Polscy turyści wywołują oburzenie Włochów
W Rzymie niemal na każdym kroku słyszy się i widzi turystów z Polski. Komu nie udało się przyjechać na beatyfikację Jana Pawła II, to teraz korzysta z jesiennych ofert polskich biur podróży. Dużym powodzeniem cieszą się wycieczki autokarowe. Jednak nie wszyscy nasi rodacy wiedzą jak się zachować i wywołują oburzenie i konsternację służb porządkowych Watykanu.
04.10.2011 | aktual.: 05.10.2011 09:05
- Przylecieliśmy z Poznania na pięć dni, tanimi liniami lotniczymi WizzAir. Bilety zarezerwowaliśmy już latem, więc nie płaciliśmy drogo, jakieś 500 zł na osobę w dwie strony. Znaleźliśmy hostel koło stacji Termini za 19 euro od osoby, plus opłata klimatyczna 2 euro. Czysto i przyjemnie. Dostaliśmy nawet raz pizzę za darmo w barze na dole i pierwsza godzina internetu też była darmowa - opowiadają mi Łukasz i Monika, których spotkałam, gdy spacerowali z mapą po Rzymie.
Romantyczne wakacje
- Czy drogo nas to wyniosło? Jakieś 1500 zł na osobę wliczając przejazdy i wyżywienie. Myślę, że to jest porównywalne z polskimi cenami w sezonie letnim, jeżeli chce się pojechać do jakiejś znanej miejscowości wypoczynkowej. Wybraliśmy, więc Włochy we wrześniu, przynajmniej pogoda jest gwarantowana - mówi Łukasz. - Na pewno było warto. Tyle zabytków do zwiedzania. Cudowne miasto, wspaniały klimat, bardzo serdeczni ludzie, dobre jedzenie i przepyszne lody. Zupełnie jak w książce "Jedz, módl się, kochaj", którą przeczytałam przed wyjazdem. Bardzo romantyczna podróż. Wrzuciliśmy oczywiście grosik do Fontanny Di Trevi, więc na pewno wrócimy - dodaje Monika.
Na Via della Conciliazione, przed Watykanem stoi sznur autokarów. Wśród nich aż cztery z polską rejestracją. Niestety w tym miejscu autokary turystyczne mogą zatrzymać się tylko przez 15 minut, aby wysadzić turystów. Na dłuższy postój muszą odjechać na inne, wyznaczone parkingi lub jeździć po mieście przez dwie godziny.
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu
Już od kilku lat w Rzymie i innych turystycznych miastach Włoch została wprowadzona "zona ZTL”, czyli strefa ograniczonego ruchu i postoju w historycznym centrum. Autokary i busy turystyczne wjeżdżające do centrum muszą wykupić jednorazowe pozwolenie na przejazd i postój, którego cena zależy od wielkości i klasy pojazdu. Przykładowo: wjazd autokaru powyżej 8 metrów, klasy Euro 3 (takim najczęściej jeżdżą polskie wycieczki) na jeden dzień do Rzymu kosztuje 145 euro, do Florencji - 170 euro, do Wenecji - 350 euro. Im starszy autokar, tym więcej trzeba zapłacić. Dla polskich kierowców jeżdżenie po historycznym centrum Rzymu to prawdziwy horror.
- Włosi jeżdżą strasznie. Nie wrzucają kierunkowskazów, wyprzedzają z prawej strony, no i przede wszystkim te motorynki - z tyłu, z przodu, po bokach. W ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, że w tak dużym pojeździe kierowca może ich nie zauważyć. Ulice Rzymu są wąskie, trudno "złożyć" autokar, nawigacja satelitarna nie wszędzie działa, mapy z parkingami, które dali nam Włosi na check point są beznadziejne. Pierwszy raz w Rzymie trzeba jechać z przewodnikiem. Szybko się jednak można przyzwyczaić do tego chaosu - opowiada mi jeden z kierowców polskiego autokaru.
Przy 600 tys. motorynek, które prują po Wiecznym Mieście jak szalone, jeżdżenie autokarem to prawdziwa sztuka. Jednak i dla Rzymian "góry na czterech kółkach", które tarasują wąskie ulice są nie lada problemem. Polscy kierowcy szybko się uczą dwóch podstawowych zasad rzymskiego ruchu ulicznego: 1. kto większy ten lepszy oraz 2. byle do przodu. Przyjechaliśmy odwiedzić papieża
- Nie mogliśmy przyjechać na beatyfikację. Teraz trafiła nam się znakomita okazja - na pokazie materacy anatomicznych wylosowaliśmy wycieczkę autokarową do Włoch za 1850 zł. Płaci tylko jedna osoba, druga jedzie za darmo. Zwiedzamy Rzym, Florencję i Pizę. Widzieliśmy Fontannę Di Trevi i Schody Hiszpańskie, teraz idziemy zwiedzać Watykan, no i oczywiście odwiedzić papieża - opowiada mi jeden z polskich turystów, którzy przyjechali autokarem aż z Gdańska.
Aby wejść do Bazyliki Świętego Piotra trzeba przejść najpierw przez bramkę wykrywacza metalu. Włoscy policjanci rekwirują tam czasami noże do krojenia chleba czy obierania jabłek czy scyzoryki. Nie wszyscy turyści pamiętają też o tym, że San Pietro to świątynia i aby wejść do środka trzeba być odpowiednio ubranym. Watykańskie służby porządkowe w ciemnych garniturach, złożone z młodych mężczyzn różnych narodowości, nie wpuszczają osób w krótkich spodenkach i w podkoszulkach z krótkim rękawkiem.
Grób Błogosławionego Jana Pawła II znajduje się w tej chwili w Kaplicy Św. Sebastiana. Jest to druga nisza po prawej stronie, zaraz za watykańską Pietą Michała Anioła. To miejsce przyciąga turystów i pielgrzymów z całego świata. Przed marmurową, skromną płytą z napisem BEATVS IOANNES PAVLVS PP. II stoi kilka ławeczek. Służby porządkowe wpuszczają po kilka osób. Można uklęknąć i przez chwilę się pomodlić. Nie wolno robić zdjęć z bliska, lecz tylko zza balustrady.
Skarżą się na Polaków
- Tylko wy Polacy potraficie robić takie rzeczy! - mówi mi z wyrzutem jeden z młodych mężczyzn w ciemnym garniturze stojących przy Kaplicy Św. Sebastiana, gdy orientuje się, że jestem z polską wycieczką, ale rozumiem po włosku. - Próbujecie wchodzić do Bazyliki drzwiami, które służą dla wychodzących. Chcecie zwiedzać pod prąd. Krzyczycie do siebie. Nie mówiąc już o tym, co robicie przed grobem papieża... - dodaje.
Niestety trzeba przyznać, że watykańskie służby porządkowe mają trochę roboty z polskimi pielgrzymami. Ludzie, którzy przyjeżdżają pomodlić się na grób Jana Pawła II, zachowują się różnie. Większość niestety nie respektuje zakazu robienia fotografii z bliska i próbuje robić je ukradkiem, inni chcą podejść bliżej i dotknąć marmurowej płyty grobowca, jeszcze inni upierają się przy tym by zapalić świeczki. Nie słuchają poleceń służb porządkowych. Czasami modlą się dłużej i porządkowi podchodzą do nich, każąc im wyjść.
- Wielu starszych Polaków wyjechało po raz pierwszy za granicę, nie są turystami, lecz pielgrzymami. Przyjechali tu pomodlić się na grobie swojego rodaka. Często proszą Błogosławionego Jana Pawła II o łaski, na przykład o uleczenie z ciężkiej choroby - próbuję tłumaczyć panu w garniturze.
- Codziennie przed grobem papieża pojawia się kilka tysięcy osób. Musimy dać wszystkim szansę na modlitwę. Co by było, gdyby wszyscy robili to, co im się podoba? Nie możemy na to pozwolić. Bez wyjątku... - odpowiada mi. No cóż - ma rację.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz