PolskaPolscy biznesmeni na Białorusi

Polscy biznesmeni na Białorusi

Choć międzypaństwowe stosunki Polski i
Białorusi nie należą do intensywnych, wielu Polaków nadal robi w
tym kraju interesy. Nie jest to jednak łatwy kawałek chleba, gdyż
różne państwowe kontrole mogą uprzykrzyć życie przedsiębiorcom na
długie miesiące.

05.02.2005 | aktual.: 05.02.2005 20:20

"To państwowy reket" - powiedział chcący zachować anonimowość polski udziałowiec jednej z tych firm.

Według niego, białoruskie władze nie są skłonne do przyznawania się do błędów, dlatego jeśli już rozpoczęły na przykład kontrolowanie jakiejś firmy, nie kończą kontroli aż znajdą coś, co można uznać za naruszenie przepisu.

Jedną z firm, które dotknął ten problem, jest działająca w specjalnej strefie ekonomicznej pod Mińskiem "Riabuszka" - firma z polskim kapitałem, z którą związany jest Ireneusz Prokurat, biznesmen robiący interesy na Białorusi od kilkunastu już lat.

Nieustanne kontrole trwają tam od sierpnia 2003 r. Prokurat powiedział PAP, że nie był na Białorusi już od ponad roku, ponieważ obawia się, iż może zostać tam aresztowany, obojętnie pod jakim pretekstem.

Niektórym pracownikom "Riabuszki" białoruska prokuratura postawiła zarzuty nieprawidłowego wypełnienia eksportowych dokumentów celnych. Tymczasem władze Federacji Rosyjskiej do której wysyłano produkcję "Riabuszki", nie mają żadnych zastrzeżeń do tych dokumentów.

W ocenie Ireneusza Prokurata, w wolnych strefach ekonomicznych na Białorusi, działa kilkanaście polskich firm. Firmy te, korzystając ze specjalnie ustanowionych preferencyjnych warunków podatkowych, mogą tam produkować. Jednak towar w zdecydowanej większości nie trafia na rynek białoruski, lecz za granicę - głównie do Rosji.

"Dla Białorusi to czysty zysk - płaci się im podatek, a nie tworzy konkurencji na rynku" - wyjaśnił przedsiębiorca. Mimo to firmy napotykają problemy.

Najpierw - jak powiedział Prokurat - do "Riabuszki", która zajmowała się przetwarzaniem drobiu sprowadzanego z importu i wysyłaniem gotowej produkcji na rynek rosyjski, przyszła pierwsza z cyklu kontroli - z Urzędu Kontroli Państwowej Republiki Białoruś.

"Największym problemem było to, że dla celów tej kontroli praktycznie zamknięto firmę, w której pracowało kilkaset osób" - zwrócił uwagę biznesmen.

Jego zdaniem, praktyka władz, które nie chcą przyznać się następnie, że działały bezpodstawnie, prowadzi do tego, że zagraniczne firmy odejdą z Białorusi, co ostatecznie będzie niekorzystne dla tego kraju.

Nad likwidacją niezbyt dochodowej działalności zastanawia się sam Prokurat, bo kilkanaście wysłanych przez niego pism ze skargami i wnioskami do sądu i prokuratury nic nie przyniosło, zaś kolejne państwowe kontrole "następują po sobie niczym sztafeta".

Po wydaniu zgody na wznowienie produkcji przez Urząd Kontroli Państwowej, po miesiącu w "Riabuszce" ponownie trzeba było wstrzymać produkcję - tym razem na mocy decyzji Urzędu Celnego.

"Zażądano od nas dokumentów, których przepisy celne nie wymagają, a i realnie nie możemy ich posiadać: np. polisy ubezpieczeniowej na transport surowca z Ameryki Łacińskiej do Europy zawieranej przez inne firmy. Działania Urzędu Celnego kilkokrotnie były zaskarżane do sądu. Wszystkie sprawy zostały wygrane przez spółkę, jednak to nic nie zmieniło, gdyż Urząd Celny ignoruje te postanowienia i szuka nowych przyczyn, by nie pozwolić na wznowienie produkcji" - powiedział Prokurat.

Niezależnie od tego Ireneusz Prokurat interweniował w sprawie spółki u władz polskich - we władzach współpracującej z Białorusią polskiej służby celnej oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Zwrócił się z prośbą o pomoc i ochronę firmy przed "bezprawnymi działaniami" ze strony osób i urzędów Białorusi.

MSZ już odpowiedział. Na temat problemu polskich firm na Białorusi, w tym "Riabuszki", nasza ambasada w Mińsku zwracała się do białoruskiego MSZ. Strona polska oczekuje na odpowiedź strony białoruskiej.

Tymczasem na Białorusi do parlamentu trafił prezydencki projekt ustawy zmieniający białoruski kodeks karny. Zgodnie z nim wszyscy urzędnicy państwowi - poza prezydentem, premierem i jego zastępcami - będą karani "za niezapewnienie osiągnięcia wskaźników, które zakładano udzielając państwowego wsparcia organizacjom czy przedsiębiorstwom".

Grozić im będzie grzywna lub dwa lata więzienia i zakaz sprawowania niektórych funkcji.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)