Polska objęta unijnym mechanizmem. Ekspert: to zła decyzja dla Europy
• KE po raz pierwszy w historii uruchomiła procedurę wyjaśniającą ws. podejrzeń łamania zasad praworządności w Polsce
• To, do czego to doprowadzi, zależy w głównej mierze od postawy polskiego rządu
• Ostatecznie może prowadzić to do sankcji, w tym zawieszenia w prawach członka
• - Bardzo ryzykowny i zły krok ze strony KE- ocenia Paweł Świdlicki z Open Europe
• "To zła wiadomość zarówno dla Polski, jak i Unii Europejskiej"
13.01.2016 | aktual.: 13.01.2016 16:06
Decyzja Komisji Europejskiej o uruchomieniu postępowania wobec Polski jest historyczna - i mimo łagodnego języka wiceszefa KE Fransa Timmermansa - potencjalnie może mieć duże konsekwencje dla całej Unii Europejskiej. Podstawą działania Komisji są uchwalone w 2014 roku "ramy dotyczące ochrony państwa prawnego". Mechanizm został pomyślany jako krok pośredni i "system wczesnego ostrzegania" przed procedurą nadzoru z Artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej, określanej w Brukseli jako "opcja nuklearna" z racji tego, że może skutkować zawieszeniem państwa w prawach członka Unii Europejskiej.
Procedura oparta jest na współpracy Komisji z państwem członkowskim i zawiera trzy kroki: KE najpierw - po zapoznaniu się z sytuacją i wysłuchaniu uwag strony rządowej - wydaje swoją opinię, następnie wysyła rekomendację dotyczącą tego, aby sytuację naprawić, a na końcu sprawdza, czy państwo członkowskie wprowadziło odpowiednie zalecenia. Jeśli nie, Komisja może użyć "broni nuklearnej" - choć jest to politycznie niemal niemożliwe, bowiem zgodę na to musi wydać 4/5 wszystkich państw UE.
Zdaniem Pawła Świdlickiego, analityka instytutu Open Europe w Londynie, decyzja Komisji Europejskiej jest precedensowa - i bardzo ryzykowna dla Unii Europejskiej.
- Jestem dość zdziwiony, bo podczas ostatnich kilku dni sygnały dochodzące z Brukseli były takie, że żadne kroki formalnie nie zostaną wdrożone. Myślę, że to zła i zbyt pochopna decyzja - mówi Świdlicki w rozmowie z WP. Tłumaczy, że decyzja KE "wpycha" UE w polityczny proces, z którego trudno będzie jej wyjść obronną ręką. Wszystko przez to, że dalszy rozwój wypadków zależy przede wszystkim od postawy polskiego rządu.
- Myślę, że rząd PiS może nie chcieć żadnego dialogu, co z kolei wymusi na Komisji brnięcie dalej. Nie widzę tu dobrego wyjścia, bo z jednej strony "interwencja" UE może spowodować eskalację napięć między Brukselą a Warszawą, więc albo Komisja zostanie wciągnięta w konflikt, albo - jeśli rząd będzie ignorował działania KE - straci autorytet - zauważa analityk. - Oczywiście, w ostateczności jest ten Artykuł 7, ale nie widzę szans, by to zostało uruchomione.
Zdaniem Świdlickiego decyzja stanowi też "niepokojący precedens", bo wiele innych zdarzeń może być interpretowane jako naruszenia zasady państwa prawa, wobec czego KE może być zmuszona do wielu więcej interwencji w przypadku innych państw. Tymczasem w czasie, gdy Unia Europejska musi zmagać się z poważnymi, egzystencjalnymi kryzysami, może to dodatkowo zachwiać jednością Unii.
Uruchomienie procedury nie polepszy też pozycji Polski w UE. Choć mechanizm ochrony państwa prawa został uchwalony z myślą o Węgrach, to pierwszym państwem, wobec którego go użyto, została Polska.
- Myślę, że pozycja Warszawy trochę osłabnie, choć tak naprawdę wynika to po prostu z tego, co robi rząd PiS. Sądzę, że decyzja KE była taka dlatego, że obawiano się, że niezrobienie niczego mogłoby dodatkowo ośmielić rząd - ocenia Świdlicki.