Polka dostała dożywocie za zamordowanie pracodawczyni
Brytyjski sąd skazał 41-letnią Polkę
na dożywocie za zamordowanie w 2007 roku swej pracodawczyni -
poinformował na swych stronach internetowych dziennik "Daily Mail".
Wyrok sądu w Oksfordzie zapadł po tym, jak ława przysięgłych uznała Jolantę K. za winną umyślnego zabójstwa 94-letniej Thei Zaudy. Według sędziego zabójstwa Polka dokonała z zimną krwią na bezbronnej, starszej i fizycznie kruchej kobiecie.
Polka, by liczyć na zwolnienie warunkowe, musi odsiedzieć w więzieniu co najmniej 20 lat.
Ponadto syn K. - 23-letni Adrian L., został uznany przez sąd za współwinnego, gdyż pomagał matce w usuwaniu zwłok i śladów zbrodni. Skazano go na karę czterech lat pozbawienia wolności, z czego połowę będzie mógł spędzić poza zakładem karnym na warunkowym zwolnieniu.
Dwoje innych współoskarżonych - 19-letnia Monika S. i 25-letni Łukasz G., którym zarzucano to samo przestępstwo, co synowi K., zostało uniewinnionych.
Do zabójstwa doszło w lipcu ubiegłego roku w mieszkaniu Zaudy w londyńskiej dzielnicy Notting Hill. K. była zatrudniona przez Zaudy jako pomoc domowa.
Ława przysięgłych uznała, że K. udusiła Zaudy i wywiozła jej zwłoki na wieś, gdzie ciało zostało porzucone na polu i podpalone. Polka opróżniła konto bankowe swej pracodawczyni za pomocą karty debetowej, pobierając 10 tys. funtów.
K. twierdzi, że Zaudy pożyczyła od niej pieniądze na pokrycie długów i w zamian udostępniła jej kartę bankową.
Zaudy była wdową. Do Anglii przyjechała jako żydowska uchodźczyni na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej, ratując się przed holokaustem. W Londynie wraz z mężem prowadziła sklep z wykładzinami. Nie miała bliskich. Policja zidentyfikowała jej zwłoki po tym, jak o zaginięciu otrzymała powiadomienie od znajomych zaginionej z klubu brydżowego.
Jolanta K. przyjechała do Londynu w 2006 roku i wynajęła pokój w licznie zamieszkanej przez Polaków dzielnicy Ealing. Dała się poznać jako pracowita gosposia i dzięki dobrej opinii trafiała do majętnych pracodawców.