Policjant nuklearny
Musi zostać spełnionych wiele warunków, żebym zezwolił na budowę elektrowni jądrowej w Polsce
31.03.2010 | aktual.: 27.04.2010 14:40
Prof. Michał Waligórski, prezes Państwowej Agencji Atomistyki, autor wielu prac naukowych dotyczących fizyki medycznej i ochrony radiologicznej, kierownik Zakładu Fizyki Medycznej Centrum Onkologii-Instytutu Marii Skłodowskiej-Curie, członek Komitetu ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego.
Rozmawia Andrzej Dryszel
– Jest pan miłośnikiem nart, byłym instruktorem tego sportu, turystą wysokogórskim – więc człowiekiem doceniającym walory środowiska naturalnego. Czy może pan z przekonaniem stwierdzić, że energetyka jądrowa jest przyjazną dla środowiska metodą wytwarzania energii?
– Ten sezon mi przepadł, zerwałem ścięgno Achillesa... Nie wyznaję skrajnego poglądu, że człowiek jest elementem przeszkadzającym naturze. Gdy jednak idę w góry, chciałbym, żeby górom nie było od tego gorzej. Z punktu tak rozumianej ekologii mogę stwierdzić: nie ulega żadnej wątpliwości, że energetyka jądrowa to absolutnie najczystsza i najbezpieczniejsza forma wytwarzania energii – i mówię to z całym przekonaniem. Taki sam pogląd reprezentuje SEREN, czyli Stowarzyszenie Ekologów na rzecz Energii Nuklearnej, skupiające ludzi znających doskonale technologie jądrowe, które podkreśla, że energetyka jądrowa jest najbardziej ekologicznym spośród wszystkich sposobów produkowania energii.
– Przecież elektrownie wodne, słoneczne i wiatrowe są jeszcze czystszym i bardziej ekologicznym źródłem energii, bo nie wytwarzają niebezpiecznych odpadów.
– A widział pan zapory wodne w Czchowie, Porąbce czy Rożnowie? Błoto, komary, mgły. Ciekawe, czy orędownicy energii wodnej mają świadomość, że zbudowanie tamy w Asuanie nieodwracalnie zniszczyło ekologię tamtej okolicy. Po bateriach słonecznych zostają zużyte ogniwa fotowoltaiczne pełne ciężkich metali i wymagające utylizacji (nie mówiąc już o odpadach powstających przy ich produkcji). Wyeksploatowane wiatraki – a ulegają zużyciu nieporównanie szybciej niż podzespoły elektrowni jądrowej – to złom, którego trzeba się pozbyć. Nikt jakoś nie obawia się toksycznych odpadów z biomasy, pozostałych po spaleniu zbóż czy traw i wyprodukowaniu biogazu. Każda forma wytwarzania energii niesie pewne zagrożenia cywilizacyjne. Gdy pracuje wiatrak, zagraża życiu ptaków i jest głośny. Wiatrak postawiony na przełęczy Opaczne koło Babiej Góry, gdzie zwykle mocno wieje, został niedawno wyłączony na skutek protestów tamtejszych mieszkańców, którzy skarżyli się, że za bardzo hałasuje. A jeśli tama się zawali, zaleje ludność
mieszkającą poniżej.
– Skutki katastrofy w elektrowni jądrowej mogą być znacznie groźniejsze.
– Ryzyko wystąpienia groźnej awarii w elektrowni jądrowej jest miliony razy mniejsze niż w przypadku innych metod wytwarzania energii. Oczywiście, uderzenie asteroidu w Ziemię też jest dość rzadką możliwością, ale gdy już uderzy, konsekwencje mogą być bardzo poważne. Przed tym nie możemy się jednak obronić, a przed awarią w elektrowni atomowej – jak najbardziej. Gdy się projektuje i buduje elektrownię jądrową, w grę wchodzą wyłącznie technologie odporne na najcięższe możliwe awarie, jakie mogą nastąpić. Analizy bezpieczeństwa jej konstrukcji to grube tomy pełne skomplikowanych obliczeń. Taką analizę zrobią najpierw producenci; wykonawca operator uzupełni ją o aspekty lokalizacyjne i inne, a potem przedstawi mnie – w postaci raportu bezpieczeństwa. Ja jako ten policjant nuklearny jestem odpowiedzialny za nadzór nad bezpieczeństwem jądrowym na każdym etapie budowy i funkcjonowania elektrowni – od momentu decyzji, gdzie ją posadowić, przez cały czas eksploatacji. Mam swoich inspektorów i ekspertów, którzy
ocenią, czy ten raport bezpieczeństwa jest wystarczający i rzetelny. Wtedy wydam zezwolenie na budowę elektrowni, a w końcu – na jej eksploatację.
– Jakie warunki muszą zostać spełnione, by pan zezwolił na budowę elektrowni atomowej?
– Te warunki są na całym świecie podobne, co oczywiście nie zwalnia prezesa Państwowej Agencji Atomistyki z obowiązku sprawdzenia, czy wszelkie zapisy raportu bezpieczeństwa pokrywają się z rzeczywistością. Chodzi tu o wiele czynników – np. o mechaniczną wytrzymałość konstrukcji przy wszystkich trybach pracy reaktora, odporność na ciśnienie, temperaturę i przebicie, zapewnienie stałego dopływu wody. Sam reaktor umieszczony jest w obudowie stalowej, potem mamy osłony – mechaniczną, biologiczną i zewnętrzną, wszystkie betonowe. W technologii, którą kupimy, zewnętrzna osłona wytrzyma uderzenie samolotu komunikacyjnego czy wybuch bomby. No i będą ludzie fizycznie pilnujący terenu elektrowni.
– A co ze składowaniem zużytego paliwa do reaktora?
– Wysokoaktywny promieniotwórczo produkt, jakim jest wypalone paliwo jądrowe, każdy musi utylizować u siebie w kraju, nie ma możliwości przekazania odpadów radioaktywnych do innych państw. Czynne obecnie składowisko w Różanie jest składowiskiem odpadów niskoaktywnych, powstających w przemyśle i medycynie nuklearnej. Paliwo z reaktorów doświadczalnych Maria i nieużywanego już Ewa w Świerku, zostało zabezpieczone na miejscu. Część znajduje się w zakładzie unieszkodliwiania odpadów promieniotwórczych na terenie Świerku, a część została wywieziona do Rosji, skąd pochodziło to paliwo – w ramach międzynarodowego programu obniżania globalnego zagrożenia, zresztą za pieniądze rządu Stanów Zjednoczonych. Planując elektrownię atomową, staniemy zatem przed perspektywą wyboru miejsca na składowanie odpadów wysokoaktywnych. Pamiętajmy jednak o skali. Mówiąc obrazowo, elektrownia jądrowa wytwarza rocznie jedną ciężarówkę odpadów. Porównywalna co do wielkości elektrownia węglowa – prawie tysiąc wagonów.
– W Polsce wciąż żywa jest pamięć Czarnobyla. Skutki tej katastrofy na szczęście okazały się jednak mniejsze, niż przewidywano.
– Znacznie mniejsze. Komitet ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) już dwa lata po katastrofie z pełnym przekonaniem stwierdził, że nie należy przewidywać wieloletnich konsekwencji zdrowotnych dla ludności, będących wynikiem promieniowania. I to się potwierdziło. Konsekwencje zdrowotne nastąpiły przede wszystkim w wyniku przesiedlenia i całkowitego wykorzenienia społecznego 300 tys. osób. W Czarnobylu w wyniku ostrej choroby popromiennej zginęło 31 osób gaszących pożar, tu nie ma wątpliwości. Natomiast jeśli chodzi o 4 tys. przypadków raka tarczycy u dzieci – zapewne jest to efekt promieniowania, lecz być może znacznie wspomagany niedoborem jodu w tamtych okolicach (o czym nie od dziś dobrze wiedzą lekarze endokrynolodzy). Nie wiadomo jednak, ile nowotworów tarczycy stwierdzono by przed katastrofą w Czarnobylu, bo wcześniej nie prowadzono takich badań. Wiadomo przecież, że poprawa metod diagnostycznych pozwala wcześnie wykryć coraz więcej rodzajów nowotworów.
– Czy w związku z tym cała zona, proroczo przedstawiona przez braci Strugackich, a potem w filmie Tarkowskiego, była i jest niepotrzebna?
– Sam reaktor został zabezpieczony osłoną, w której znajduje się stopiony rdzeń i częściowo wypalone paliwo. Poziom tła promieniowania naturalnego wokół Czarnobyla jest w tej chwili taki jak przed katastrofą. Wystarczyłaby więc strefa bezpieczeństwa rzędu kilometra, dwóch wokół samego uszkodzonego reaktora, żeby ludzie nie szwendali się po elektrowni.
– A czy gdyby dziś zdarzyło się to samo, co w 1986 r., to polska reakcja na zagrożenie byłaby podobna?
– Wtedy prof. Zbigniew Jaworowski z Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej przekonał ówczesne władze, że należy uruchomić w aptekach podawanie dzieciom jodu. Taką możliwość przewidywano w razie ataku jądrowego na Polskę. Tak szybkie uruchomienie dystrybucji płynu Lugola w całym kraju było zdarzeniem wyjątkowym, nie zrobiono tego w żadnym innym państwie na świecie. Dziś są w Polsce prowadzone prace, które pozwalają sądzić, że też bylibyśmy przygotowani na podobne sytuacje, choć nie wszystkie szczegóły mogę ujawnić. Państwowa Agencja Atomistyki codziennie podaje stan radiologiczny w Polsce na podstawie danych z sieci stacji pomiarowych. Dysponujemy na bieżąco informacją o poziomie naturalnego promieniowania. Jeżeli doszłoby do awarii w którymś z sąsiednich krajów, będziemy o tym wiedzieć natychmiast i podejmiemy stosowne kroki. Oczywiście system służy także na wypadek zdarzeń radiacyjnych niezwiązanych z energetyką atomową. Mamy w Polsce prawie 20 tys. urządzeń wykorzystujących izotopy
promieniotwórcze bądź generujących promieniowanie – od rentgenów i akceleratorów medycznych do czujników wykrywających dym.
– Nie brakuje ekologów wyrażających przeświadczenie, że świat zaczyna rezygnować z energetyki jądrowej.
– Ci ekolodzy zamykają oczy na fakt, że w tej chwili na całym świecie buduje się ok. 50 elektrowni atomowych, a następna pięćdziesiątka jest w fazie zaawansowanych projektów. Powtarzałem i powtarzam, że rezygnacja 20 lat temu z budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu była fundamentalnym błędem. Straciliśmy ogromny wkład finansowy i materiałowy, przez wiele lat nie kształcono kadr w kierunku tworzenia i obsługiwania energetyki jądrowej. Straciliśmy dwie dekady rozwoju technologicznego i naukowego.
– Mamy przecież Instytut Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk, zatrudniający aż pół tysiąca ludzi.
– To nieco inna fizyka. Współczesna fizyka jądrowa uprawiana w IFJ PAN to przede wszystkim badania cząstek elementarnych wewnątrz składników jąder atomu. A obecnie reaktorami przemysłowymi zajmuje się raczej inżynieria jądrowa. To tak, jakbym zapytał, czy panu, jako dziennikarzowi, przydałoby się na cokolwiek doświadczenie pisarza w Argentynie.
– No, jeden polski pisarz mieszkający wiele lat w Argentynie zrobił wielką karierę... Ale czy wobec tego jesteśmy intelektualnie i infrastrukturalnie przygotowani do zbudowania energetyki jądrowej? Czy nie stanie się tak, że biali sahibowie przyjadą do Murzynów, zbudują u nich elektrownię atomową i będą nią zarządzać, wydzielając tubylcom pewne ilości energii?
– Tak źle nie jest. Mamy jednak fachowców – nie tylko w PAA – którzy się na tym znają, choć są o te 20 lat starsi. Mamy dobry poziom kształcenia inżynieryjnego. Nasza młodzież wygrywa konkursy informatyczne na całym świecie. Nasz dozór jądrowy funkcjonuje na światowym poziomie, co jest zasługą poprzedniego prezesa PAA, prof. Jerzego Niewodniczańskiego. Przyjęliśmy dobre prawo atomowe (wymagające obecnie uzupełnienia o sprawy dotyczące bezpieczeństwa reaktorów przemysłowych, których dotychczas w Polsce nie mieliśmy – i nad tym pracujemy). Wiemy zatem, o co chodzi, i stworzenie elektrowni jądrowej nie będzie dla nas szokiem cywilizacyjnym. Reaktory atomowe pracują od ponad 50 lat, wykorzystamy w Polsce sprawdzoną technologię, użytkowaną już na świecie. Wybór nie jest zresztą zbyt duży, bo reaktory produkują Korea Południowa, Francja, Rosja we współpracy z Niemcami, USA, Kanada i Japonia.
– Czy biorąc pod uwagę rachunek wszelkich kosztów, energetyka jądrowa jest w ogóle tańsza od innych sposobów wytwarzania energii?
– Eksploatacja działającej energii jądrowej jest bardzo tania, nie trzeba ciągle dostarczać jej paliwa, tak jak w elektrowniach opalanych węglem czy gazem. Koszt budowy elektrowni atomowej jest natomiast znacznie wyższy niż elektrowni konwencjonalnej.
– Zwłaszcza że kosztuje ona z reguły dwa razy drożej, niż początkowo się zakłada.
– Zależy kiedy. Tak jest teraz w Finlandii, bo francuska firma budująca reaktor zastosowała tam nowe rozwiązania technologiczne, które trzeba było udoskonalać, co zwiększyło wydatki. Jeżeli jednak mówimy o pełnym rachunku kosztów, obejmującym 50-letni okres eksploatacji bloków energetycznych węglowych bądź gazowych oraz jądrowych, to cena energii jądrowej jest znacząco niższa. Na tyle, że zdecydowanie bardziej opłacalne ekonomicznie jest budowanie elektrowni atomowych niż konwencjonalnych. Nie porównuję tu już wiatraków i baterii słonecznych, które w tej konkurencji wypadają zdecydowanie najbardziej niekorzystnie. Bardzo wysokie są bowiem koszty wytworzenia ogniw fotowoltaicznych, trzeba stosować drogie technologie. Wytworzenie wiatraka pochłania zaś tyle energii, że poza obszarami o stałych i silnych wiatrach nie jest on w stanie jej odpracować.
– Elektrownie jądrowe są niedaleko od nas – w Czechach, na Słowacji, w RFN. Niedługo zacznie się budowa następnych, jeszcze bliżej: pod Królewcem, w litewskim Ignalinie (na miejsce wyłączonej w 2009 r.) i białoruskim Ostrowcu. Może więc w ogóle, jeśli w Polsce kiedyś zacznie brakować prądu, bardziej opłaci się jego importowanie niż kosztowna rozbudowa energetyki?
– Odpowiedź musi tu mieć charakter nie tylko ekonomiczny. Wystarczy zauważyć, jak w tej chwili używana jest do celów politycznych, nie wskazując palcem przez kogo, dystrybucja energii. I jeśli ktoś powie nam: niestety, w naszej elektrowni wystąpiła awaria, musimy wstrzymać dostawy – to nie ma sposobu, by udowodnić, że to tylko pretekst. Może więc okazać się, że np. zimą, przy temperaturze minus 20 stopni, państwa dostarczające nam energię ogłoszą akurat przerwy w jej eksporcie z powodów od siebie niezależnych. Bezpieczeństwo energetyczne kraju wymaga, żeby źródła energii były w Polsce i żeby kontrolował je nasz kraj, a nie państwa ościenne.
– W Polsce poważnie rozważane są trzy lokalizacje – Żarnowiec (pierwszy na tej krótkiej liście rankingowej), Klempicz i Kopań. Na co pan stawia?
– Żarnowiec ma tę przewagę, że ten teren został już gruntownie sprawdzony i przebadany 20 lat temu, od tego czasu niewiele się tam zmieniło. Decyzja lokalizacyjna, którą ja będę analizował, wszystko to zapewne weźmie pod uwagę. Nie bez znaczenia jest też nastawienie tamtejszej ludności, która chce tej budowy. Należy się więc spodziewać, że elektrownia jądrowa będzie tam witana z nadzieją, a nie z obawą.