Polska dyplomacja nie istnieje. Nie leci z nami pilot
Kryzys w stosunkach z Izraelem dobitnie pokazuje, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych istnieje tylko teoretycznie. Dziś dyplomacją kieruję Patryk Jaki, wczoraj robił to Ziobro, jutro będzie to ktoś inny. Rachunek, jak przyjdzie za to zapłacić, już jest wysoki.
01.02.2018 | aktual.: 01.02.2018 17:33
Niewiele osób o tym wie, ale jeden z najkrótszych dowcipów świata znajduje się na stronie internetowej polskiego MSZ. Brzmi on następująco: "Minister spraw zagranicznych koordynuje politykę zagraniczną rządu". To żart starszy niż rządy PiS-u, bo problem istnieje od dawna, ale nigdy absurdalność tego stwierdzenia nie była tak jaskrawo widoczna jak obecnie.
Przez krótką chwilę wydawało się, że być może będzie inaczej. Nowy szef resortu Jacek Czaputowicz wyruszył na "ofensywę dyplomatyczną", próbując - wdziękiem i dialogiem - załagodzić spory i pożary wywołane przez dotychczasową politykę rządu. Wtedy jednak na scenę wszedł Jarosław Kaczyński i przypomniał, dlaczego stwierdzenie z MSZ-owskiego portalu jest takie śmieszne.
Minister eksperyment
- Nie jest żadną tajemnicą, że mieliśmy nadzieję, że tym resortem pokieruje inna osoba. Niestety niemal w ostatniej chwili się wycofała. Kandydatura pana ministra Czaputowicza jest pewnym eksperymentem, ale wierzę, że udanym - stwierdził prezes PiS w wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie".
Profesor Czaputowicz, jako człowiek obyty i inteligentny, z pewnością zrozumiał to przesłanie. Ale jeśli mimo to jednak miał jakieś wątpliwości, to rozwiał je Patryk Jaki. Mimo zgłaszanych obiekcji ze strony MSZ, a później samego Czaputowicza, wiceminister sprawiedliwości pozostał przy napisanej przez siebie ustawie o IPN i z właściwą sobie delikatnością jednocześnie ustawił ministra do kąta i sam, na mocy świętego prawa dżungli, przejął jego rolę. Po czym, z uśmiechem i nieuzasadnioną pewnością siebie, odpalił dyplomatyczną bombę, której skutki - coraz boleśniejsze - odczuwamy już szósty dzień.
Nad ustawą Jakiego - według Onetu napisanej przy pomocy innego wirtuoza dyplomacji, Macieja Świrskiego z Polskiej Fundacji Narodowej - można by się pastwić bardzo, bardzo długo. Jest ona aktem politycznej głupoty na nieprawdopodobnie wielu poziomach - dyplomatycznym (niespotykany kryzys w stosunkach z Izraelem i USA), pragmatycznym (o "polskich obozach" nigdy nie było tak głośno), prawnym (nieostre przepisy), a nawet moralnym (otwiera drogę do fałszowania historii i ścigania za poglądy). Ale koniec końców nie to jest główną przyczyną potężnego kryzysu.
Liczy się wola Naczelnika
Jego praprzyczyna jest prosta. Mimo szumnych deklaracji, w polityce prowadzonej przez PiS polityka zagraniczna i konsekwencje dla niej nie odgrywają żadnej roli. Wszystko podporządkowane jest woli i planowi Kaczyńskiego, który - jak wiemy - jest "genialnym strategiem".
Podporządkowanie celom wewnętrznym jest poniekąd naturalne dla niemal wszystkich rządów, wszędzie. Ale rzadko kiedy jest ono tak kompletne i pozbawione odpowiedzialności, jak w przypadku tego rządu. Całe myślenie o polityce zagranicznej wydaje się polegać na przekonaniu - opartym na przykładach Turcji, Rosji czy Izraela - że wystarczy się postawić, udawać silnego i przeć do przodu, a wtedy rzeczywiście uznają cię za silnego i będą się z tobą liczyć. Otóż nie wystarczy. Potrzebny jest też spryt, rozwaga, a czasem i subtelność. Nie mówiąc już o tym, że trzeba mieć czym poprzeć swoje przekonanie o sile. Ale to wszystko jest obecnej ekipie obce.
Dlatego w efekcie ministerstwo spraw zagranicznych istnieje tylko teoretycznie, a faktycznie najważniejsze decyzje ws. polityki zagranicznej podejmuje dziś Patryk Jaki. Tak jak wcześniej robili to jego Zbigniew Ziobro, Antoni Macierewicz czy Jan Szyszko. I tak jak później będzie robić to ktoś inny - ten komu akurat przypadnie rola wcielania kolejnego niezbędnego elementu planu Naczelnika.