PolitykaPolityczna burza wokół Tuska. Nawet Niemcy mają mu za złe

Polityczna burza wokół Tuska. Nawet Niemcy mają mu za złe

Nie milkną echa dokumentu, jaki do przywódców europejskich wysłał szef rady Europejskiej Donald Tusk. Stwierdził w nim, że koncepcja obowiązkowego rozdziału uchodźców "podzieliła państwa" i okazała się "nieskuteczna". Zabiegom Tuska, by na dobre pogrzebać rozdzielnik uchodźców, twardo sprzeciwia się Komisja Europejska i część krajów UE. Francuzi po cichu przyznają mu rację, ale krytykują za zaognianie sporu przed wyborami we Włoszech. Za złe mają mu też Niemcy.

Polityczna burza wokół Tuska. Nawet Niemcy mają mu za złe
Źródło zdjęć: © East News | Wiktor Dabkowski/eyevine
Natalia Durman

13.12.2017 | aktual.: 16.12.2017 17:32

Sprawy migracji będą w ten czwartek jednym z tematów szczytu UE w Brukseli. Donald Tusk już w zeszłym tygodniu rozesłał do przedstawicieli wszystkich krajów UE zaproszenie do dyskusji m.in. o obowiązkowej relokacji uchodźców. Rozdzielnik z września 2015 r. wygasł we wrześniu, na relokację czeka jeszcze kilka tysięcy ludzi, którzy dotarli do Grecji i Włoch do 26 września 2017 r.

Jednak nad Unią wciąż wisi spór o projekt stałego rozdzielnika obliczonego pod przyszłe kryzysy migracyjne, który Komisja Europejska przedstawiła w maju 2016 r. - Rozdzielnik uwolnił w Polsce i na Węgrzech istne demony. Nie można tego ciągnąć - przekonuje jeden z naszych rozmówców w instytucjach UE.

Tusk pyta przywódców krajów UE, czy chcą poszukiwać konsensusu w sprawie reformy migracyjnej (w tym co do relokacji), czyli zrezygnować z traktatowego prawa do większościowego głosowania w Radzie UE na rzecz jednomyślności. To w istocie oznaczałaby prawo weta dla Polski albo Węgier.

Tusk chciałby na konferencji prasowej po kolacji przywódców UE w ten czwartek ogłosić, czy zgodzili się na trwanie przy zasadzie konsensusu. Ale nie wiadomo, czy to się uda.

- Doświadczenia z głosowaniem większościowym przy pierwszym rozdzielniku pokazują, że nie warto. To rodzą zbyt niszczące podziały - mówi wysoki urzędnik UE. W 2015 r. plan relokacji przegłosowano pomimo sprzeciwu Czech, Słowacji, Węgier i Rumunii.

Niebywała krytyka Tuska ze strony KE

Tusk jest gotów przedstawić własną wersję reformy migracyjnej, jeśli nie udałoby się wykuć kompromisu do czerwca 2018 r. (w warunkach jednomyślności trudno sobie tak szybki kompromis wyobrazić). Propozycja szefa Rady Europejskiej na pewno nie zawierałaby rozdzielnika. Tusk był bowiem bardzo sceptyczny wobec relokacji od samego początku kryzysu uchodźczego, co przyczyniło się do mocnego ochłodzenia jego stosunków z kanclerz Angelą Merkel jesienią 2015 r. Teraz szef Rady Europejskiej przekonuje w swym dokumencie rozesłanym do krajów UE, że dotychczasowa relokacja okazała się "nieskuteczna".

- Ten dokument jest niedopuszczalny i antyeuropejski. Rolą przewodniczącego Rady Europejskiej jest bronienie jedności europejskiej i jej wartości. Ten dokument podważa zasadę solidarności. Zaprzecza pracy, którą wszyscy wykonaliśmy. Relokacją objęto ponad 32 tys. ludzi, czyli ponad 90 proc. kwalifikujących się do tego programu - ostro odgryzał się we wtorek Tuskowi komisarz UE ds. migracji Dimitris Awramopulos.

Podawana przez niego liczba to tylko jedna piąta ze 160 tys. uchodźców planowanych w rozdzielniku z 2015 r., ale potrzeby okazały się mniejsze m.in. z powodu przeforsowanej przez Merkel umowy Turcją z 2016 r. Prawie całkowicie zamknęła "szlak bałkański" prowadzący z Turcji przez morze do Grecji, a potem lądem na północ Europy, czyli głównie do Niemiec.

Krytyka ze strony Awramopulosa to bodaj najostrzejsze słowa członka Komisji Europejskiej, jakie kiedykolwiek padły publicznie pod adresem Tuska czy jego poprzednika Belga Hermana Van Rompuya. Jednak także podczas zamkniętych obrad dyplomatów UE, którzy przygotowują szczyt UE, bywało gorąco w ostatnich dniach. I to pomimo,
że Tusk złagodził ostateczną wersję swego dokumentu. Wypadły słowa: "tylko państwa członkowskie potrafią poradzić sobie z kryzysem migracyjnym" ("szpila" we wspólnotowe plany relokacyjne), a stwierdzenie o nieskuteczności relokacji objaśniono niewspółmiernością osiągnięć rozdzielnika i wywołanych przezeń sporów.

Berlin niezadowolony, Paryż chce poczekać, Wyszehrad za Tuskiem

Donald Tusk jest krytykowany m.in. przez Holendrów, że zamiast być neutralnym pośrednikiem w wypracowywaniu kompromisów (tak ich zdaniem wymyślono funkcję szefa Rady Europejskiej) ogłasza i forsuje własne stanowisko. Teraz mają mu to za złe także Niemcy. Berlin nie chce wyrzekać się prawa do głosowania większościowego w Radzie UE w sprawie migracji, a ponadto nie podziela poglądu Tuska, że sprawa reformy migracyjnej musi się zdecydować na "tak" bądź "nie" już w czerwcu 2018 r.

Z kolei Francuzi - choć nie mówią tego głośno - przyznają Tuskowi rację w ocenie rozdzielnika z 2015 r., ale jednocześnie krytykują moment wybrany na debatę. Jednym z najpoważniejszych wyzwań 2018 r. dla UE będą bowiem wiosenne wybory we Włoszech, gdzie eurosceptyczni populiści eksploatują temat Unii "porzucającej Włochów w potrzebie" w kwestiach migracji, czyli także relokacji. - Dlatego w Paryżu, a także oczywiście w Rzymie uznają, że Tusk niefortunnie pospieszył się ze rozpalaniem nowej dyskusji o polityce wobec uchodźców - mówi nam jeden z zachodnich dyplomatów.

Komisja Europejska przed tygodniem zdecydowała o złożeniu do Trybunału Sprawiedliwości UE skarg na Polskę, Węgry i Czechy z powodu bojkotowania relokacji z 2015 r. Przywódcy Grupy Wyszehradzkiej na marginesie szczytu UE zamierzają spotkać się z włoskim premierem Paolem Gentilonim, by zaoferować pomoc w kryzysie migracyjnym - od pieniędzy po szkolenia libijskich pograniczników, ale bez relokacji.

Oczywiście, ostatnie posunięcia Tuska na rzecz pogrzebania relokacji bardzo podobają się w Europie Środkowej, a zwłaszcza Grupie Wyszehradzkiej (choć PiS-owskim władzom Polski niełatwo to przyznać publicznie). Także niektórzy z brukselskich dyplomatów i urzędników, którzy bliżej zajmują się młodszą częścią Unii, zupełnie inaczej od Francuzów oceniają polityczne wyczucie czasu u Tuska. Przekonują, że relokacyjny ogień trzeba jak najszybciej ugasić, by nie dostarczać nowych argumentów populistom i ksenofobom m.in. w Polsce.

Tomasz Bielecki, Bruksela / oprac. Natalia Durman

Źródło artykułu:Deutsche Welle
niemcykeuchodźcy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (678)