Polacy na Wyspach tworzą własne getta
Polacy na Wyspach nie integrują się, mają własne sklepy, kluby, nie interesują się życiem politycznym- nie wiedzą kto jest ich radnym a kto posłem. Jaki jest powód wyobcowania polskich imigrantów? Brak znajomości języka, przepisów? A może taka już jest nasza natura...
28.08.2007 | aktual.: 29.08.2007 10:48
Polscy imigranci w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza ze wsi i małych miast, przed przyjazdem na Wyspy nie mieli doświadczenia życia w wielokulturowym i wielorasowym społeczeństwie, co jest jedną z przyczyn ich niewystarczającej integracji w społeczeństwie brytyjskim- powiedział czołowy działacz polonijny Wiktor Moszczyński.
Procedura migracyjna (werbunek w Polsce przez agencje pośrednictwa pracy), warunki pracy i mieszkaniowe (imigranci często pracują i mieszkają razem), technologia (dostęp do polskich stron internetowych, tanie telefonowanie), a także tanie loty do Polski zdaniem Moszczyńskiego powodują, iż imigranci żyją w stanie zawieszenia - jedną nogą w Anglii, a drugą w Polsce.
Imigranci, jak u Mrożka, żyją jak mikroby w brzuchu wieloryba; wprawdzie są tu, ale żyją obok i równolegle. Życie brytyjskie mało ich interesuje. Nie wiedzą, kto jest ich radnym, a kto posłem. Nie czytają angielskich gazet. Mają swoje własne kluby, sklepy i kościoły - twierdzi Moszczyński. Prowadził on akcję na rzecz zniesienia wiz dla Polaków, a obecnie jest doradcą Zjednoczenia Polskiego - największej organizacji polonijnej w Wielkiej Brytanii. W przeszłości był radnym z ramienia Partii Pracy.
Jego zdaniem jest wiele przykładów udanego wejścia Polaków w brytyjskie życie zawodowe i społeczne, ale istnieją uzasadnione obawy, iż pracujący na farmach, budowach czy w przemyśle wytwórczym będą się bardzo powoli integrować.
Grupa Polaków, którzy się nie integrują, bo mają trudności z życiem w Anglii, a mimo to nie myślą o powrocie do Polski, staje się ostatnio bardziej widoczna - dodaje Moszczyński.
Ocenia też, że większość Polaków, którzy niedawno przybyli na Wyspy, jest nadal na etapie "zachłystywania się" nową rzeczywistością, choć liczbę ok. 8 tys. polskich dzieci w angielskich szkołach podstawowych w samym tylko Londynie uznaje za "wyraz zakotwiczenia".
Moszczyński liczy na to, iż Polacy wyłonią z czasem silne organizacje, w odróżnieniu od obecnych, głównie o profilu towarzysko-zawodowym; będą też uczestniczyć w wyborach lokalnych i regionalnych, w których mogą okazać się liczącą się siłą (np. w wyborach burmistrza Londynu).
Polacy ostatnio przybyli do W. Brytanii są mniej zżyci niż emigracja żołnierska i bardziej zatomizowani, ale dalej idące porównania z powojenną emigracją są niebezpieczne, ponieważ obie te społeczności trafiły w Anglii na zupełnie inny rynek pracy - podkreślił działacz polonijny.