Polacy w Niemczech też są imigrantami. Co myślą o uchodźcach?
"Nie wpuszczać tych dzikusów, chcą żyć z naszych podatków" - takie hasła można było usłyszeć w Niemczech przed rozszerzeniem Unii Europejskiej o m.in. Polskę. Dziś słychać je znowu. Z ust samych Polaków - pisze z Berlina korespondenta Wirtualnej Polski Agnieszka Hreczuk.
Ania sortuje w schronisku dary, sama kupuje to co potrzeba i przynosi uchodźcom. Dlaczego? - Po prostu żal mi tych ludzi - tłumaczy. - Nocują na dworcu, albo w halach, na łóżkach polowych, zostawili wszystko, nie mają nic. Marzną nocami, nie mają się gdzie porządnie wymyć. Jak im nie współczuć? - mówi. Zresztą w jej otoczeniu wszyscy tak myślą i pomagają. Też jej chłopak, Niemiec, i jego rodzina. - Jak mnie kiedyś dziecko zapyta, co robiłam w tym czasie, jak Niemcy tak pomagali, to co miałabym powiedzieć? Że nic? Że było mi wszystko jedno? - pyta retorycznie
Anna z Berlina jest jedną z Polek w Niemczech, które uchodźcom chcą pomagać. Jedną z około setki, które udało mi się odnaleźć. Pomagają głównie kobiety, choć coraz częściej pojawiają się i mężczyźni. Ci ostatni głównie przy konkretnych akcjach zbiórek, ale pracują też w schroniskach. Dysproporcję jednak widać, zwłaszcza porównując to ze strukturą wolontariuszy niemieckich, gdzie mężczyzn jest praktycznie tyle samo, co kobiet.
Jak wielu Polaków pomaga?
Czy setka to dużo czy mało? W niemieckiej stolicy oficjalnie mieszka ponad 40 tys. Polaków. W praktyce osób z polskimi korzeniami jest kilkakrotnie więcej. Choć ci ostatni są trudniejsi do zidentyfikowania - rzadko odwiedzają polskie fora i są kojarzeni jako Polacy w miejscu pracy, czy wolontariatu. Jak Emilia, która przyjechała do Niemiec jako dziecko, na niemieckich papierach. Ona też angażuje się w pomoc w schronisku, ale tam odbierana jest jako Niemka. Z drugiej strony, uchodźcom i migrantom od lat pomagają polscy migranci pracujący w dziesiątkach instytucji i organizacji integracyjnych i doradczych, które nie skupiają się tylko na obecnej fali uchodźców.
Małgosia już od ponad roku uczy uchodźców języka niemieckiego w jednym ze schronisk, jeszcze zanim Niemcy dotknęła ostatnia fala imigrantów. W jej przypadku było to odwdzięczenie się za pomoc, którą sama w Niemczech dostała w latach 80., gdy była uchodźcą politycznym z komunistycznej Polski.
- Nie mam jak porównywać tego, w jakich warunkach i okolicznościach przyjechaliśmy my, i oni teraz - mówi. - Ja miałam walizkę, przyjechałam pociągiem, a powodem wyjazdu było nachodzenie przez smutnych panów i brak nadziei na zmianę. Ale nie groziła mi śmierć, ani w Polsce, ani podczas podróży - podkreśla.
Roksana pracuje w schronisku dla azylantów we wschodnioberlińskiej dzielnicy. Mówi, że sama doświadczyła ciężkiego życia, bycia samej i samotnej. Teraz, kiedy wyszła na prostą, jest pracownikiem socjalnym i pomaga innym. - Człowiek to człowiek. Po pierwsze człowiek, dobry lub nie, dopiero potem chrześcijanin czy muzułmanin. W swojej pracy miałam do czynienia z podłymi chrześcijanami, jak i muzułmanami, czy ateistami. Religia nie odgrywała roli - argumentuje. Ci, którzy tak panicznie boja się muzułmanów - uważa Roksana - "pewnie nie znają żadnego osobiście".
Internetowy hejt
Gdyby opierać się na wypowiedziach w internecie, pojawiłby się jednoznaczny obraz stosunku Polaka wobec uchodźców. "Trzeba ich pogonic chcecie aby w Polsce wygladalo jak w Berlinie wiecej ciapatych niz niemcow" (pisownia oryginalna) - pisze Cyprian. "To nie emigranci tylko nieroby i potencjalni terrorysci" (pisownia oryginalna) - pisze Sylwia, która potem dodaje, że będzie wspierać neonazistów przeciwko muzułmanom.
Patrycja pisze, że będzie się bać teraz puszczać dzieci same autobusem do szkoły. Marek przestrzega, że "beda gwalcic wasze zony i corki" (pisownia oryginalna). Inni straszą istniejącymi podobno gdzieś w Niemczech dzielnicami, do których boi się wejść policja i zwykli Niemcy. Pojawiają się zdjęcia swastyki i obozu Auschwitz-Birkenau, wulgaryzmy. Filmy z zamieszek we Francji, ale i wpis polskiego blogera, Kamila Bulonisa, o rzekomym napadzie uchodźców na autokar pielgrzymów (informacja zdementowana przez włoską policję). Ciapaci, brudasy, dzicz, mordercy, nieroby - to tylko najłagodniejsze określenia padające ze strony Polaków. Taki nasz obraz, w połączeniu z atmosferą niechętną uchodźcom w Polsce, wbija się w świadomość Niemców.
- To nie tak. Po prostu w internecie wypowiadają się tacy ludzie. Ci inni rzadko wdają się w dyskusję - mówi Anna. Faktycznie, w ostatnich dniach powstały grupy alternatywne, jak "Polacy w Berlinie bez nienawiści", zainspirowane przez Polaków, którzy dość mieli mowy nienawiści w internecie. - Sam jestem za przyjęciem uchodźców, a nawet migrantów - tłumaczy Paweł. - Ale jak najbardziej dopuszczam inne zdanie i obawy. Jednak kiedy widzę wyzwiska, czy ludzi cieszących się ze śmierci 70 Syryjczyków w ciężarówce w Austrii, to już mam dosyć i z takimi rodakami nie chce mieć nic do czynienia.
Bądźmy też szczerzy - liczba Polaków włączających się w aktywne akcje przeciw migrantom jest jeszcze niższa niż tych, którzy migrantów aktywnie popierają. Kilka osób ze wschodnioeuropejskim akcentem, ale którzy nie chcieli przyznać się do swojej narodowości, brało udział w poniedziałkowej demonstracji antyimigranckiej w Berlinie. Może byli to Polacy, może nie. Niektóry wspierali przecież wcześniej demonstracje antyislamistycznej Pegidy. - To było naprawdę żałosne- mówi Emilia. Przyjechała na niemieckich papierach jako dziecko i mówi bez akcentu po niemiecku, ale i dobrze po polsku. - Przecież oni sami przeciw sobie protestowali. Naprawdę myślą, że ci z Pegidy ich szanują? Wykorzystują ich uprzedzenia, chyba przywiezione jeszcze z Polski, tylko do swoich celów. I tyle.
Uprzedzenia wyniesione z domu
O tym, że spora część Polaków przyjeżdża do Berlina już z uprzedzeniami, mówi też Ewa, której córka jest nauczycielką w szkole podstawowej, a ona sam organizuje właśnie zbiórkę rzecz dla dzieci uchodźców. - Sporo już tych najmłodszych odmawia od początku siedzenia z muzułmaninem - nawet nie dlatego, że się nie lubią, bo jeszcze nie zdążyli się poznać. Po prostu dlatego, że jest ciemniejszy, ma inne imię, inną religie. Brzydzi się - opowiada Ewa. - Ja się pytam, skąd siedmio- czy ośmiolatek ma takie poglądy? Z domu przecież.
Pytam o powody niechęci dużej liczby rodaków do uchodźców. - Szczerze? Nie rozumiem - odpowiada Witek, pracownik socjalny pracujący z migrantami z Polski, sam od ponad 30 lat w Niemczech. - Bardziej rozumiem Polaków w Polsce, którzy nie mieli styku z cudzoziemcami, łatwiej ulegają stereotypom, sami nie poczuli, jak to być obcym. Ale Polacy w Berlinie? - wzrusza ramionami. - Mało było haseł NPD? Mało dowcipów o Polakach? Mało tych, którzy przed rozszerzeniem Unii, Schengen, czy otwarciem rynku ostrzegali przed polskimi kryminalistami, naciągaczami, wyłudzaczami zasiłków? Wtedy nazywaliśmy to dyskryminacją i niemieckim neonazizmem. Dziś tak traktujemy innych.
Witek ma swoją teorię. - Może chodzi o konkurencję. Najbardziej boją się ci najmniej pewni swojego statusu i miejsca pracy. Większa liczba uchodźców może oznaczać ograniczenie zasiłków, a jedna czwarta Polaków w Berlinie żyje dzięki zasiłkom socjalnym. A i najbardziej popularne branże, gdzie można znaleźć pracę bez świetnych kwalifikacji i znajomości języka: sprzątanie, gastronomia, magazyny, i gdzie pracuje sporo Polaków, może się stać celem migrantów, nawet za niższe płace - podsumowuje.
Większość osób, z którymi rozmawiałam, nie chciała, by podawać ich nazwiska. Obawiało się hejtu ze strony rodaków. Bardziej niż muzułmanów.