Polak, który zginął w Kanadzie od porażenia paralizatorem, miał atak delirium?
Robert Dziekański, Polak, który zginął od porażenia paralizatorem na lotnisku w Kanadzie, był najprawdopodobniej w stanie delirium – twierdzą kanadyjscy lekarze. Do ich zeznań dotarł portal tvp.info.
Według lekarza psychiatry, który zeznawał przed komisją badającą sprawę śmierci Polaka, Dziekański w czasie pobytu na lotnisku miał najprawdopodobniej stan delirium. Według Dr Shaohua Lu ten zespół zaburzeń świadomości nie mógł być jednak przyczyną śmierci Polaka.
Z zeznań lekarza wynika, że stan delirium mógł być wywołany przez kilka czynników. – Nie można mówić o jednym wydarzeniu, które doprowadziło do tego stanu – podkreślał w swoich zeznaniach psychiatra.
Te czynniki to po pierwsze braku snu. Dziekański nie spał dwie doby przed podróżą do Kanady. Kolejny czynnikiem jest - według Lu - odwodnienie organizmu i zaburzenie gospodarki elektrolitami. Do tego według lekarza dochodzi fakt odstawienia alkoholu (sekcja wykazała, ze Dziekański miał problemy z alkoholem) oraz to, że Polak był podenerwowany tym, że znalazł się w zupełnie obcym otoczeniu.
Psychiatra wskazał też na dziwne zachowanie Dziekańskiego. Na filmie wykonanym przez jednego z pasażerów na lotnisku widać, jak Polak parokrotnie przechodzi przez automatyczne drzwi, ale nie wychodzi, tylko wraca się. Film pokazuje również, że parokrotnie podnosi krzesło, a dopiero później nim rzuca. – Takie działania, bez celu, są obserwowane u pacjentów z delirium – zeznawał Lu. Lekarz dodał, że nie jest to agresja nakierowana na konkretne osoby (Dziekański nie rzucał krzesłem w strażników), a raczej postawa obronna i oznaka strachu.
"Oczywiście nie mam żadnych bezpośrednich dowodów na to, że było to delirium, bo te mógłbym jedynie uzyskać rozmawiając z daną osobą" – czytamy w transkrypcie zeznań psychiatry.
O dowody na to, że Dziekański był w stanie delirium (a co za tym idzie, mógł być niebezpieczny) dopytywał prawnik występujący w imieniu rodziny zabitego Polaka. Walter Kosteckyj dowodził, że symptomy, o których mówił lekarz, mogły być wywołane także zwykłym zmęczeniem. Przypominał, że tego, iż Polak był świadomy swojego działania, dowodzi chociażby fakt, że był w stanie wypełnić druki imigracyjne.
Prawnik reprezentujący policję przypomniał jednak, że Dziekański miał przy sobie pieniądze, telefon komórkowy, numer matki, a także jedzenie i słownik polsko-angielski, jednak nie próbował się z nikim kontaktować. Lu wyjaśnił, że nie jest to nic zaskakującego dla osoby, która jest w stanie delirium.
Inny przesłuchiwany lekarz, patolog dr John Butt stwierdził, że Dziekański nie miał zawału, a jego serce było zdrowe.
Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r. Polak, który do Kanady przyjechał odwiedzić matkę, nie znał języka angielskiego i nie umiał wydostać się z lotniska w Vancouver. Po ponad 10 godzinnym oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i z niewiadomych przyczyn rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na miejsce przybyła policja, poraziła Polaka paralizatorem. Mężczyzna zmarł na miejscu.
Karolina Woźniak