Polska ma kłopot z wyjaśnieniem. Cały świat broni ukraińskiego nurka
Setki listów z poparciem otrzymuje kancelaria prawna obrońcy Volodymyra Z., obywatela Ukrainy podejrzanego o udział w wysadzeniu gazociągu Nord Stream 2. Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, zgłaszają się nie tylko Ukraińcy i Polacy, ale też osoby z Japonii i USA. "To uczciwy i pracowity człowiek, kocha swoją rodzinę, sprzeciwiam się aresztowaniu" - piszą.
- Myślę, że mój klient jest bohaterem choćby z tego powodu, że jako obywatel Ukrainy jest oskarżany przez jedno z państw Unii Europejskiej o zniszczenie rosyjskiej infrastruktury krytycznej, należącej do spółki finansującej rosyjską wojnę. Już sam fakt postawienia mu takich zarzutów czyni go bohaterem - mówi WP mec. Tymoteusz Paprocki. Volodymyr Z. nie przyznaje się do winy.
- Nawet japońska telewizja bardzo mocno interesuje się sprawą, przyjeżdża to relacjonować. Słyszę pytania, dlaczego Polska zatrzymała tego człowieka, skoro zarazem popieramy Ukrainę, broniącą się przed napaścią Rosji. No trudno mi to wyjaśnić komuś z zagranicy - podkreśla adwokat.
Z relacji prawnika wynika, że do kancelarii wpływają kolejne poręczenia osobiste. Skrzynka mailowa jest zapełniona apelami o uwolnienie Ukraińca. - Mówimy już o setkach, a może nawet tysiącach wiadomości. Wszyscy piszą z apelem, by sąd pozwolił Volodymyrowi Z. odpowiadać z wolnej stopy - twierdzi prawnik.
Rosjanie na Bałtyku. Nagranie z morskich manewrów
Aresztowany pod zarzutem zniszczenia Nord Stream 2. Dla wielu to bohater
44-letniego Volodymyra Z. niemieckie służby podejrzewają o udział w zniszczeniu we wrześniu 2022 r. rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2. Doszło wówczas do zatrzymania dostaw gazu do Niemiec. Dlatego niemieckie organy wszczęły śledztwo, a ich służby ruszyły tropem wykonawców zamachu. W sierpniu 2025 r. we Włoszech zatrzymano domniemanego szefa grupy. Jako osobę odpowiedzialną za podłożenie ładunków niemieckie służby wskazują Volodymyra Z. - wybitnego nurka.
Kilka dni temu mężczyzna został zatrzymany w Pruszkowie koło Warszawy na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA), wydanego przez Niemcy. Nie zgadza się z zarzutami. Sąd zdecydował o areszcie na siedem dni. Jeśli doszłoby do ekstradycji, Ukrainiec stanie przed Federalnym Trybunałem Sprawiedliwości i grozi mu 15 lat więzienia. Obrońca mężczyzny uważa, że nie ma podstaw, by wydać Ukraińca niemieckim służbom.
Żona ukraińskiego nurka zabiera głos. "Nie mamy nic do ukrycia"
- Chciałabym podziękować wszystkim osobom, które zaangażowały się i przesłały apele w obronie męża - mówi WP Yulianna, żona aresztowanego Ukraińca, wyraźnie roztrzęsiona. Widać u niej stres, zaciska dłonie i jest bliska łez.
- Znam go od 30 lat i jestem pewna, że nie jest osobą zdolną do popełnienia czegoś złego. Ta sprawa jest dla mnie szokiem i nie wiem, jak wyjaśnić ją dzieciom, zwłaszcza nastoletniemu synowi - mówi.
Kobieta dodaje, że nie zna szczegółów zarzutów i chciałaby, aby mąż miał możliwość wyjaśnienia sprawy poza aresztem. - Od 3,5 roku mieszkamy w Polsce, pracujemy i posyłamy dzieci do szkoły. Nie mamy nic do ukrycia. Nawet planowaliśmy przyszłość tutaj. Zdecydowaliśmy się na kupno domu pod Warszawą. Mój mąż chce współpracować z sądem i organami ścigania, nie ma zamiaru wyjeżdżać z Polski -zapewnia kobieta.
Państwo Z. przyjechali do Polski w lutym 2022 r., na kilka dni przed wybuchem wojny. W Ukrainie mówiono już, że do niej dojdzie. Zakładali, że przyjadą na chwilę, aby ochronić synów mających dziś 14, 15 i 20 lat. Postanowili zostać na dłużej. Volodymyr pracował jako inżynier specjalista w dziedzinie klimatyzacji. Pracował na rzecz firm w Polsce, ale miał też własną działalność gospodarczą.
W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie ma rozpoznać zażalenie na decyzję o tymczasowym aresztowaniu. Zdaniem mec. Paprockiego, wcześniejszy skład orzekający nie uwzględnił szerszego kontekstu sprawy. - Sąd wskazał wprost, że analizując zasadność aresztu, nie brał pod uwagę uwarunkowań geopolitycznych. Mamy nadzieję, że tym razem sędzia okaże większą wrażliwość i pozwoli, by mój klient stanął do procesu z wolnej stopy, stosując inne środki zapobiegawcze - podsumowuje obrońca.
Polska prokuratura podkreśla, że w sprawie zatrzymania obywatela Ukrainy kluczowe są przepisy prawa oraz procedury międzynarodowe. - Nie jesteśmy jako polskie organy od tego, by oceniać, czy ktoś jest winny, czy nie. Oceniamy tylko, czy istnieją przesłanki do uruchomienia procedury dotyczącej wydania takiej osoby na podstawie polskich przepisów - mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Piotr Skiba.
Podkreślił, że w sprawie Volodymyra Z. nie ma mowy o uznaniowości. - Ukraina może być pewna, że polscy śledczy ściśle trzymają się litery prawa - zapewnił.
Burza wokół zatrzymania podejrzanego o zamach
Sprawa zatrzymania wywołała dyskusję, jak powinny postąpić polskie władze. Wczoraj ziarno wątpliwości wobec reakcji zasiał Maciej Wąsik (PiS). Jego zdaniem Polska nie powinna pomagać w skazaniu człowieka, który mógł uderzyć w machinę wojenną Putina skuteczniej niż unijne sankcje czy dyplomatyczne deklaracje.
- Ja bym go traktował jak żołnierza, który wykonał zadanie. Jeśli rzeczywiście wysadził kremlowski rurociąg, którym Putin zasysał pieniądze na wojnę, to zrobił Europie przysługę. Teraz na wniosek wkurzonych Niemców mielibyśmy aresztować takiego człowieka? Nie wydałbym go Niemcom niezależnie od dowodów - mówił WP Wąsik.
Eksperci ze służb analizują sprawę na chłodno. - Polska nie miała innego wyjścia, jak zatrzymać ukraińskiego nurka poszukiwanego przez Niemcy, a próby "oszukania" Berlina wywołałyby dyplomatyczny skandal - uważa dr Anna Grabowska-Siwiec, była funkcjonariuszka kontrwywiadu ABW. W rozmowie z WP komentowała wątpliwości wokół zatrzymania Volodymyra Z.
Wskazała, że decyzja wynikała z międzynarodowych zobowiązań. - To kwestia wiarygodności wobec naszych partnerów. Polskie służby musiały wykonać ruch, inaczej godziłoby to w sens współpracy Polski i Niemiec, będących w jednym sojuszu. Inne działanie byłoby niedopuszczalne i wprost sprzeczne z prawem, bo zatrzymanie odbyło się na podstawie europejskiego nakazu - podkreśliła ekspertka.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski