PolitykaPolitolodzy o kandydaturze Dudy na prezydenta: to kontrowersyjna nominacja

Politolodzy o kandydaturze Dudy na prezydenta: to kontrowersyjna nominacja

Andrzej Duda będzie kandydatem PiS na prezydenta. Nieoczekiwana decyzja, którą zakomunikował podczas obchodów Święta Niepodległości prezes PiS Jarosław Kaczyński, wywołała duże poruszenie. Zdania politologów, z którymi rozmawiała WP.PL są podzielone. W opinii dr. Jacka Zaleśnego z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego z punktu widzenia interesów PiS to nieracjonalny wybór. - To propozycja miałka, wątpliwa, skazana na porażkę. Realne szanse, aby faktycznie powalczyć o zwycięstwo z Bronisławem Komorowskim miałby kandydat większego formatu, jakim jest lider formacji - Jarosław Kaczyński - stwierdza. - Jest młody, wykształcony, ponadto przez lata był bliskim współpracownikiem śp. Lecha Kaczyńskiego, co uzasadnia jego start w wyborach i stanowi przepustkę do wielkiej polityki - ocenia z kolei prof. Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Zdaniem dr. Zaleśnego kandydatura jest kontrowersyjna. Przypomina, że w okresie, kiedy Duda był podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zajmował się kwestiami ułaskawień (Duda nadzorował prezydenckie Biuro Prawa i Ustroju oraz Biuro Obywatelstw i Prawa Łaski od jesieni 2008 do lipca 2010 r. - przyp. red.), w tym głośną sprawą przedsiębiorcy Adama S. W 2011 r. media informowały, że biznesmen, z którym - według nich - mąż Marty Kaczyńskiej założył spółkę, został w "trybie nadzwyczajnym" w czerwcu 2009 r. ułaskawiony przez Lecha Kaczyńskiego. - Dochodziło do bardzo wątpliwych z punktu widzenia prawnego zdarzeń. Nigdy nie zostało wyjaśnione, jaki był w tym procederze udział Dudy, a biorąc pod uwagę proces decyzyjny w sprawie ułaskawień, sprawa powinna przechodzić przez jego ręce - zwraca uwagę.

Prof. Kik, pytany, czy sprawa ułaskawienia biznesmena może wpłynąć na wizerunek kandydata na prezydenta, mówi: - Na każdego można znaleźć haka, nie była to jednak sytuacja kompromitująca. Nie ma sensu deprecjonować kandydata przez wypominanie mu spraw, które nie są absolutnie oczywiste. Sam zresztą, odnosząc się kilka lat temu do tej sytuacji, przyznał, że obowiązki ministerialne wypełniał uczciwie i ma czyste sumienie.

Duda cieszy się tak niewielką popularnością, że - zdaniem politologa z UW - może pociągnąć PiS w dół w sondażach przed wyborami parlamentarnymi. - Trudno podejrzewać, żeby ktoś, kto nie budzi pozytywnych emocji, nie jest znany z większych dokonań politycznych czy zawodowych, mógł nagle w sposób istotny odebrać poparcie Bronisławowi Komorowskiemu, który w sposób poprawny, bez większych politycznych wpadek, piastuje ten urząd - stwierdza Zaleśny. Inne zdanie w tej kwestii ma Kik. W jego opinii kandydatura Dudy to dobry krok. - Jest młody, wykształcony, ukończył Uniwersytet Jagielloński. Ponadto przez lata był bliskim współpracownikiem śp. Lecha Kaczyńskiego, co uzasadnia jego start w wyborach i stanowi przepustkę do wielkiej polityki - mówi profesor z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Kik podkreśla, że Duda będzie musiał zmierzyć się z krytyką. - Pojawią się głosy, że jest młody, niedoświadczony, mianowany, nieautentyczny, ale przecież bardziej popularni i doświadczeni politycy, jak np. Ewa Kopacz czy Bronisław Komorowski, przechodzili to samo - mówi.

Kaczyński bał się, że przegra?

Zdaniem politologów, z którymi rozmawiała WP.PL, Jarosław Kaczyński mógł obawiać się, że poparcie dla Bronisława Komorowskiego jest na tyle wysokie, że bardzo ciężko byłoby mu z nim wygrać. - Nikt nie lubi przegrywać, tym bardziej że byłaby to kolejna przegrana. To rodziłoby wątpliwości też w samej formacji, jego przywództwo mogłoby zostać podważone - stwierdza Zaleśny.

Jak zauważa prof. Kik, przyszłoroczne wybory prezydenckie nie przyniosą zaskoczenia. - Żaden z liderów partyjnych nie będzie chciał się mierzyć z obecnym prezydentem, któremu sondaże dają miażdżącą przewagę nad pozostałymi kontrkandydatami. Z drugiej szefowie największych ugrupowań - nie postawią na wewnątrzpartyjnych charyzmatyków, polityków wyróżniających się w partii. Nie zrobią tego z obawy o własną pozycję w formacji. W efekcie będzie cała lista kandydatów nieautentycznych - mówi Kik.

Zdaniem prof. Kika, Jarosław Kaczyński jest wytrawnym politykiem, dlatego trudno uwierzyć, że wystawienie kandydata na prezydenta dwa dni po usunięciu z partii trzech skompromitowanych posłów, było dziełem przypadku. - Zaprezentowanie Dudy było wymuszone okolicznościami. Rzecz jasna, chodziło o przykrycie tzw. afery madryckiej, pokazanie, że PiS jest partią dojrzałą. Prezes nie może sobie pozwolić na zmianę wizerunku partii przed niedzielnymi wyborami - mówi politolog.

Zaleśny zapytany o to, czy PiS chciał w ten sposób przykryć sprawę Adama Hofmana i pozostałych bohaterów afery samolotowej, odpowiada, że jeśli za tą propozycją rzeczywiście stały takie intencje, wskazywałyby to na słabość procesu decyzyjnego w partii. - Wybór kandydata na prezydenta to decyzja kluczowa, bo ona w perspektywie kilkunastu miesięcy określa strategię partii i decyduje o poparciu społecznym. Dlatego nie może być formułowana w sposób doraźny, tylko po to by przyćmić aferę z posłami "wycieczkowiczami" - stwierdza. Nawet jeśli ta kandydatura została wypracowana wcześniej, nie powinna być w sposób nagły zgłaszana.

- Stawiając na Dudę Kaczyński pokazuje, że nie każdy młody poseł PiS to "wycieczkowicz", który urządza awantury w samolocie i zamiast wykonywać swoje poselskie obowiązki, bawi się w najlepsze. Pytanie, czy taki przekaz jest w tym momencie najbardziej właściwy. Przecież nie ma wątpliwości, że także w PiS są rzetelni młodzi parlamentarzyści - mówi.

Dr Zaleśny negatywnie ocenia podjęcie tematu kandydata w wyborach prezydenckich na finiszu kampanii samorządowej, bo to dowód na to, że PiS w sposób instrumentalny traktuje kwestie samorządowe. - Teraz powinno się mówić o kwestiach lokalnych, a nie kwestie centralne, państwowe przenosić na poziom samorządu. To zaprzeczenie idei lokalności, samorządności. Ta narracja pokazuje, że PiS jest partią centralistyczną, nie mającą pomysłu na samorządność terytorialną. Pokazuje, że zamiast działaczy, którzy na miejscu, w warunkach lokalnych, budują wspólnoty polityczne, partia woli sprawami lokalnymi zarządzać "z góry" - ocenia.

Pytany o to, co się stało z kandydaturą prof. Piotra Glińskiego, ekspert odpowiada, że została ona zdezawuowana. - To poważny badacz, którego dorobku zawodowego nikt nie kwestionuje, ale o specyficznym doświadczeniu politycznym. Był działaczem Unii Demokratycznej i organizacji ekologicznych, przeszedł więc zupełnie inną drogę niż ludzie PiS. Poza tym pojawiał się już w tak różnych konfiguracjach, że kiedy odchodził selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar Fornalik, żartowano, że prof. Gliński może chcieć go zastąpić. Nie można było już na tej kandydaturze bazować - przekonuje. Zdaniem dr. Zaleśnego dla Jarosława Kaczyńskiego ważne było to, jak nominant będzie zachowywał się w kampanii. - Prof. Gliński nie bardzo potrafił się odnaleźć w stosunkach politycznych, inni profesorowie spoza PiS, którzy kandydowali z list tej partii w wyborach do europarlamentu czy do parlamentu, okazywali się nielojalni w stosunku do władz partii, dlatego tym razem zdecydował się na osobę z partii, która nie będzie podważała linii
partii i jej przywództwa, która gwarantuje pełną lojalność - konkluduje politolog.

Joanna Stanisławska, Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2019)