Polska biochemiczka zostanie deportowana z USA?
Polska uczona pracująca w USA, profesor
Uniwersytetu Idaho badająca metody walki z bioterroryzmem, jest
zagrożona deportacją z powodu drobnego błędu w staraniach o
przedłużenie pozwolenia na pracę na uczelni.
04.08.2008 | aktual.: 05.08.2008 09:25
Profesor biochemii Katarzyna Dziewanowska pracowała na stanowym Uniwersytecie Idaho od 1994 r. Jako badaczka mikrobów wywołujących groźne choroby, jak dżuma, będące potencjalna bronią bioterrorystów, uzyskała nawet dokumenty z FBI wymagane do pracy w dziedzinie dotyczącej bezpieczeństwa państwa.
Kiedy jednak w 2003 r. złożyła podanie do władz imigracyjnych o udzielenie prawa stałego pobytu w USA, spotkała się z odmową. Jako powód podano, że przez pewien czas pracowała po wygaśnięciu zezwolenia na zatrudnienie na uczelni, tzw. EAD (Employment Authorization Document). O zezwolenie takie trzeba się starać co roku.
W 2004 r. jej podanie o wspomniany dokument zostało odrzucone, ponieważ prof. Dziewanowska dołączyła do niego zdjęcie z profilu, zamiast en face (błąd wynikł z niewiedzy, że akurat zmieniły się przepisy o zdjęciach). W drugim podaniu, gdzie zdjęcie przedstawiało twarz od frontu, urzędnicy z biura imigracyjnego dopatrzyli się innej nieprawidłowości - tym razem nie podobało się im, że na jednym ze szkieł w okularach Dziewanowskiej widniał odblask światła.
W międzyczasie ważność poprzedniego EAD wygasła, ale profesor pracowała nadal na uczelni, gdyż - jak powiedziała - poinformowano ją tam, że przez pewien czas może legalnie pracować nawet po wygaśnięciu dokumentu. Jak się ukazało, uniwersytet się mylił, gdyż prawo na to nie zezwalało.
Biuro imigracyjne, odmawiając jej stałego pobytu, jako powód podało nielegalną pracę. Nie przyjmowano tłumaczenia, że był to błąd w dobrej wierze, wynikły ostatecznie z omyłki uczelni. Wyjaśniono, że to osoba starająca się o stały pobyt jest odpowiedzialna za to, czy postępuje prawidłowo w kontaktach z urzędem imigracyjnym, a nie jej pracodawca.
W 2005 r. uniwersytet zwolnił prof. Dziewanowską, chociaż na uczelni miała doskonałą opinię. Była dziekan jej wydziału Patricia Hartzell powiedziała, że Polka jest "bardzo dobrym naukowcem".
Uniwersytet, który poprzednio pomagał jej w regulowaniu statusu wobec władz, obecnie odmawia pomocy. "Umywają ręce" - powiedziała Hartzell.
Podanie o stały pobyt prof. Dziewanowska złożyła wraz z mężem, Witoldem Ferensem, także naukowcem zatrudnionym na Uniwersytecie Idaho i prowadzącym badania nad AIDS. Po odmowie w czerwcu br. władze nie chcą mu przyznać grantów na badania. * Tomasz Zalewski*