Polak zamieszkał w Wenezueli. To wyjątkowo niebezpieczne miejsce
W Wenezueli prawie nie ma cudzoziemców. Pogrążony w biedzie i przestępczości kraj jest zbyt niebezpieczny nawet, żeby robić zdjęcia w centrum stolicy. Od kilku miesięcy w stolicy, Caracas, mieszka Bartek Czukiewski, bloger z Polski.
- W Wenezueli nigdy nie wyciągaj telefonu na ulicy. To podstawa – tłumaczy Wirtualnej Polsce Bartek Czukiewski i opowiada niebezpieczne zdarzenie sprzed kilku godzin. – Z dziewczyną weszliśmy do apteki zapytać o pewien antybiotyk, którego nigdzie nie mogliśmy znaleźć. W środku włączyłem telefon. Odpisywałem na komentarze na swoim vlogu na Youtube, gdy usłyszałem charakterystyczny klakson samochodu znajomego czekającego przed apteką.
- Wyjrzałem przez okno, pokazał mi gestem ręki, żebym jak najszybciej schował telefon – mówi 38-letni Polak, który mieszka w Caracas z dziewczyną, Wenezuelką. - Okazało się, że po drugiej stronie ulicy siedzieli malandros (złodzieje), a jeden już pokazywał swojemu koledze, że mam telefon, kreśląc rękoma charakterystyczny kształt prostokąta.
Telefon to majątek w kraju, w którym miesięczne wynagrodzenie wynosi ok. 10 zł. To znaczy, że dla wielu Wenezuelczyków aparat jest wart tyle, co kilka lat pracy. W razie napaści nie można też liczyć na pomoc policjantów, których zazwyczaj nie ma w okolicy. Trudno oczekiwać zaangażowania, nie mówiąc już o podejmowaniu ryzyka przez ludzi, którzy pracują za kilka dolarów.
- Schowałem telefon i nawet zmierzyliśmy się ze złodziejami wzrokiem – opowiada Czukiewski. - Nie żebym był przesadnie odważny, ale tutaj lepiej pokazać, że ma się "cojones" i nie będzie łatwo cię okraść. Na pewno pomogło też, że znajomy z samochodu udał, że ma przy sobie broń. Gdyby bandyci podeszli z pistoletem czy nożem, bez mrugnięcia okiem oddałbym telefon czy kamerę. Na szczęście odeszli. Antybiotyku tego dnia nie znaleźliśmy - dodaje.
Przemoc jest tu codziennością
Caracas jest uważane za jedno z najniebezpieczniejszych miast na świecie. Oficjalnie w ubiegłym roku odnotowano tu ponad 3,3 tys. zabójstw. Wenezuelczycy na własnej skórze doświadczają załamania się prawa i porządku.
- Każdy, z kim rozmawiałem, zna kogoś, kto został zabity. Najczęściej podczas napadu – mówi Polak. - Nie znam też Wenezuelczyka, który sam nie został kiedyś okradziony przez bandytę z bronią palną lub nożem w ręku. Giną często ludzie ubodzy, dla których telefon stanowi ogromną wartość i nie chcą go stracić. Cena życia w Wenezueli jest niska, a wykrywalność zabójstw znikoma. O bezkarności przestępców niech świadczy choćby fakt, że w części cmentarza południowego w Caracas zrobili oni sobie miejsce, w którym zostawiają ciała ofiar, najczęściej porwanych.
Polak opisuje stosunek Wenezuelczyków do braku bezpieczeństwa i załamania gospodarczego wyrażeniem „spokojna apatia”. Ludzie nie mają nadziei, żeby w ciągu najbliższych lat sytuacja poprawiła się w kraju, w którym inflacja wynosi 13 tys. proc., panuje poważne niedożywienie, a coraz bardziej powszechny jest skrajny głód. Nie wierzą też, że niedzielne wybory prezydenckie przyniosą zmianę. Głosowanie prawie na pewno wygra urzędujący prezydent Nicolas Maduro, zwłaszcza, że jest bojkotowane przez opozycję uważającą wybory za nielegalne. Większość Wenezuelczyków jest jednak zgodna, że nawet w przypadku objęcia rządów przez opozycję normalizacja sytuacji w kraju zajmie lata.
Wenezuelczycy masowo uciekają przed biedą
- Panuje poczucie beznadziei i niewiary w przyszłość kraju. To tłumaczy ogromną emigrację, głównie do krajów Ameryki Południowej. – opowiada Czukiewski. - Z własnego wyboru zostają ci, którym wiedzie się w miarę dobrze, bo mają dobre posady państwowe, są wysoko postawieni lub mają dobrze prosperujące firmy. To zaledwie kilka procent społeczeństwa. Przykładem dramatu i zubożenia Wenezueli jest mój znajomy informatyk, który 4 lata temu zarabiał 2 500 dolarów miesięcznie, a jego ostatnie wynagrodzenie przed emigracją wyniosło 20 dolarów. Od paru miesięcy pracuje jako informatyk w Chile.
Polak podkreśla, że tak wygląda "prawdziwa", kontynentalna Wenezuela. Maleńkie, rajskie, karaibskie wyspy Los Roques to zupełnie inny świat. Tam jest na tyle bezpiecznie, że zdarzają się nawet zagraniczni turyści. Głównie z Europy. Oni jednak nie zapuszczają się na kontynent.
- Jeśli ktoś spoza Wenezueli zapuszcza się do Caracas, to albo ma w tym jakiś interes, albo ma tu rodzinę – podkreśla Czukiewski. – Chyba nigdy nie spotkałem w mieście typowego turysty. Chociaż, w sumie trudno by go było rozpoznać. Nikt nie robi tu zdjęć w miejscach publicznych, to zbyt niebezpieczne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl