Paradoksalne żądanie Putina. Ukraina mówi "nie"
Władimir Putin domaga się od Kijowa podjęcia rozmów z przedstawicielami Ludowych Republik - Ługańskiej i Donieckiej. Rosyjski przywódca zagroził, że odmowa zamknie drogę do wdrożenia porozumienia z Mińska. Zełenski nazwał propozycje "czerwoną linią, której nie przekroczy".
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył, że bezpośrednie rozmowy z Doniecką i Ługańską Republiką Ludową są "czerwoną linią", której jego rząd nie przekroczy, nazywając przy okazji separatystów "terrorystami" - pisze serwis Politico.
Zamiast tego zaproponował bezpośrednie spotkanie z Putinem, które rosyjscy urzędnicy odrzucili jako "bezcelowe".
Ukraińcy nie chcą rozmawiać z separatystami m.in. z powodu publicznie głoszonej przez nich niechęci do Kijowa. Nie jest też żadną tajemnicą, że wielu z nich jest obywatelami Federacji Rosyjskiej - pisze Politico.
Separatyści w "związku z Moskwą"
Na początku grudnia dwaj główni przywódcy "zbuntowanych republik" - Denis Puszylin z Doniecka i Leonid Pasiecznik z Ługańska - pojechali do Moskwy na doroczny kongres putinowskiej partii politycznej Jedna Rosja gdzie oficjalnie wstąpili w jej szeregi. Były premier i prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew osobiście wręczył im legitymacje członkowskie.
Mimo całego rosyjskiego zaangażowania w funkcjonowanie separatystycznych republik Moskwa dalej uważa, że wojna w Donbasie jest wewnętrznym konfliktem ukraińskim. We wtorek nastąpiła jednak pewna zmiana w podejściu do tego tematu. Rosyjska Duma zagłosowała za wezwaniem Putina do formalnego uznania obu tworów.
Ukraińcy zdają sobie jednak sprawę z tego, że negocjacje z republikami są bezcelowe, a republiki nie mają żadnego głosu w tej sprawie. - Za wszystkim stoi Moskwa - stwierdza bez ogródek ukraiński dziennikarz Sergiusz Harmasz, w rozmowie z Politico.
Zobacz też: Inwazja na Ukrainę jest przesądzona? "Wojna jest tylko instrumentem"