Polacy nie mają wątpliwości ws. Czarneckiego. Sondaż
Ryszard Czarnecki stracił stanowisko wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wszystko przez wypowiedź na temat europosłanki PO Róży Thun. Co na ten temat sądzą Polacy? Wyniki sondażu są jednoznaczne.
Za odwołaniem Czarneckiego głosowało 447 europosłów, przeciw - 196. To pierwsza taka decyzja w historii.
Z sondażu SW Research dla serwisu rp.pl wynika, że słuszna. Tak przynajmniej sądzi większość respondentów. Aż 52,3 proc. z nich oceniło, że Czarnecki nie powinien sprawować funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego po tym, jak porównał europosłankę Różę Thun do szmalcowników.
Zwolennikiem utrzymania Czarneckiego na stanowisku jest prawie co czwarty badany (24,4 proc.). Blisko co czwarty ankietowany (23,3 proc.) zaś, nie umie zająć jednoznacznego stanowiska w tej sprawie.
"Ponad połowa badanych potrafi dostrzec, że poseł posunął się w tym porównaniu zdecydowanie zbyt daleko i - zwłaszcza w obecnej sytuacji - skompromitował nie tylko siebie, ale kraj, który reprezentuje we władzach PE" - komentuje politolog prof. Antoni Dudek.
I dodaje: "Przykre jest, że blisko jedna czwarta badanych nie potrafi zająć stanowiska w tej sprawie. Natomiast 24 proc. zwolenników to i tak zaskakująco niewielu jak na skalę zacietrzewienia, jakie panuje w polskim życiu publicznym".
O co chodzi?
Czarnecki doigrał się za swoje słowa na temat europosłanki PO Róży Thun. Europosłanka wystąpiła w materiale niemiecko-francuskiej telewizji Arte na temat sytuacji polityczno-społecznej w Polsce pod rządami PiS. Zasugerowała w nim, że Polska zmierza w kierunku dyktatury, a PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej.
Czarnecki skomentował jej wypowiedź w rozmowie z portalem niezalezna.pl. "Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję. Miejmy nadzieję, że wyborcy to zapamiętają i przy okazji wyborów wystawią jej rachunek" - stwierdził.
Słowa odbiły się szerokim echem, nie tylko w Polsce. W konsekwencji, wypowiedzią europosła PiS zajął się Parlament Europejski.