Polska ma plan "B", jeśli wybiorą Donalda Tuska na szefa RE
Polska ma plan "B" na wypadek, gdyby szefowie największych państw Unii Europejskiej próbowali siłowo przeforsować kandydaturę Donalda Tuska. Głosowanie w sprawie wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej planowane jest podczas czwartkowo-piątkowego szczytu unijnego w Brukseli. Co zrobi polski rząd?
Jak dowiedział się portal wPolityce.pl z "poważnych źródeł dyplomatycznych", Polska może sięgnąć po "broń atomową", czyli nie podpisać konkluzji szczytu. - Będzie to oznaczało, że jest on nieważny, ponieważ konkluzja musi zostać podpisana przez każde z państw uczestniczących w spotkaniach - powiedział jeden z informatorów portalu. Według wPolityce.pl, polski rząd domaga się co najmniej przełożenia głosowania.
- W żadnym wypadku nie zaakceptujemy narzucenia siłą kandydata, który nie ma poparcia rządu polskiego i nawet nie zabiegał o nie, choć swój mandat objął w wyniku sprawowania funkcji premiera rządu RP, a który jako szef Rady dopuszczał się ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski - argumentuje rozmówca serwisu.
Co ważne, jak dodał wPolityce.pl, przedstawiciele polskiej dyplomacji o planie "B" poinformowali szefa niemieckiej dyplomacji Sigmara Gabriela, który gościł w Warszawie.
"Gentlemen’s agreement"
To, że Polska chce odwołać się do zasady jednomyślności przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej, potwierdził w rozmowie z Polskim Radiem wiceprzewodniczący Europarlamentu Ryszard Czarnecki.
Przypomniał, że w 2014 roku, mimo sprzeciwu Węgier i Wielkiej Brytanii, wybrany został szef Komisji Europejskiej. - Był taki "gentlemen’s agreement", że wszystkie decyzje personalne na unijnych szczytach będą, po kontrowersjach związanych z przepchnięciem kolanem szefa Komisji Europejskiej, przyjmowane na zasadzie kompromisu i zapewne będziemy się do tego odwoływać - oznajmił wiceszef Europarlamentu.
Możliwość skorzystania z zasady jednomyślności - czy możliwe jest zablokowanie wniosków ze szczytu, w których zapisany zostanie wybór szefa Rady - sprawdzili prawnicy w Brukseli. Uznali, że nie. Wykładnia jest taka, że wprawdzie wnioski zawsze przyjmowane są jednomyślnie i jakiś kraj może je zablokować, ale decyzja o wyborze szefa Rady jest autonomiczną decyzją przywódców, niezależną od konkluzji. Czyli - jakiś kraj może zablokować wnioski ze szczytu, ale nie ma to wpływu na decyzję o wyborze przewodniczącego Rady.
Wcześniej polskie stanowisko w sprawie kandydatury Donalda Tuska przedstawiła premier Beata Szydło w specjalnym liście, w którym pisała m.in., że poparcie go wbrew Polsce "pozostaje w sprzeczności z międzyrządowym charakterem prac Rady".
Zobacz także: Najnowsze echa z Brukseli. Co z reelekcją Tuska?