Polak musi zapłacić 1000 zł, bo wszedł do szpitala
Działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Igor Bancer został skazany przez sąd w Grodnie na karę grzywny w wysokości 2,1 mln rubli białoruskich (ponad 1000 zł). Bancerowi zarzucano chuligaństwo i niepodporządkowanie się poleceniom milicji. - Weszliśmy na terytorium szpitala dziecięcego, który jest obok sądu, żeby może zobaczyć, jak będą prowadzić Poczobuta. Od razu pojawili się tajniacy, milicja, która powiedziała, że nie można tu przebywać - opowiada Bancer.
24.06.2011 | aktual.: 27.06.2011 09:11
Bancer zatrzymano w piątek rano na terenie szpitala niedaleko budynku sądu, gdzie miał rozpocząć się proces jednego z liderów ZPB Andrzeja Poczobuta.
- Dostałem 2,1 mln rubli białoruskich grzywny - powiedział Bancer dziennikarzom po wyroku. - Jest to dla mnie duże zaskoczenie - przyznał, dodając, że spodziewał się aresztu administracyjnego, nawet 30-dniowego.
W jego procesie zeznawali jako świadkowie milicjanci, Andżelika Orechwo - szefowa ZPB i prywatnie żona Bancera, żona Andrzeja Poczobuta - Aksana oraz trzy dziennikarki, które były na miejscu zdarzenia, w tym korespondentka PAP.
Bancer wszedł na teren szpitala położonego obok budynku sądu, gdzie toczy się sprawa Poczobuta, oskarżonego o zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Działacz ZBP wdał się w utarczkę słowną z milicjantami, odmawiając wyjścia z terenu szpitala i domagając się wyjaśnienia, na jakiej podstawie nie wolno tam przebywać.
- Weszliśmy na terytorium szpitala dziecięcego, który jest obok sądu, żeby może zobaczyć, jak będą prowadzić Poczobuta. Od razu pojawili się tajniacy, milicja, która powiedziała, że nie można tu przebywać, bo jest to teren zamknięty. Dozorca, który siedzi przy bramie, nie zgłaszał żadnych pretensji. Zapytałem mężczyznę w cywilu, który próbował nas nie wpuścić tutaj, gdzie są jakieś znaki zakazu wejścia. On się nie przedstawił, powiedział, że po prostu nie możemy tutaj przebywać i już - powiedział Bancer na krótko przed tym, zanim zabrała go milicja.
Kilka minut później przyjechał samochód milicyjny i funkcjonariusze zawlekli Bancera do auta, po czym przewieźli go na komisariat, gdzie po południu odbył się proces.
Po wyroku Bancer wyjaśnił, że w jego sprawie sporządzono dwa protokoły milicyjne. - Według jednego przeklinałem w miejscu publicznym w obecności milicji, nie reagowałem na ich upomnienia. Milicjanci wezwali radiowóz, a kiedy przyjechał, to - według drugiego protokołu - nie podporządkowałem się i nie chciałem do niego iść - powiedział.
Zdaniem Bancera, protokoły zostały "sfabrykowane". - W jednym jest napisane, że o godz. 9.50 przeklinałem, a w drugim - że o 9.50 już wiózł mnie na posterunek samochód milicyjny - wskazał. W jego ocenie "wielokrotnie w ciągu procesu potwierdziło się, że nie jest możliwe w ciągu jednej minuty przebiec na teren obok budynku sądu, próbować wedrzeć się na płot, pyskować z milicją, potem krzyczeć niecenzuralne słowa do wszystkich dookoła, potem zostać zgarniętym przez milicję".
Był to drugi proces Bancera w ciągu ostatnich dni. W zeszłym tygodniu został skazany na pięć dni aresztu za drobne chuligaństwo. Z kolei w czwartek milicja zatrzymała wiceprezeskę ZPB Renatę Dziemiańczuk. Sąd skazał ją na grzywnę w wysokości ponad 1 mln rubli białoruskich (ponad 500 złotych), uznając, że brała udział w odbywającym się bez zezwolenia mityngu. Wszystkie incydenty wydarzyły się w dniach rozpraw w procesie Poczobuta, rozpoczętym 14 czerwca.