PolskaPolityku, uważaj! Google pamięta

Polityku, uważaj! Google pamięta

Polscy politycy, najważniejsze osoby w państwie, są wstanie powiedzieć każdą rzecz byle obrazić czy ośmieszyć przeciwnika politycznego. Nawet jeśli mówimy o najważniejszych osobach w państwie. Szacunek dla urzędu jest ostatnią rzeczą, jaką przejmują się polscy mężowie stanu. Gadają, co im wygodne w danej chwili, myśląc, że wszyscy zapomnimy. Nie zawsze już poeta pamięta, ale Google pamięta. W wyszukiwarce łatwo odnaleźć dawne cytaty.

Polityku, uważaj! Google pamięta
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

26.09.2011 | aktual.: 26.09.2011 11:02

Na przykład takie pytanie: komu i do czego potrzebny jest prezydent? Trzy lata temu Donald Tusk w środku wojny z Lechem Kaczyńskim publicznie stwierdził: "Prezydent nie jest mi do niczego potrzebny". Można sprawdzić w Google'u.

Ale teraz, kiedy teraz Jarosław Kaczyński, w wywiadzie, który z nim przeprowadzałem dla "Rzeczpospolitej", powiedział, że jest gotów współpracować z prezydentem Bronisławem Komorowskim, jeśli zostałby premierem, Donald Tusk z gracją skomentował to: "Ludzie, ktoś tu zwariował. Znaczy co? Łaskę robi? Polacy wybrali prezydenta i każdy polityk ma obowiązek z prezydentem współpracować. (...) Nie dajmy się zwariować. Bierze za to pieniądze co miesiąc".

Pytanie, za co brał pieniądze Donald Tusk, kiedy jeszcze żył Lech Kaczyński. Twierdził, że prezydent nie jest mu - premierowi - potrzebny. Teraz zmienił zdanie?

Ale Google pamięta też słowa Jarosława Kaczyńskiego. W kampanii prezydenckiej zapowiadał współpracę z wszystkimi przeciwnikami politycznymi. Jednak kiedy tylko przegrał wybory, zmienił zdanie. Google pamięta, jak rok temu Jarosław Kaczyński mówił, że co prawda uznaje wybór Komorowskiego, "natomiast w żadnym razie nie poda mu ręki". Jak się nawet ręki nie poda, to trudno współpracować. I do czasu wizyty w Polsce prezydenta USA Baracka Obamy Kaczyński nie spotykał się i odmawiał spotkań z prezydentem. Jest dla państwa problemem, kiedy lider największej opozycyjnej partii nie chce spotykać się z demokratycznie przecież wybranym prezydentem.

Ale Google pamięta też słowa Bronisława Komorowskiego, kiedy jeszcze nie był prezydentem. Mówił o ówczesnym prezydencie Lechu Kaczyńskim: "Jaka wizyta, taki zamach, bo żeby z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera". Przypomnę, że chodziło o wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji, kiedy jego samochód został ostrzelany. Ciekawe, jakie dzisiaj byłyby komentarze, gdyby ktoś coś takiego powiedział o prezydencie Komorowskim, gdyby jego samochód - nie daj Boże - został ostrzelany.

A przecież to i tak nie są najgorsze słowa, jakie wypowiadali o osobie nawzajem polscy politycy. Zwłaszcza o Lechu Kaczyńskim mówili słowa znacznie gorsze. Haniebne. Jak bardzo haniebne poczuli dopiero, kiedy prezydent dramatycznie zginął.

Problem nie dotyczy tylko polityków. Tak samo, a może i nawet bardziej - mediów. Słowa pogardy wobec nielubianych polityków padają nierzadko. Tak samo jak z ust czy klawiatur wielu blogerów po obu stronach politycznej barykady.

Przychodzi nam to tak łatwo. Jakże łatwo ubarwić swoją wypowiedź, by tylko znalazła się na kolorowym pasku w telewizji, by klikalność tekstu wzrosła gwałtownie. Pamiętajmy tylko: słowa nie umykają. Google pamięta. I każdej chwili można sprawdzić, co gdzie kiedy zostało powiedziane. I pamiętajmy, że zawsze możemy poczuć się, jak wielu ludzi 10 kwietnia 2010.

Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (314)