ŚwiatPolak - Pan Obrażalski

Polak - Pan Obrażalski

Polak - Pan Obrażalski
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
29.12.2008 11:59, aktualizacja: 29.12.2008 12:32

Nawet jeśli mieszkańcy Wielkiej Brytanii obejrzą serial "Londyńczycy", to nie będą mieli gorszego zdania o Polakach, niż Polacy mają sami o sobie. Mogliby natomiast odnieść miłe wrażenie, że w końcu przestaliśmy robić z siebie udawanych bohaterów i cierpiętników.

- My niżej podpisani, wyrażamy jednoznaczną dezaprobatę oraz stanowczo protestujemy, a także kategorycznie żądamy... - takie kategoryczne stwierdzenia padają w najróżniejszych protestach i petycjach pisanych przez polskie organizacje oraz oburzonych indywidualnie, gdy ktoś poważy się wyrazić o naszych rodakach niezupełnie pochlebnie. Skoro już nie te czasy, żeby wysyłać sekundantów z żądaniem satysfakcji, wysyła się listy protestacyjne, skargi i oświadczenia.

Można odnieść wrażenie, że świat uwziął się na Polaków. Amerykanie dostają kolki ze śmiechu z Polish jokes, dla Niemców jesteśmy notorycznymi złodziejami samochodów. Po udanej inwazji na Wyspy po 2004 roku, ponoć milionowej rzeszy rodaków, wzięli nas na języki również Brytyjczycy. Tacy niby dobrze wychowani, taktowni i tolerancyjni.

Czepiają się jak pijany płotu - a to, że podbieramy zasiłki na dzieci, wyżeramy ryby z Tamizy, albo łabędzie z parku. Jaja sobie z nas robią w mediach, kopią poniżej pasa (i to kobiety) insynuując zdolności głównie do uprawiania najstarszego zawodu świata. No chyba, że w ramach równouprawnienia, uwzględniono także męskie prostytutki. Nic, tylko lać oszczerców po gębach i patrzeć czy równo puchną.

Pewnie nie brakowało by zwolenników takiego rozwiązania, ale publicznie - póki co - zabierają głos skłonni do perswazji słownej. Piszą więc, albo podpisują się pod napisanym. Tu walną skargę na felietonistę "Timesa", że robi z Polaków obrzydliwych antysemitów, to znów na gazetę "Daily Mail" za całokształt twórczości. Poskarżą się na szmatławą stację BBC za "niewybredne ataki" na polską społeczność, a w końcu zjadą nawet polski serial telewizyjny, bo nie pokazuje trudu i znoju rodaków na obczyźnie, ale absolutnie marginalny margines.

Byle dalej od Polaków

Sami zaś, kochamy się i szanujemy, jak mąż z żoną trzy dni po ślubie. "Ale mam szczęście, w końcu nie mieszkam z Polakami". "Mówmy lepiej po angielsku, bo wyjdzie, że jesteśmy z tego samego kraju, co to bydło". "Pracujesz u Polaka? O współczuje, pewnie cię nieźle rżnie na wypłacie".

Pomyślmy - kto to się w taki sposób o Polakach na Wyspach wyraża? Anglicy, Hindusi, Arabowie? Może Chińczycy, albo Somalijczycy? Tylko, skąd oni by tak dobrze znali... język polski. Niestety, często takie opinie sami wyrażamy o rodakach.

Wolelibyśmy jednak, żeby zostało to "w rodzinie", a inni widzieli w nas dobrych fachowców, pracowitych jak mrówki, ale kiepsko opłacanych przez krwiopijców innych nacji. Stąd protesty przeciwko rzekomym planom sprzedaży serialu "Londyńczycy" brytyjskim stacjom telewizyjnym. Przedstawiono w nim bowiem niezupełnie cukierkowy obraz rodaków na Wyspach. Padły nawet sugestie, jak tenże przedstawić należało.

A więc - uczciwy imigrant, być może borykający się z przejściowymi trudnościami, ale trafiający zaraz na pomocną dłoń jakiejś zacnej, polskiej organizacji społecznej. Nawet kilku, bo jest w czym wybierać. Czarny charakter - czemu nie. Najlepiej Anglik, albo czarny całkowicie. Piękne, socrealistyczne polskie kino z lat 50-tych minionego wieku. Trudno natomiast przyjąć do wiadomości tę smutną prawdę, że nawet jeśli mieszkańcy Wielkiej Brytanii obejrzą serial "Londyńczycy", to nie będą mieli gorszego zdania o Polakach, niż Polacy mają sami o sobie. Mogliby natomiast odnieść wrażenie, że w końcu przestaliśmy robić z siebie udawanych bohaterów i cierpiętników.

Skargi zalane łzami

Czy oznacza to, że nie należy reagować na materiały stawiających Polaków w złym świetle, poniżające nas, krzywdzące. Oczywiście należy, ale sensownie - przede wszystkim skutecznie. Petycje i zalane łzami goryczy skargi na nikim nie robią tu wrażenia. Przekonali się już o tym nieraz ich autorzy - ostatnio w Press Complain Commision odrzucono skargę na "Timesa". Reagować trzeba też adekwatnie do danego przypadku, nie wyciągać "armaty na wróbla", a czasem najlepiej sprawę po prostu... olać. Nierzadko, autorom takich publikacji chodzi właśnie o rozgłos, a wiedzą, że Polacy zaraz narobią rabanu. Odszczekiwać się trzeba umiejętnie.

Gdy dziennikarz publicznego radia mówi, że Polacy nadają się do prostytucji, to zamiast wyrażać święte oburzenie, może lepiej postarać się aby w brytyjskich mediach zagościła taka na przykład wypowiedź: "Skoro wypowiada te słowa dziennikarz znanej z rzetelności BBC, to z pewnością musiał to bardzo dokładnie, a nawet dogłębnie, osobiście sprawdzić. Oczywiście pod warunkiem, że należy do tej mniejszości wśród Anglików, która jeszcze gustuje w kobietach. Co, większość Anglików jednak nie jest gejami? Przepraszam najmocniej, ach te stereotypy."

Nie zaszkodziłoby również, z czym notorycznie są problemy, abyśmy mieli sami do siebie trochę większy dystans. Nie traktowali się tak śmiertelnie serio i z namaszczeniem. Jeśli ktoś mówiący innym językiem, nawet kpi sobie z pijanego rodaka śpiącego w parku przy Victorii, to jeszcze nie znaczy, iż bezcześci nasze godło, flagę i prochy narodowych bohaterów. Nie powinien się tymi drwinami poczuć też dotknięty żaden Polak, który nie szwenda się nawalony jak Messerschmitt po londyńskim bruku.

Oczywiście można również załatwić sprawę siłą argumentu pięści, albo drzeć gębę pod niebiosa jak mały Jasio: "Mamo, mamo! On się ze mnie nabija i pokazuje język! Powiedz mu coś, buuuu..."

Robert Małolepszy

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także