykowany. W Senegambii (tak często określa się obszar zajmowany przez te dwa afrykańskie kraje) słowo islam, znaczy pokój i niewiele ma wspólnego z europejskim wyobrażeniem o tej religii. Senegalski muzułmanin w życiu kieruje się nie tylko nakazami Koranu, ale także regułami islamskich, tradycyjnych bractw istniejących na terenie kraju.

Choć Koran mówi, że ojczyzna jest tam, gdzie modli się muzułmanin, dla większości Senegalczyków, z których 90% wyznaje tę religię, ojczyzną zawsze będzie jego afrykański kraj, a najważniejszą rodziną, ta którą pozostawił w ojczyźnie. To chyba najtrudniejszy z punktów do "przepracowania" w mieszanym związku pary polsko-senegalskiej.

Można pokusić się o twierdzenie, że Senegal jest fenomenem wśród krajów islamu, jeśli chodzi o społeczną pozycję kobiety. Od roku 1960, kiedy to kraj usamodzielnił się od Francji, kobiety przeszły długą drogą emancypacji i posiadają wszelkie prawa podobne tym, jakie obowiązują w krajach europejskich. Senegalki uczestniczą we wszystkich poziomach życia publicznego i społecznego, a ich pozycja w rodzinie jest znacznie wyższa, niż w innych krajach muzułmańskich. Dotyczy to przede wszystkim środowisk miejskich i lepiej wykształconych.

W islamie usankcjonowane jest wielożeństwo. Muzułmanin może mieć do czterech żon, bo taki limit wyznaczył mu Allah. Senegalczycy w Afryce zwykli korzystać z tego przywileju, ale mieszkając w Europie wielu z nich odchodzi od tradycji wielożeństwa i ogranicza się do związku z jedną kobietą.

Związek Senegalczyka czy Gambijczyka z Polką jest związkiem bardzo wymagającym dla każdej ze stron. Trudno generalizować, bo nie chodzi tu tylko o sprawy na styku religii i kultury; związek dwojga ludzi to przede wszystkim miłość i chęć wspólnego życia, a jeśli one istnieją, to mogą pokonać wiele barier i przeszkód.

Dzieci zrodzone z wielokulturowych związków mogą być w przyszłości aktywnymi działaczami na rzecz pokoju i tolerancji na świecie. Mogą być, pod warunkiem, że najpierw tolerancją i świadomością wykażą się ich rodzice.

Z Lloret de Mar dla Polonia.wp.pl
Kinga Jankowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)