Połączenia niekontrolowane
Posłowie poszli na rękę kryminalistom. Po zmianie prawa telekomunikacyjnego operatorzy sieci przechowują wykazy połączeń tylko przez rok. Znacząco utrudnia to pracę organom ścigania.
Parlament ułatwił życie nie tylko przestępcom, ale także terrorystom, których ruchy kontrolowano m.in. dzięki wykazom połączeń. 16 lipca 2004 r. Sejm przyjął ustawę o prawie telekomunikacyjnym. Art. 165 ustawy mówi o tym, że firmy telekomunikacyjne muszą przechowywać wykazy połączeń jedynie przez 12 miesięcy. Przed wejściem ustawy w życie nie było wyznaczonego okresu przechowywania danych. Wprowadzona zmiana jest bardzo istotna dla prokuratury, policji i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
– To wiąże nam ręce we wszystkich sprawach. Jesteśmy kompletnie ugotowani – opowiada nam jeden z opolskich prokuratorów. – Wystąpiłem ostatnio o dane z 2003 r. i firma mi odmówiła. Zrobiła to zgodnie z prawem.
Prokurator zastanawia się, czy nawet gdyby firma zachowała wykazy połączeń i udostępniła je, to czy mógłby je wykorzystać jako dowód w prowadzonej sprawie.
Wykazy połączeń (w ustawie określane jako dane transmisyjne) to nie to samo co billingi. Billingi dołączane są do rachunku dla abonenta i zawierają mniej danych (godzina połączenia, długość, koszt i numer, na który dzwoniono). Elektroniczne kopie rachunków przechowuje się przez pięć lat.
Z wykazów można się dowiedzieć o połączeniach wychodzących, przychodzących, kontaktach z numerami specjalnymi (np. pogotowie ratunkowe czy policja), o tym kiedy była rozmowa i jak długo trwała. Wykazy połączeń zawierają także numer IMEI telefonu, z którego abonent rozmawiał. Można także zlokalizować, skąd dzwoniono.
– To kompletny opis połączenia. Nie mówię już o takich szczegółach jak moc sygnału – wyjaśnia Ryszard Łyszczarz, kierownik sekcji monitoringu firmy PTC, operatora sieci Era. Dane transmisyjne są przechowywane tylko przez rok, a później niszczone.
- Kasujemy je bądź dokonujemy tzw. anonimizacji, która uniemożliwia ustalenie, kto z kim rozmawiał. Można jedynie podać, że w danym okresie było 100 tys. połączeń z Krakowa do Warszawy – tłumaczy Ryszard Łyszczarz. - Jeśli sąd czy prokuratura zwróci się do nas o te dane po roku, to nie możemy ich przekazać, bo po prostu już ich nie mamy. Tak stanowi prawo i musimy się tego trzymać.
Ryszard Łyszczarz przyznaje: dość często zdarza się, że PTC musi odmawiać organom ścigania udostępnienia żądanych informacji: - Zanim sprawa trafi na wokandę, mija rok czy dwa. W sądzie okazuje się, że trzeba jeszcze coś ustalić. My już nie jesteśmy w stanie pomóc, bo te dane wykasowaliśmy. Prokuratury i policja bardzo często zwracają się o wykazy połączeń. Są one potrzebne w różnych sprawach. Od wielkich afer gospodarczych, przez sprawy narkotykowe, śledztwa dotyczące zabójstw, po fałszywe alarmy o podłożeniu bomby.
Zapytaliśmy Lidię Sieradzką, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Opolu, czy zmiana prawa utrudnia pracę śledczym. - Bez komentarza. On się nasuwa sam. Tu nie są potrzebne żadne słowa, to oczywiste. Ten okres jest za krótki. Już w tej chwili mamy odmowy udzielania informacji – odparła.
– Utrudnia nam to pracę. To nie tylko problem CBŚ, ale wszelkich służb kryminalnych – powiedział „NTO” Zbigniew Matwiej, rzecznik prasowy Centralnego Biura Śledczego. - Korzystamy z wykazów połączeń nie tylko w najpoważniejszych sprawach. To informacje świadczące o zaistnieniu kontaktu. Nawet w drobnych sprawach dotyczących kłótni między sąsiadami może to być potrzebne. Dzięki temu można stwierdzić, czy np. dzwoniono z pogróżkami – wyjaśnia prokurator Sieradzka.
Jak powiedział nam poseł PO Tadeusz Jarmuziewicz, ustawę przygotowywał rząd po konsultacjach z izbami gospodarczymi zrzeszającymi firmy telekomunikacyjne. Prace prowadziła sejmowa komisja infrastruktury, w której Jarmuziewicz zasiadał. Przyznaje, że błąd można szybko naprawić. Nawet jeśli nowo wybrany parlament szybko poprawiłby bubel prawny, to i tak wykazy połączeń sprzed roku nie będą możliwe do odzyskania, gdyż zostały wykasowane.
Gdyby uchwalone rok temu przepisy obowiązywały wcześniej, nie udałoby się udowodnić wielu przestępstw m.in. członkom gangu „Paszy”, który trudnił się napadaniem na konwoje przewożące pieniądze. Jeden z gangsterów – Zbigniew K. – twierdził przed sądem, że nie brał udziału w napadzie w Bolkowie, gdzie zrabowano ponad 200 tys. zł. Utrzymywał, że wówczas przebywał u teściów - 200 kilometrów dalej. Miał mocne alibi, bo jego wersję potwierdziła m.in. żona i znajomy. Sąd zwrócił się o wykaz połączeń, z którego wynikało, że Zbigniew K. dzwonił jednak ze swojej komórki, w godzinach napadu, właśnie w okolicach Bolkowa.
Maciej T. Nowak mnowak@nto.pl