Polacy wykorzystywani w szwedzkiej firmie ogrodniczej
Szwedzkie radio poinformowało w niedzielę
o skandalu związanym z warunkami pracy cudzoziemców, m.in.
Polaków, zatrudnionych przez jedną z największych firm
ogrodniczych w kraju.
16.12.2007 | aktual.: 17.12.2007 11:56
Według radia druga co do wielkości w Szwecji sieć sklepów COOP powiadomiła hurtowego dostawcę warzyw i owoców, że nie chce otrzymywać produktów pochodzących z firmy ogrodniczej w Sofiedal. COOP zapowiedział, że restrykcja będzie obowiązywać do wyjaśnienia zarzutów wobec tej firmy.
Firma, o którą chodzi, to wielki południowoszwedzki producent m.in. porów, który zatrudnia sezonowych pracowników zagranicznych, w tym Polaków. W podpisywanych z nimi kontraktach zapewnia o dobrych warunkach pracy, określa godziwą wysokość płac itp. Rzeczywistość przedstawia się jednak odmiennie.
Zatrudnieni w firmie Polacy mówią o okropnych warunkach życia. Zamiast gwarantowanego umowami 40-godzinnego tygodnia pracy zdarzały się tygodnie 70-godzinne. Pracodawca nie miał przy tym zamiaru płacić obowiązujących dodatków za nadgodziny - wynika z ich relacji. Miesięczne wypłaty były też niższe niż przewidziane w umowach. Ponadto zatrudnionym kobietom i mężczyznom zamykano dostęp do toalet i wody. Pracowników wyzywano też od "świń" i zakazywano odzywania się w czasie pracy.
Po wejściu Polski do UE polscy obywatele nie muszą już ukrywać faktu swej pracy przed szwedzkimi władzami. Dlatego nasi rodacy coraz częściej i bardziej zdecydowanie przeciwstawiają się próbom wykorzystywania ich przez pracodawców. Tak właśnie stało się w Sofiedal.
Kierownictwo przedsiębiorstwa odmówiło wszelkich komentarzy, odsyłając szwedzkich dziennikarzy do Związku Pracodawców Branży Leśnej i Rolniczej - SLA. Dyrektorka zrzeszającego 4 tys. pracodawców związku Katarina Novak wyjaśniła, że jest już po rozmowach z przedstawicielami związków zawodowych, do których wpłynęła skarga Polaków zatrudnionych także w Sofiedal.
Teraz mieszana komisja ma zbadać, czy - jak powiedziała dyrektorka SLA - takie zjawiska miały miejsce. Obawiam się, że tak, bo mamy sygnały, iż podobne wypadki zdarzały się też gdzie indziej - dodała.
Michał Haykowski