Polska"Polska powinna uznać niepodległość Kosowa"

"Polska powinna uznać niepodległość Kosowa"

Zdaniem Jacka Saryusza-Wolskiego, szefa Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego, Polska powinna uznać niepodległość Kosowa. To jest jedyne możliwe rozwiązanie dla całej Unii. Szkoda, że – jak mówiłem – nie udało się przekonać większej ilości krajów wątpiących, żeby podzieliły to stanowisko. Polska kiedyś skorzystała z prawa do samostanowienia, żeby jak Feniks z popiołów się odrodzić - powiedział gość "Salonu Politycznego Trójki".

18.02.2008 | aktual.: 18.02.2008 12:48

Michał Karnowski: Panie przewodniczący, ucieszył się Pan wczoraj, jak usłyszał, że parlament w Prisztinie ogłosił niepodległość Kosowa?

Jacek Saryusz-Wolski: To nie jest kwestia cieszenia się. Cały ciąg zdarzeń był z góry do przewidzenia. Na Zachodnich Bałkanach nie ma rozwiązań dobrych – wszystkie są złe, tylko niektóre są mniej złe niż inne. Problem polega na tym, że Kosowo już ogłosiło niepodległość w ’91 roku, tylko wtedy nie uznała tego społeczność międzynarodowa. A potem były tragedie, które tam się działy. Chodzi o to, żeby rozdzielić walczące strony i zorganizować sprawy w taki sposób, ażeby więcej wojna i ludobójstwo tam nie zajrzały. Dlatego teraz przy fiasku planu Ahtisaariego, pogodzenia stron, czy rozwodu, czy pozostania razem za zgodą obu stron Unia próbuje, w odróżnieniu od tego, co było na początku lat 90-tych, mówić jednym głosem. To nie bardzo jej się udaje, chociaż już jest całkiem inna relacja, bo większość państwa jest gotowa – bez entuzjazmu i bez radości, ale jednak – uznać ten stan.

Z wyjątkiem Hiszpanii i Belgii, które mają własne separtyzmy…

- Różne kraje się wymienia, przede wszystkim Cypr. Cypr boi się, że to będzie dla niego, jeśli chodzi o turecka część wyspy, precedens. Ze względu na mniejszości węgierskie – Rumunia i Słowacja. Ze względu na Kraj Basków, ewentualnie Katalonię – Hiszpania. Wiele krajów z przyczyn silnie wewnętrznych się tego obawia. Obawy ze względu na konsekwencje w polityce międzynarodowej dotyczą ewentualnego losu Abchazji i Osetii. Jest wiele zastrzeżeń, tylko pytanie – czy jest jakiekolwiek inne rozwiązanie? Podkreślmy, że to jest jednostronne ogłoszenie niepodległości. To robi Kosowo. Niestety naszych rad – naszych czyli Unii Europejskiej, bo ja sam rozmawiałem z premierem Thaci i z Serbami – chcieliśmy, żeby ten rozwód był bardziej rozłożony w czasie…

Jakaś mocniejsza autonomia na początek?

- Tak. Albo przynajmniej, żeby dać więcej czasu Unii Europejskiej, żeby w tej sprawie zajęła w miarę jednolite stanowisko, żeby się nie podzieliła, bo przecież kiedyś w sprawie Bałkanów Zachodnich Unia się podzieliła i też jest w pewnej mierze temu mało welwetowemu rozwodowi winna. Oczywiście podzieliła się w sprawie Iraku. Od strony technicznej misja unijna jest przygotowana. Właściwie od roku w parlamencie żeśmy zatwierdzali wszystkie kontyngenty, pieniądze i struktury dowodzenia…

Czyli generalnie, gdyby to trochę wyprostować, to Unia Europejska jest za tą niepodległością?

- Dwadzieścia krajów jest za, a siedem ma wątpliwości w różnym stopniu. Dlatego taka formuła zostanie przyjęta dzisiaj na posiedzeniu Rady Ministrów, że Unia przyjmuje do wiadomości, natomiast akt formalnego uznania pozostawia krajom członkowskim. Natomiast teraz uwaga Unii powinna skoncentrować się na Serbii, to znaczy uczynić tę dramatyczną dla nich sytuację – utratę czegoś, co traktują jako swoje dziedzictwo narodowe, kolebkę swojej państwowości…

To może zachwiać tym procesem zbliżania się Serbii do Unii Europejskiej?

- Może. Chociaż wybór prezydenta Tadica oznaczał wybór europejski. Potem była odmowa podpisania umowy z Unią. Zobaczymy, jak będzie dalej. Ale jedynym rozwiązaniem tego rodzaju konfliktów jest Europa, jedyną odpowiedzią na to jest współżycie w Europie, kiedy zanikną granice, kiedy kolejne pokolenia i mieszkańców Kosowa, i Serbów zobaczą, że Unia przez samą swoją konstrukcje rozwiązuje tego typu problemy.

Rada Bezpieczeństwa ONZ swoje posiedzenie wczoraj właściwie zakończyła niczym. Jest spór między Rosją a Waszyngtonem głównie w sprawie Kosowa. Myśli Pan, że tu społeczność międzynarodowa jest w stanie obejść ten opór Rosji?

- Sądzę, że nie. Dlatego, że bieg spraw, to jednostronne ogłoszenie niepodległości i zastąpienie misji ONZ przez misję Unii Europejskiej – to wszystko jest wynikiem tego, że ONZ jest zablokowany w swojej decyzji, ze względu na weto nie tylko Rosji, ale również Chin – z tych wielkich, stałych członków Rady Bezpieczeństwa. ONZ nie jest w stanie zająć w tej materii stanowiska. Natomiast to, co jest pozytywem – jeśli w ogóle można o czymś takim mówić – to jest to, że Unia mówi wyraźnie: to jest sfera naszej wspólnej odpowiedzialności; a nie tak jak w latach 90-tych, kiedy powiedziała: my z tym nic nie możemy zrobić, amerykanie przyjdźcie i zróbcie to za nas.

A co Polska w tej sprawie powinna zrobić? Powinna uznać tę niepodległość?

- Sądzę, że bez euforii, bez radości, ale Polska powinna znaleźć się w głównym nurcie stanowiska w tej sprawie Unii Europejskiej. Krótko mówiąc – tak. Z różnych przyczyn. Ponieważ to jest jedyne możliwe rozwiązanie dla całej Unii. Szkoda, że – jak mówiłem – nie udało się przekonać większej ilości krajów wątpiących, żeby podzieliły to stanowisko. Gdzieś w tyle głowy powinniśmy pamiętać o dwóch zasadach Karty Narodów Zjednoczonych – prawa do samostanowienia i prawa do integralności terytorialnych. Polska kiedyś skorzystała z prawa do samostanowienia, żeby jak Feniks z popiołów się odrodzić. Ale czysto pragmatyczne względy – musimy zaprowadzić pokój na Bałkanach – to jest zbyt blisko, to jest część Europy. Unia Europejska wszystkie te kraje chce przyjąć do swojego grona. Musimy w tym kierunku zmierzać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)