PolskaPolska straż graniczna nie strzelała z broni ostrej do niemieckiego statku

Polska straż graniczna nie strzelała z broni ostrej do niemieckiego statku

Polska Straż Graniczna nie użyła broni ostrej podczas wtorkowego zajścia z udziałem niemieckiego statku wycieczkowego nieopodal Świnoujścia. Oddano jedynie dwa świetlne sygnały ostrzegawcze, były to dwie zielone rakiety, nakazujące jednostce zatrzymanie się - powiedział Tadeusz Gruchalla, p.o. rzecznika komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdyni.

19.10.2006 | aktual.: 19.10.2006 19:37

Jak podkreślił, funkcjonariusze SG zastosowali się ściśle do przepisów określających sposoby postępowania w podobnych sytuacjach na morzu.

Gruchalla zapewnił, że nie strzelano z broni ostrej, mimo że zgodnie z prawem SG może oddać strzały z broni ostrej w sytuacji, gdy jednostka nie reaguje na wezwania do zatrzymania się i płynie dalej.

Niemiecka prywatna stacja telewizyjna n-tv podała, powołując się na członków niemieckiej załogi statku, że polscy funkcjonariusze straży granicznej oddali do statku strzały "z pistoletów maszynowych bądź karabinów". Podobną sugestię zawiera materiał opublikowany w lokalnym dzienniku "Nordkurier".

Niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oświadczyło, że "wbrew dotychczasowym publicznym doniesieniom" nie może potwierdzić użycia broni przez polskich urzędników. Z dostępnych wstępnych informacji wynika, że strona polska użyła zwykłego na morzu sygnału ostrzegawczego: amunicji świetlnej wystrzelonej z pistoletu sygnałowego - powiedziała rzeczniczka MSW Gabriele Hermani.

Rzecznik niemieckiego MSZ Stefan Bredohl oświadczył: Nie traktujemy tego zajścia jako problemu międzypaństwowego. Dodał, że MSZ i MSW zabiegają o szybkie wyjaśnienie sprawy "w duchu dobrosąsiedzkich stosunków polsko-niemieckich".

Przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz (CDU)
ostrzegł przed wykorzystywaniem incydentu do celów politycznych.

"Ze względu na napięcia w stosunkach polsko-niemieckich istnieje ryzyko nadania temu zajściu zbyt dużego znaczenia" - powiedział Polenz w wywiadzie dla internetowego wydania tygodnika "Der Spiegel". Polenz rozmawiał w czwartek z szefem komisji spraw zagranicznych Sejmu Pawłem Zalewskim, który przebywa z wizytą w Berlinie.

"Byliśmy zgodni co do tego, że jest to sprawa policyjna, a nie polityczna. Nie powinniśmy z niej robić tematu politycznego" - powiedział polityk CDU.

Rzecznik armatora, przedsiębiorstwa Adler Schiffe, odmówił skomentowania doniesień o strzałach. "Nie chcę dalszej eskalacji konfliktu" - powiedział agencji DPA.

Rzecznik Policji Federalnej Andreas Bebensee oświadczył, że na niemieckich wodach terytorialnych nie padły strzały. Nie potrafił jednak powiedzieć, czy miało to miejsce na polskich wodach terytorialnych.

Gruchalla zaznaczył, że polska jednostka SG, która włączyła się do akcji, jedynie okrążyła niemiecki statek, nie blokując mu drogi. On wyraźnie nie miał zamiaru się zatrzymać, to było widać po jego taktyce - wyjaśnił.

Gruchalla poinformował, że SG zwróciła się do administracji morskiej w Szczecinie o "wyciągnięcie wszelkich konsekwencji" wobec armatora za naruszenie przepisów portowych. Komendant MOSG ukarze armatora prawdopodobnie karą finansową - zapowiedział, dodając, że wysokość kary będzie zależeć m.in. od wyjaśnień strony niemieckiej. Dodał też, że SG wprowadziła statek "Adler Dania" do swojego rejestru jako "statek podejrzany".

Oznacza to, że statek złamał prawo i z chwilą pojawienia się na polskim obszarze morskim zostanie zatrzymany - wyjaśnił Gruchalla. Podobnie zostanie potraktowany kapitan jednostki, gdy przekroczy granicę naszego kraju.

Do incydentu doszło we wtorek po południu w pobliżu Świnoujścia. Gdy statek "Adler Dania" wpłynął na polskie wody terytorialne, znajdujący się na nim nieumundurowani polscy celnicy stwierdzili, że na pokładzie są sprzedawane alkohol i papierosy bez polskich znaków akcyzy. Zapowiedzieli przeprowadzenie kontroli. Kapitan zawrócił wtedy statek, który opuścił polskie wody terytorialne i powrócił do niemieckiego portu w Heringsdorfie.

Strona polska uznała postępowanie kapitana za uprowadzenie celników. Armator twierdzi, że polscy funkcjonariusze nie mieli, poza polskimi legitymacjami, żadnych międzynarodowych dokumentów ani nakazu rewizji. Nie było również tłumacza. Kapitan zachował się jak w przypadku zamachu i powrócił do macierzystego portu - podano w komunikacie armatora.

Armator zapowiedział ponowne uruchomienie wstrzymanych w środę kursów do polskich portów. Nie jesteśmy przecież w stanie wojny - powiedział Alwin Mueller, szef biura w Heringsdorfie. "Adler Dania" zostanie jednak zastąpiony innym statkiem, gdyż strona polska uznała jednostkę za niepożądaną.

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Małgorzata Wojciechowicz powiedziała w czwartek PAP, że na polecenie prokuratora okręgowego Prokuratura Rejonowa w Świnoujściu wszczęła - po doniesieniach medialnych - postępowanie przygotowawcze w sprawie incydentu. Jak wyjaśniła, dotyczy ono sprawy pozbawienia wolności trojga polskich celników, ale nie jest wykluczone, że mogą się pojawić także inne wątki.

Wojciechowicz dodała, że jak dotąd do prokuratury nie wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ze szczecińskiej Izby Celnej. Jej rzecznik Janusz Wilczyński zapowiadał, że takie doniesienie zostanie złożone.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)