Polska w żałobie - wydobyto ciała wszystkich górników
Zakończyła się akcja wydobywania ciał górników, którzy zginęli w wybuchu metanu w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. Przed godz. 2.00 wywieziono na powierzchnię ciało 23. górnika - poinformował inżynier Jacek Polniak ze sztabu akcji ratowniczej. Operacja była bardzo trudna ze względu na ciężkie warunki panujące pod ziemią. W nocy z czwartku na piątek plac przed głównym wejściem do kopalni całkowicie opustoszał. Paliły się jednak tysiące zniczy ustawione w czwartek wieczorem przez mieszkańców Rudy Śląskiej i pobliskich miast wokół kopalnianego zegara.
Zobacz także:
Lista ofiar katastrofy w kopalni "Halemba"
Wybuch w kopalni "Halemba" - godzina po godzinie
Zobacz zdjęcia:
Tragedia w kopalni "Halemba"
Zobacz także:
Tegoroczne wypadki w polskich kopalniach węgla
Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, powiedział, że części wydobytych ciał górników nie udało się zidentyfikować. Konieczne są zatem badania DNA, które przeprowadzane będą we Wrocławiu. Pozostałych górników muszą zidentyfikować rodziny.
Jak oświadczył Jacek Polniak ze sztabu akcji ratowniczej, po wydobyciu ciał górników, akcja na poziomie 1030 nadal jest kontynuowana. Trzy zastępy ratowników z kopalni "Halemba" i dwa z pogotowia ratownictwa górniczego z Zabrza pracują nad doprowadzeniem powietrza do miejsca wybuchu gazu, w którym atmosfera wciąż pozostaje beztlenowa. Rano zmienią ich kolejne trzy zastępy z "Halemby" i dwa z pogotowia z Bytomia.
W piątek rano o godzinie 10 w sztabie akcji zbierze się komisja fachowców, która będzie m.in. ustalać, jakie dalsze prace będą prowadzone w rejonie katastrofy. Kluczowa jednak dla dalszych działań, będzie wizja lokalna w miejscu wypadku -wyjaśnił Polniak.
Aby specjaliści komisji mogli dotrzeć do tego miejsca, konieczne jest jego odpowiednie zabezpieczenie: m.in. doprowadzenie nowych czujników w miejsce zniszczonych podczas wybuchu, a także ustabilizowanie atmosfery w tym rejonie, poprzez doprowadzenie świeżego powietrza.
Będziemy na pewno stabilizować sytuację wentylacyjną w rejonie, żeby doprowadzić ją do takiego stanu, by był możliwy zjazd na wizję lokalną. Ta wizja jest m.in. potrzebna, by można było ocenić, co tam faktycznie się stało, skąd pojawił się czynnik inicjujący wybuch - powiedział prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego Zbigniew Baranowski.
Dodał, że zjazd na dół ekspertów umożliwi też opracowanie dalszego planu prac w rejonie katastrofy, m.in. zabezpieczających miejsce wybuchu. Zapewnił, że jakiekolwiek prace w tym rejonie będą prowadzić wyłącznie ratownicy.
Przy wyciąganiu ciał górników poszczególne zastępy ratowników wchodziły w ścisły rejon wybuchu średnio na dwie i pół godziny. Tyle zajmowało dojście do zwłok - momentami przedzieranie się przez porozrzucane resztki sprzętu - wzięcie ich na nosze i zaniesienie do oddalonej od miejsca wybuchu o około 1200 m bezpiecznej bazy akcji.
Zdaniem ratowników, szybsze wydobywanie zwłok ofiar katastrofy nie było możliwe ze względu na trudne warunki - wysoką temperaturę i dużą wilgotność.
Opuszczający przed południem miejsce akcji ratownicy wskazywali, że wyrobisko po wybuchu "wygląda tragicznie" - jest wypalone i kompletnie zniszczone. Pracując w aparatach, maskach, w świetle górniczych lampek, ratownicy niewiele widzieli. Temperatura przy ścianie wahała się ok. 40 stopni Celsjusza.
Każde kolejne wyjście ratowników zaczynało się przy pomoście wentylacyjnym, który mieścił się w prądzie świeżego powietrza. Do wyrobiska wchodził naraz jeden zastęp, czyli pięciu ratowników, którzy zabierali na raz tylko jedno ciało na noszach. Potem zastęp wracał do pomostu i szedł dalej do bazy.
Przy pomoście ratownicy mijali kolejny zastęp oczekujący na wejście do strefy beztlenowej, w której znajdowały się ofiary. Od tego momentu ratownicy musieli poruszać się w maskach i aparatach tlenowych. Z bazy na powierzchnię ciała wywozili już górnicy - pracownicy kopalni. Po zakończeniu dzisiejszej akcji była ulga, że wszystkich się udało wyciągnąć, ale głównie duża doza pokory i przygnębienie, bo nie wyciągnęliśmy ich żywych - podkreślił po zakończeniu akcji kierownik zmiany z bytomskiej stacji pogotowia górniczego Bogusław Ożóg.
Ratownicy wracający spod ziemi mówili, że pracuje się tam ciężko nie tylko z powodu warunków. Wynosili spod ziemi górników - swoich kolegów, których często znali bliżej, razem pracowali. Nie mogli rozpoznać kogo wynoszą, ciała są poparzone, zapylone.
Nad ustaleniem tożsamości wyciągniętych już na powierzchnię górników pracują specjaliści Zakładu Medycyny Sądowej. By zidentyfikować swoich bliskich przyjeżdżają też - pod opieką psychologów - najbliższe rodziny. Części ciał nie sposób zidentyfikować tradycyjnie, konieczne będą badania DNA.
Pod zegarem stojącym na placu przed głównym wejściem do kopalni górnicy ze swoimi rodzinami i inni mieszkańcy Rudy Śląskiej stawiają płonące znicze. Później przechodzą pod kopalniane gablotki, gdzie wywieszono listę ofiar.
Po południu w kopalni "Halemba" był premier Jarosław Kaczyński. Spotkał się z dyrekcją zakładu, z ratownikami i sztabem akcji ratowniczej, wziął też udział we mszy św., która została odprawiona w kopalnianej cechowni. Premier zapalił też znicz na placu przed kopalnią.
Prezydent Lech Kaczyński ogłosił żałobę narodową w związku z katastrofą w kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. Będzie ona obowiązywać od czwartku od godz. 10 do soboty włącznie - poinformował wicedyrektor prezydenckiego biura prasowego Marcin Rosołowski.
Najmłodszy zmarły górnik miał 21 lat, najstarszy 59. Nie mieli szans przeżycia. W chwili wybuchu temperatura w wyrobisku mogła sięgać 1500 stopni, a siła podmuchu była olbrzymia. W Rudzie Śląskiej obowiązuje żałoba. Przed kopalnią nieprzerwanie płoną dziesiątki zniczy.
To największa katastrofa w polskim górnictwie od 27 lat. W 1979 roku wybuch pyłu węglowego zabił 34 górników w kopalni "Dymitrow" w Bytomiu. Pięć lat wcześniej podobny wybuch spowodował śmierć 34 osób w kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach. W "Halembie" w 1990 roku metan zabił 19 górników.
To dla nas niezwykle smutny dzień. Zamykamy go liczbą ofiar, która od wielu, wielu lat nie miała miejsca w górnictwie. Dlatego po wielu godzinach akcji ratunkowej nikt nie ma poczucia oddechu, a przeciwnie - ogromny ciężar na sercu - powiedział rzecznik Kompanii Węglowej, Zbigniew Madej.
Zwłoki pierwszych sześciu ofiar ratownicy wydobyli na powierzchnię w nocy z wtorku na środę, kilkanaście godzin po wybuchu. Pod ziemią wciąż pozostawało jeszcze 17 górników. Choć nikt w kopalni nie mówił tego głośno, ich szanse na przeżycie oceniano jako minimalne. Akcję ratowniczą trzeba było przerywać ze względu m.in. na stężenia metanu, zagrażające ratownikom.
W nocy ze środy na czwartek ratownicy znaleźli najpierw trzy ciała, a około 1,5 godziny później kolejnych 12. Zwłoki poparzonych górników znajdowały się na 300-metrowym odcinku przy ścianie wydobywczej. Nie było tam jednak dwóch górników. Znaleziono ich, w odstępie niespełna godziny, w chodniku przylegającym do spenetrowanej wcześniej ściany. Ciała pierwszych odnalezionych w nocy ofiar zostały już przetransportowane na powierzchnię. Pozostałe przenoszone są do podziemnej bazy, zlokalizowanej ok. 1200 m od ściany, gdzie doszło do katastrofy. Tam poddawane są oględzinom lekarskim. Identyfikacja niektórych może być trudna z powodu poparzeń. Po wydostaniu zwłok akcja ratowników zostanie skoncentrowana na zabezpieczeniu rejonu tragedii.
Madej ocenił, że akcja była prowadzona w sposób perfekcyjny, mimo trudnych warunków, zwłaszcza wysokiej temperatury i dużej wilgotności. Zapewnił, że ratownikom penetrującym wyrobiska nic nie zagraża. Podkreślił, że podstawowe parametry, gwarantujące ich bezpieczeństwo, były i są na bieżąco sprawdzane. Chodzi głównie o stężenia gazów i skład atmosfery w chodniku.
Ratownicy mogli wznowić poszukiwania zaginionych górników przed północą. Wcześniej trzeba było przewietrzyć wyrobisko, aby mogli bezpiecznie pracować. Cały czas zastępy penetrujące wyrobisko były asekurowane przez innych ratowników. W sumie w akcji uczestniczy 11 zmieniających się zastępów.
To była jedna z najtrudniejszych akcji. Spotkaliśmy się tu ze wszystkimi zagrożeniami, które mogą wystąpić - atmosferą niezdatną do oddychania, wysoką temperaturą, wilgotnością, wodą, wreszcie metanem, czy oznakami pożaru (...). Akcji nie dało się prowadzić szybciej. Jest coś takiego, jak ryzyko zawodu ratownika, ale ma ono swoje granice - powiedział pracujący w sztabie akcji inż. Zygmunt Goldstein z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Tragiczne wiadomości zostały natychmiast przekazane rodzinom ofiar, których część od wielu godzin czekała w kopalnianej stołówce. Tym, których nie ma, informację przekazują w domach przedstawiciele dyrekcji kopalni. Na miejscu jest prokurator okręgowy w Gliwicach, Robert Hernand, który poinformował bliskich ofiar o procedurach, związanych z identyfikacją ofiar i gromadzeniem materiału dowodowego w prowadzonym śledztwie.
Hernand przypomniał, że prokuratorzy prowadzą postępowanie dotyczące tego, czy w kopalni doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci górników oraz sprowadzenia niebezpiecznego zdarzenia, zagrażającego życiu wielu osób. Prokurator poinformował, że badana jest dokumentacja kopalni i przesłuchiwani są świadkowie. Identyfikacja niektórych poparzonych ciał będzie możliwa po dokonaniu badań DNA.
Przed kopalnią "Halemba" płoną setki zniczy. W Rudzie Śląskiej już wcześniej ogłoszono tygodniową żałobę. Wychodzący z nocnej zmiany górnicy i ci, którzy właśnie przyszli do pracy zwykle od dziennikarzy dowiadywali się tragicznych wieści. Niektórzy przyjmowali te informacje z niedowierzaniem; inni przyznawali, że choć nikt nie mówił tego głośno, spodziewali się, że górnicy nie żyją.
Od początku tak czuliśmy. Ci, co tam byli i widzieli, opowiadali, że tam na dole była masakra. Nasi koledzy zginęli chyba zaraz przy wybuchu. To było już tylko szukanie ciał - skomentował wychodzący z kopalni młody górnik.
Wielka szkoda, jestem załamany. Każdy żyje nadzieją na cud - dodał inny pracownik "Halemby", który długo nie mógł uwierzyć w informacje przekazane mu przez reporterów. Liczył, że powtórzy się sytuacja z początku roku, kiedy w "Halembie" wydobyto żyjącego górnika - Zbigniewa Nowaka - po 111 godzinach akcji ratowniczej.
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl