PolskaPolska nierządem Kaczyńskich stoi - L. Wałęsa dla WP

Polska nierządem Kaczyńskich stoi - L. Wałęsa dla WP

To anarchia! Walka władzy ze wszystkimi. Kontrolowane wycieki i niszczenie Polski zagranicą. Fale protestów społecznych zatrzymywane kolejną listą agentów i aresztowaniami. A w anarchii nawet słowa na „s” są za słabe.

Polska nierządem Kaczyńskich stoi - L. Wałęsa dla WP

Użyłem takiego zakrytego słowa w reakcji na kompromitujący Polskę wywiad prezydenta Kaczyńskiego dla francuskiej telewizji. Jak widzę, każdy je jakoś interpretuje i dopisuje odpowiednią treść. Nie komentuję tego, nie ujawniam mojego zamiaru i intencji, chociaż po wczorajszych występach takich ludzi, jak Kurski, Szczygło czy Ziobro, każde nawet najmocniejsze skojarzenie z tym skrótem okazuje się za słabe. Ciekawe, że najostrzej rozszyfrowują to słowo ludzie z otoczenia prezydenta Kaczyńskiego. Czyżby nie nasuwało im się żadne inne określenie na swojego szefa? Odbiór społeczny tego skrótu powinien dawać prezydentowi do myślenia! Na nieznośną anarchiczną rzeczywistość w Polsce brakuje słów. A zaczęło się tak niewinnie od „sp....aj, dziadu”.

To nie w słowach problem. One tylko mówią o fatalnym klimacie stworzonym przez tych nienawistnych i zakompleksionych „ludzi z brzytwą”. Za chwilę będziemy mieć powtórkę z czerwca 1992. Wtedy udało się uchronić kraj przed anarchią w wykonaniu nieodpowiedzialnych – tych samych - ludzi, którzy teczkami chcieli ratować swój polityczny byt. Dzisiaj taki scenariusz może się powtórzyć, ale z gorszym tragicznym finałem. Problemy służby zdrowia, falę protestów i frustracji społecznych chce się zatrzymać nową listą agentów. Mamy teraz listę „500”. Może trzeba cały naród wpisać na taką listę. Lekarzy, nauczycieli, dziennikarzy, jeśli oczywiście nic nie znajdzie na takich prowodyrów strajków i nieposłusznych CBA. Na listach będą wszyscy, oprócz dwóch małych ludzi i ich kilku przybocznych aż w końcu sami się nawzajem powpisują. Wcześniej jeszcze zdążą nas skazać na izolację w Europie, skłócą z Rosją i z innymi sąsiadami, bo nie rozróżniają racji stanu od własnej racji maniakalnej.

Ostrzeżenia głosi na świecie prezydent Kaczyński. Mówi w tym samym wywiadzie, że „po 1989 roku powstał układ oparty na nieuzasadnionych przywilejach osób związanych z poprzednim systemem. Podważyliśmy ten system, nie ma ludzi nietykalnych. Nikt nie może stać ponad prawem. W imię obrony demokracji broniono nieuzasadnionych przywilejów”. W ten sposób przedstawia na arenie międzynarodowej swój kraj i wielkie zwycięstwo Polski nad komunizmem prezydent RP. Ten, który powinien dbać o wizerunek Polski na świecie i chronić symbole najlepiej rozpoznawalne. I z lekkością stwierdza, że nikt nie może czuć się niewinny, nikt nie jest nietykalny.

To oczywiste, że przyjmowanie i głoszenie takiej teorii zmian w Polsce to nic innego jak podważanie naszego narodowego sukcesu. To burzenie w oczach świata wiarygodności kraju, który jest postrzegany – z dala od naszego wewnętrznego piekiełka – jak właśnie kraj sukcesu i zwycięstwa. Teraz jest to niszczone. I to przez kogo – przez przywódców państwa, którzy zapomnieli, że byli uczestnikami tego procesu – pewnie bez ich udziału i przeszkadzania efekty byłyby dużo lepsze. Teraz łudzą się, że po zburzeniu wszystkiego zbudują cokolwiek lepszego. Jaka to budowa widać przez ostatnie kilkanaście miesięcy.

Nie mogę milczeć w takich sprawach. Nigdy nie miałem w zwyczaju atakować urzędującego prezydenta zagranicą. Przekonywałem na świecie: „ci Kaczyńscy nie są tacy straszni, jak myślicie, to wcale nie antysemici, jak twierdzicie, to nie tacy populiści, jak głosicie. Wcale nie chcą wyprowadzić Polski z Unii, nie chcą walczyć ze wszystkim, jak słyszę od Was. Zrozumcie ich, to polscy patrioci, chcą dobrze”. Tak starałem się przekonywać, bo tak widziałem swoją rolę. Nawet Kwaśniewskiego, którego, delikatnie mówiąc, nie darzyłem sympatią, nie atakowałem. Jak już mówiłem nieraz, na arenie międzynarodowej należy występować razem. Namacalny efekt był na Ukrainie, kiedy najpierw ja, a potem prezydent Kwaśniewski wsparliśmy Pomarańczową Rewolucję. Dziś widzę, że z obecnym prezydentem chyba nie byłoby to możliwe. Po pierwsze, by się bał, a po drugie, po trzecie i czwarte też by się bał. Bałby się stanąć przeciwko Kuczmie, bałby się wystąpić przed rewolucjonistami, no i bałby się, co powie jego brat, bo od lat on o
wszystkim decyduje i manipuluje. I te manipulacje zasłaniają ich kompleksy i słabości. Na szczęście, nie całkiem, bo fakty mówią wiele. Nie podniosłem larum, kiedy Kancelaria Prezydenta zablokowała moje spotkanie z prezydentem Bushem, bo zależało mi na powodzeniu tej wizyty. Razem naprawdę można było osiągnąć więcej dla Polski. Kiedy to spotkanie okazało się klęską Kaczyńskiego zwróciłem na to uwagę. Starałem się nie zauważyć żałosnego incydentu z zasłonięciem na wywiad z prezydentem Kaczyńskim nazwy lotniska w Gdańsku im. Lecha Wałęsy, ale teraz widzę, że trzeba takie rzeczy pokazywać, bo są mocno przemyślane i tworzą ciąg intryg. W tych grach i manipulacjach poszli ustami prezydenta tym razem za daleko. Takie świadectwo o Polsce i o mnie daje prezydent przed francuską opinią publiczną, przed tą samą, która kochała Solidarność:

(...) Wałęsa doszedł do władzy z ideą doprowadzenia do końca rewolucji „Solidarności”. Najpierw wsparł się na najbardziej radykalnej części społeczeństwa, przede wszystkim na antykomunistach, a następnie swoją władzę oparł na dawnych tajnych służbach komunistycznych”. Dziennikarz: A więc to on zdradził? „Oczywiście, że on. Powtórzę jeszcze raz: to, co mówię, nie jest skomplikowane, ponieważ ówczesna rzeczywistość nie była tak złożona. Opierając się na opozycji przekonał byłych komunistów, że oni są najlepsi, aby rządzić. Tak już zdarzyło się w historii, to nic nowego, ale trudno uznać to za wierność ideałom „Solidarności”. Dziennikarz: A zatem, czy demokracja w Polsce była zagrożona po 1989 roku? „Tak, do 1995 roku”.

Jakoś nie przypomina tu prezydent, że obaj z bratem Jarosławem pracowali w mojej Kancelarii i tego zagrożenia nie widzieli we mnie. Tylko wszędzie wokół węszyli spiski i zdradę, a sami porządków antykomunistycznych nie chcieli robić. Jakimi byli antykomunistami pokazali w 1995, co nawet przypomina prezydent:

„A jeśli często mi zarzucano, mnie i mojemu bratu, że sukces Kwaśniewskiego był dla nas ulgą, to przyznam, że tak było. Ja wiem, że to spowoduje zgrzytanie zębów wielu antykomunistów polskich, że to nie jest politycznie poprawne, ale tak – przyznaję to, ponieważ uważałem, że Kwaśniewski, nawet jeśli jest człowiekiem z innej opcji politycznej niż moja, był mniejszym zagrożeniem dla demokracji, niż Wałęsa”.

W ten sposób opisuje urzędujący prezydent Polskę. Tak opisuje Solidarność, bo jestem na świecie symbolem tej wielkiej Solidarności (nawet jeśli obecna władza próbuje to korygować), Solidarności, której jak widać coraz wyraźniej, nie rozumieli Kaczyńscy. Przecież mówią światu, że ta cała Solidarność to zwykła zdrada, a prawda jest tylko po ich stronie. Czy ja mogę i powinienem w tej sytuacji nadal bronić ich zagranicą, świecić oczami i nadstawiać karku? Wierzyłem, że dla dobra Polski muszę. Oni skutecznie pozbawiają mnie takiej wiary!

A ja tym razem przyjechałem do Francji, żeby walczyć o Expo 2012 dla Polski. I taką mam zapłatę od prezydenta...

Prezydent Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
solidarnośćwywiadJarosław Kaczyński
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)