Zabezpieczał "zgubione" miny. Przerywa milczenie

Porucznik Michał Krawczyk, który nadzorował transport min przeciwpancernych z Hajnówki do Mostów, opowiedział o szczegółach zagubienia ładunku. Mimo że jego zespół zabezpieczył miny, prokuratura postawiła mu zarzuty. Krawczyk podkreśla, że działał zgodnie z procedurami, a jego celem było zapobiegnięcie tragedii.

Pociąg towarowy, zdjęcie ilustracyjne
Pociąg towarowy, zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Adobe Stock
oprac. JUL

Transport min przeciwpancernych z Hajnówki do Mostów odbył się zgodnie z procedurami. Jednak po dotarciu do celu, część ładunku zaginęła. Żołnierze w Mostach przeoczyli partię skrzyń z ponad 200 minami, które następnie opuściły skład i przez 10 dni krążyły w przekazanym do cywilnych celów wagonie PKP po całej Polsce.

Krawczyk, który wysłał swoich ludzi do zabezpieczenia min, podkreśla, że nie doszło do żadnych nieprawidłowości z jego strony. W rozmowie z Onetem podkreśla, że transport przebiegł prawidłowo, a do incydentu doszło podczas rozładunku, za który odpowiedzialny był personel składu amunicji w Mostach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Żołnierze Kima wpadli pod Kurskiem. Ukraińcy nagrali ich twarze

Kto popełnił błąd?

Po odkryciu, że miny zaginęły, Krawczyk natychmiast podjął działania, aby je zabezpieczyć. Dzięki jego interwencji miny zostały odnalezione i bezpiecznie przetransportowane z powrotem do Hajnówki. Krawczyk zaznacza, że jego działania były zgodne z przepisami i miały na celu ochronę ludzi.

O tym, że nie wszystkie miny zostały rozładowane, Krawczyk dowiedział się dziesięć dni później. - Kiedy to usłyszałem, to w obecności magazyniera i kierownika środków bojowych zadzwoniłem na telefonie głośnomówiącym do kierownika składu amunicji w Mostach i powiedziałem, że nie ma takiej możliwości, żeby cokolwiek od nas nie wyszło, bo cała droga ładunku z magazynu aż do zaplombowanego wagonu jest u nas monitorowana. Pojazdy, które woziły miny z magazynu na rampę były dodatkowo bez plandek. Jesteśmy więc w stanie udowodnić, że od nas wyszło wszystko, co do jednej miny - relacjonuje.

Zadzwonił do nas ponownie. Powiedział, że ładunek znajduje się w wagonie numer siedem w miejscowości przy magazynie IKEA w Orli. To jest miejscowość, która znajduje się 30 km od nas - mówi Krawczyk.

Zarzuty prokuratury

Mimo zabezpieczenia min prokuratura postawiła Krawczykowi zarzuty dotyczące krótkotrwałej utraty środków bojowych oraz podania nieprawdy w rozkazie. Krawczyk nie zgadza się z tymi zarzutami, twierdząc, że jego działania miały na celu ograniczenie ryzyka.

- Mając przeszkolenie i doświadczenie w zakresie środków bojowych, wiedziałem, że w myśl artykułu 25 Kodeksu karnego o stanie wyższej konieczności muszę działać natychmiast i w taki sposób, aby o ładunku dowiedziało się jak najmniej ludzi. Wdrożyłem procedurę natychmiastowej kompletacji grupy i wyjazd samochodu osobowego oraz samochodu ciężarowego przystosowanego do przewozu ADR [ADR (fr. L' Accord européen relatif au transport international des marchandises Dangereuses par Route – międzynarodowa konwencja dotycząca drogowego przewozu towarów i ładunków niebezpiecznych). Wpisałem też do rozkazu podstawę inną niż faktyczna, czyli że żołnierze jadą po drzewo, a nie po miny - przyznaje wojskowy w rozmowie z Onetem.

Porucznik Krawczyk postanowił odejść ze służby w wojsku z dniem 31 stycznia. - Powodem mojego odejścia było to, jak zostałem potraktowany przez przełożonych w Inspektoracie Wsparcia i prokuraturę wojskową w Szczecinie. Honor żołnierza nie pozwala mi dalej pracować w tej instytucji - powiedział.

Źródło: Onet, WP Wiadomości

minywojskotransport

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (150)