"Polacy chcą wywlekania alimentów, ale PiS się pomylił"
Od kilku dni cała Polska żyje sprawą alimentów Ludwika Dorna dla byłej żony. Szczegóły z życia prywatnego byłego marszałka Sejmu ujawnił Jarosław Kaczyński. Czy to obniżenie standardów politycznych? Czy życie prywatne polityków powinno być tematem debaty publicznej? Im więcej wiemy o politykach, którzy sprawują nad nami władzę, tym lepiej, bo są mniej podatni na polityczny szantaż czy naciski w różnych sprawach – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
WP: Joanna Stanisławska: Czy używanie w walce politycznej argumentów z kategorii tzw. obyczajówki to upadek polskiej polityki?
Dr Marek Migalski: - To raczej jej amerykanizacja. Polityka europejska nakłada tabu na sprawy osobiste. Szczególnie widoczne było to we Francji, gdzie prezydent Francois Mitterand przez wiele lat miał kochankę, z którą miał nieślubne dziecko, a prasa na ten temat milczała, żaden przeciwnik polityczny mu tego nie wyciągnął. Natomiast w polityce amerykańskiej ujawnianie nawet najbardziej intymnych tajemnic jest na porządku dziennym.
WP: Z sondażu TNS OBOP dla "Dziennika" wynika, że ponad połowa Polaków uważa, że Jarosław Kaczyński postąpił niesłusznie, gdy publicznie ujawnił, że Ludwik Dorn ubiega się o obniżenie kwoty alimentów. Wygląda na to, że na „amerykanizację” nie jesteśmy gotowi.
- Polacy poprzez swoje deklaracje pokazali, że o polityce myślą raczej w kategoriach europejskich. Jarosław Kaczyński postąpił zaś w sposób amerykański. Źle o nim świadczy, że nie wyczuł nastrojów społecznych, mam jednak wrażenie, że gdyby sondaż nie dotyczył jego osoby, dałby inne wyniki. Prezes PiS dorobił się takiej "gęby", że cokolwiek zrobi, większość społeczeństwa i tak uważa, że jest to złe. Moim zdaniem społeczeństwo jest bardziej, niż wynika to z sondażu, przychylne ujawnianiu szczegółów intymnych. Przede wszystkim jednak Jarosław Kaczyński całą operację przeprowadził w sposób najgorszy z możliwych.
WP:
Dlaczego?
- Akcja "wywlekania alimentów" była fatalnie przygotowana. Tę sprawę można było zupełnie inaczej rozegrać. Przez pierwsze 24 godziny była szansa na sukces, bo wszyscy komentatorzy podkreślali, że płacenie alimentów to rzecz święta, a ktoś kto ich nie płaci, zasługuje na potępienie. Gdyby stratedzy PiS poprowadził tę sprawę w sposób wzorcowy, to znaczy zrobili z Dorna oszusta, który nie płaci alimentów, Jarosław Kaczyński wyrósłby na osobę, która dba o standardy polityki rodzinnej, pilnuje szlachetnych zachowań wobec kobiet i dzieci. Sprawa obróciła się przeciwko PiS, gdy okazało się, że Dorn nie tyle nie płaci alimentów, a chce tylko ich obniżenia z bardzo wysokiej kwoty 3 600 złotych. Kolejna wpadka to wysłanie przeciwko Dornowi Przemysława Gosiewskiego, który jako rozwodnik jest ostatnią osobą, która powinna zabierać głos w tej kwestii i moralizować innych.
WP:
Jakie były polityczne cele tej rozgrywki?
- Cele były dwa. Pierwszy to ostateczne pozbycie się Ludwika Dorna z Prawa i Sprawiedliwości, skompromitowanie go. Jarosławowi Kaczyńskiemu zależało nie na wyrzuceniu Dorna z partii, ale na zmuszeniu go do odejścia. Zaskoczyło mnie to, bo sądziłem, że Jarosław Kaczyński będzie chciał Dornowi raczej ułatwić powrót do łask i zapewnić obecność w PiS-ie. Po drugie wyciągając sprawę alimentów, prezes PiS liczył na wzrost poparcia dla swojej partii w sondażach.
WP:
Nie udało mu się spełnić tych zamierzeń.
- Wydaje się, że Ludwik Dorn rzeczywiście pożegna się z PiS-em, więc w pewnym wymiarze cel został osiągnięty. Tyle tylko, że ogromnym kosztem, bo kilkudniową dyskusją nie na temat jakości rządów Platformy, problemów Platformy z PSL-em tylko na temat czy Gosiewski czy Dorn jest lepszym ojcem, co na pewno nie przysłużyło się PiS-owi.
WP: Czy teraz w debacie publicznej będziemy mieli częściej do czynienia z podobnymi sprawami "obyczajowymi"?
- Jestem przekonany, że częściej będziemy słyszeć o podobnych sprawach, bo to bardzo dobre narzędzie w walce politycznej. Dobrze użyte razi śmiertelne. Jeśli politykowi udowodni się, że jest np. złym ojcem to go to stygmatyzuje i utrudnia życie w polityce. Myślę, że wcześniej czy później Polacy nabiorą większej ochoty do słuchania plotek o życiu polityków.
WP:
Czy Polacy powinni znać intymne szczegóły dotyczące polityków?
- Tak, jestem zwolennikiem amerykańskiego modelu uprawiania polityki. Politycy sprawują nad nami władzę i tak jak powinniśmy wiedzieć o tym, czy nie byli agentami SB, by nikt ich tym nie szantażował, tak powinniśmy mieć wiedzę na temat ich życia osobistego. Im więcej wiemy o politykach, tym mniej są oni podatni na ciemne interesy czy naciski w różnych sprawach. Jednocześnie politycy powinni spełniać misję opiniotwórczą - dawać przykład jak powinno się postępować. Skoro decydują o naszych sprawach osobistych, o kształcie polityki prorodzinnej czy polityki społecznej, powinniśmy znać ich prywatne problemy.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska