Białoruś. Polaków czekają tam represje? Poczobut: Trudno nas czymś zadziwić
Aleksander Łukaszenka straszy Polską i Polakami, a bezpośrednie skutki tej nagonki może odczuć polska mniejszość na Białorusi. Polacy mają obawy, jednak nie będzie to dla nich nic nowego. - Jesteśmy zahartowani, ale zdajemy sobie sprawę, że mogą w nas uderzyć - mówi nam polsko-białoruski dziennikarz Andrzej Poczobut.
Polska, która wznieca bunt i protesty na Białorusi. Polska, która chciałaby Białorusinom odebrać Grodno. Polska, którą trzeba ukarać sankcjami - tak mówił w ostatnich dniach Aleksander Łukaszenka. Również eksperci zauważają, że taka narracja ma pokazać, że Polska ma wobec Białorusi złe zamiary, a bezpośrednio jej skutki może odczuć polska mniejszość, która jest na Białorusi drugą najliczniejszą mniejszością w kraju.
Polacy na Białorusi są "zahartowani". "Były sprawy karne i zarzuty o szpiegostwo"
Polacy mieszkający na Białorusi nie są zdziwieni takimi wypowiedziami Łukaszenki. Andrzej Poczobut, dziennikarz z Grodna i członek Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, zauważa, że władze od lat dyskryminują polską mniejszość. - Wypycha się polski język z państwowego systemu edukacji i kościołów, największa polska organizacja od piętnastu lat jest nieuznawana przez władze - wymienia w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Gdy spojrzymy na to, co dotychczas działo się na Białorusi, to mniejszość polską będzie bardzo trudno czymś nowym zadziwić. Łukaszenka prowadzi antypolską politykę i to nie jest coś, czego nie było wcześniej - stwierdza. - Polskość zawsze była dla reżimu wadą, dodatkowym powodem, żeby coś wytknąć - dodaje.
Poczobut opowiada, że w białoruskich mediach niemal codziennie straszy się Polską. Mówiono o polskim wojsku i czołgach, które stoją już na granicy, a nawet o F-16, które mogą... przenosić broń jądrową. I latają niedaleko granicy. - Straszenie Polską jest cały czas. Część osób idzie tym tokiem myślenia Łukaszenki, ale to znaczna mniejszość - zauważa.
Zobacz też: Kolumna czołgów jedzie w kierunku centrum Mińska. Protesty w stolicy Białorusi w dniu urodzin Łukaszenki
- Białorusini zdają sobie sprawę, że Polska nie ma żadnych agresywnych zamiarów. Traktują to jako grę Łukaszenki, który chce odwrócić kota ogonem. Przegrał wybory, ale o tym rozmawiać nie chce. Lepiej mówić o tym, że istnieje zagrożenie, przed którym broni białoruskie społeczeństwo. A na wroga wybiera tego, kogo najbardziej nie lubi - ocenia.
Istnieją jednak obawy, że trwające protesty mogą mimo wszystko pogorszyć sytuację Polaków na Białorusi. - Sytuacja może się pogorszyć, nie bagatelizuję tego. Zwracam uwagę, że podczas rządów Łukaszenki Polacy przywykli do wielu rzeczy. Jesteśmy zahartowani, ale zdajemy sobie sprawę, że mogą w nas uderzyć - mówi Poczobut.
Jak to uderzenie może wyglądać? - Mogą pojawić się sprawy karne, zarzuty o szpiegostwo, różne inne prowokacje. Ale to wszystko już przechodziliśmy - stwierdza Poczobut. - Mamy świadomość, do czego zdolny jest Łukaszenka. Otuchy daje nam wewnętrzna solidarność, która w Grodnie jest bardzo silna - podsumowuje.
Białoruś. Protesty wciąż nie słabną. Tysiące osób i wojsko na ulicach
Protesty na Białorusi nie słabną, a początkowe obawy o opadających z sił protestujących wydają się być nieuzasadnione. Kolejne manifestacje gromadzą rekordowe tysiące Białorusinów, którzy żądają odejścia Aleksandra Łukaszenki. W niedzielę w Mińsku mogło protestować nawet 200 tysięcy osób. Wtedy też Aleksander Łukaszenka obchodził swoje 66. urodziny, o czym protestujący nie zapomnieli.
Służby próbowały przeszkadzać protestującym, blokowały idących ulicami Mińska ludzi, ci jednak skręcali w boczne ulice i kontynuowali marsz. Nie doszło do brutalnych starć, jednak znów zaczęły się masowe aresztowania. Tylko w ciągu pierwszych dwóch godzin niedzielnej manifestacji służby zatrzymały co najmniej 125 osób, a Aleksander Łukaszenka znów pojawił się z karabinem w ręku.
Białorusini doszli jednak tłumnie przed pałac prezydencki, którego chronił szpaler żołnierzy. Przed pałacem prezydenckim zostawili dla Łukaszenki urodzinowe prezenty. Między innymi wielkiego karalucha z kartonu, zabawkowe śmigłowce i małe repliki więźniarek, którymi milicjanci wywożą uczestników protestów.