InnowacjePolacy wynaleźli koło

Polacy wynaleźli koło

Podobno najlepsze są najprostsze wynalazki. W takim razie Extrawheel to niemal ideał – jedno koło, błotnik, siatka i zaczep. Taka rowerowa przyczepa wydaje się tak naturalnym pomysłem, że już dawno powinna zostać zbudowana gdzieś na świecie. Tymczasem powstała dopiero półtora roku temu. W Polsce.

10.05.2007 | aktual.: 10.05.2007 07:48

Najpierw istniała w głowie Zbigniewa Dąbrowskiego – konstruktora i wymyślacza, jak sam o sobie mówi. Siedziała tam pięć lat, bo wymyślić coś po raz pierwszy nie jest łatwo. Zwłaszcza że pozornie prosta przyczepa składa się z 72 części.

Już przy pierwszej jeździe każdego użytkownika dopada dziwne wrażenie. Zaczyna się nerwowe oglądanie przez ramię – czy przyczepka się odpięła? Zgubiłem ją? Trudno uwierzyć, że załadowane 30-kilogramowym ciężarem trzecie koło doczepione do roweru zupełnie nie daje o sobie znać.

Dzieje się tak, bo niemal cały przewożony ładunek obciąża koło Extrawheela, nie przenosząc wagi na sam rower. Najważniejszym elementem jest tu specjalnie zaprojektowany zaczep łączący przyczepę z tylną osią roweru. Dzięki niemu Extrawheel ma dwa stopnie swobody – na wybojach podskakuje za rowerem, a podczas skrętu pochyla się wraz z nim. Tajemnica tego elementu tkwi w takim ustawieniu prętów, by przenosiły tylko podłużne naprężenia. Zwykły patyk można łatwo złamać, wyginając go – ściskając lub rozciągając, trudno go uszkodzić. Pręty zaczepu nie wyginają się podczas jazdy na boki, więc mogą znieść potężne naprężenia.

No dobrze, ale po co komu taka przyczepka do roweru? Na całym świecie produkuje się kilkaset modeli takiego sprzętu, z czego większość wykorzystuje najbardziej oczywiste rozwiązanie – dwa koła. Czy coś tak dziwacznego jak jednokołowa przyczepa może być lepsze?

Przede wszystkim Extrawheel jest lżejszy od jakiejkolwiek innej konstrukcji. Minimalistyczny projekt sprawia, że całość waży zaledwie 4,8 kilograma i jest najlżejszą przyczepą rowerową świata. Dla Zbigniewa Dąbrowskiego to wciąż za dużo. – Stale pracuję nad zmniejszeniem wagi przyczepy – mówi. – Myślę o lżejszych materiałach, bardziej ażurowej konstrukcji.

Kolejna przewaga „jednokółki” to mniejsze opory toczenia – jedno duże koło znacznie łatwiej wprawić w ruch niż dwa małe. W dodatku przyczepa jedzie po śladzie roweru, korzystając z ubitej już przez niego ziemi.

Liczy się też stabilność. Gdy dwukołowa przyczepka trafi jednym kołem na duży kamień, wywróci się, przewracając rowerzystę. Extrawheel tylko podskoczy – jest tak stabilny, że można z nim jeździć po górskich, usianych głazami ścieżkach. Kto nie wierzy, powinien zobaczyć film zamieszczony na stronie producenta. Extrawheel stanowi też konkurencję dla sakw wożonych na bagażniku. Mieści dużo więcej od nich (nawet 120 litrów bagażu), nie obciąża tylnego koła, nie utrudnia podjazdów i wsiadania na rower. Jest też pogodoodporny – przyczepa sprzedawana jest z wodoszczelnymi workami.

Wyjątkową cechą przyczepki jest też to, że stanowi doskonałą część zamienną. Ponieważ porusza się na normalnym, dużym kole rowerowym, w razie awarii samego roweru – pęknięcia szprychy czy opony – koła można zamienić, wstawiając to uszkodzone do mniej od roweru obciążonej przyczepy.

Ale genialnie prosta konstrukcja to tylko część sukcesu – Extrawheel nie pozostał lokalną ciekawostką. W tej chwili firma zatrudniająca kilkanaście osób gwałtownie się rozwija – w zeszłym roku sprzedano 600 przyczepek, w tym roku ma ich być 10 tysięcy! To efekt niesamowitej ekspansji na cały świat: Extrawheel sprzedawany jest już do ponad 25 krajów.

Osiągnięcie takiego wyniku w ciągu zaledwie roku od rozpoczęcia produkcji to zasługa drugiego wspólnika firmy – Krzysztofa Cudzicha. W przeciwieństwie do cichego Zbigniewa Dąbrowskiego jest energiczny, ekspansywny, wygadany. Zajmuje się całą biznesową stroną przedsięwzięcia. Były komandos, od 17 lat leśniczy obwodu ochronnego Morskie Oko mieszkający na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza, prezes Tatrzańskiego Klubu Płetwonurkowego „Wanta”, twórca filmów przyrodniczych.

– Obecnie 95 procent przyczepek sprzedaje się poza Polską – mówi. – Codziennie kilka wysyłamy do Francji, co miesiąc kilkadziesiąt do Australii i Nowej Zelandii. Poza tym do USA, Niemiec, Holandii. Ostatnio znaleźliśmy człowieka, który chce zająć się dystrybucją Extrawheela na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Właściciele Extrawheela szczycą się tym, że ich produkt jest prawdziwie polski. Zaczepy powstają w Bytomiu, specjalne nakrętki w Częstochowie, koła w Nowym Targu. Całość montowana jest w Bukowinie Tatrzańskiej. Niektóre części sprowadzane są z Czech, Niemiec i Finlandii, ale jedynym elementem spoza naszego regionu są sprowadzane z Tajwanu szybkozamykacze. – Nikt w Polsce nie chce ich robić – skarży się Krzysztof Cudzich.

– Dla nas ostatecznym potwierdzeniem jakości Extrawheela jest jego udział w ekstremalnych wyprawach – dodaje. – Z naszą przyczepą pan Jakub Postrzygacz jako pierwszy przemierzył na rowerze Canning Stock Route – liczący dwa tysiące kilometrów szlak prowadzący przez pustynie zachodniej Australii. Oczywiście Extrawheel równie dobrze nadaje się do jeżdżenia po zakupy do sklepu na końcu ulicy.

Zobacz także: www.extrawheel.com

Piotr Stanisławski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)