Politycy buszują w słupkach przedwyborczych
Kilka razy w miesiącu po Sejmie niesie się dźwięk SMS-ów. To posłowie dostają wyniki sondaży partyjnych - narzędzie do walki politycznej i źródło wiedzy o wyborcach. Jak politycy korzystają z sondaży i co o nich sądzą? - pyta "Gazeta Wyborcza".
16.06.2005 07:00
"Natychmiast po publikacji sondażu klub wysyła SMS-a z wynikami" - mówi Andrzej Celiński (SdPl). Podobnie jest w innych partiach. Ranking partii staje się tematem dnia. Czy PO jest przed PiS? Kto wejdzie do Sejmu? Im bliżej wyborów, tym gorętszy to temat, bo sondaże nie tylko badają opinię publiczną, lecz także ją współtworzą. Na zwycięzcę łatwiej zagłosować.
Większość polityków sondaże raczej uwierają, niezależnie od zajmowanego w nich miejsca. Przed paroma dniami prezes PiS (lider wielu badań) Jarosław Kaczyński poprosił Centrum im. Adama Smitha, by po wyborach sprawdziło trafność sondaży wszystkich ośrodków badawczych. "Bo są duże rozbieżności" - uzasadnia Kaczyński.
Samoobrona (trzecie-czwarte miejsce) mówi, że w tradycyjne sondaże nie wierzy. Dlatego założyła Centrum Analiz Wyborczych, którym kieruje szara eminencja w partii Andrzeja Leppera Janusz Maksymiuk. Wyniki znakomite, Samoobrona nokautuje konkurencję, Lepper zostaje prezydentem. Metodologia prosta - pisze "Gazeta Wyborcza".
Z Samoobroną o trzecie miejsce bije się LPR. Strategię ma nieskomplikowaną. Jak w badaniach wypada dobrze - chwali się na swojej stronie internetowej, jak źle - krzyczy, że ją oszukują. "Atakując sondaże, strzelamy samobója, bo nasi sympatycy odmawiają potem udziału w ankietach" - przyznaje "Gazecie Wyborczej" polityk LPR.(PAP)