Podoficer armii USA miał walczyć z molestowaniem. Zamiast tego stworzył... krąg prostytucji
Podoficer odpowiedzialny za przeciwdziałanie molestowaniu seksualnemu w szeregach armii USA, został oskarżony przez podwładne o stworzenie i prowadzenie... kręgu prostytucji - donosi agencja Associated Press.
Sierżant w Fort Hood w Teksasie miał werbować znajdujące się w kłopotach finansowych żołnierki do świadczenia usług seksualnych w zamian za pieniądze.
Klientami wysokiej rangi oficerowie
Jedna z kobiet zeznała, że klientami najczęściej byli wysokiej rangi oficerowie, ale zdarzały się też osoby cywilne. Jak ujawniła, wspomniany sierżant robił jej nagie zdjęcia i sam uprawiał z nią seks, aby "pokazała mu", co może zrobić z potencjalnymi klientami.
20-letnia żołnierka podkreśliła, że zgodziła się na warunki wojskowego, ponieważ po odejściu męża znalazła się w bardzo niekorzystnej sytuacji materialnej, a miała na utrzymaniu trzyletniego synka.
Inna kobieta powiedziała śledczym, że spotkała się z napaścią seksualną ze strony sierżanta, który również chciał zwerbować ją do prowadzonego przez siebie kręgu prostytutek, ale mu odmówiła.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że oskarżony podoficer oficjalnie był odpowiedzialny za przeciwdziałanie molestowaniu w szeregach wojska. Skandal na nowo unaocznił problem przemocy seksualnej w siłach zbrojnych USA, na walce z którą od kilku lat skupiają się wysiłki Pentagonu.
Plaga gwałtów w armii USA
Ponura prawda jest taka, że statystyczna amerykańska żołnierka ma większe szanse zostać zgwałcona lub wykorzystana seksualnie przez kolegów, niż zginąć na polu bitwy. A ofiarami molestowania, choć o wiele rzadziej, padają również mężczyźni.
Tę statystykę potwierdzają raporty Pentagonu. Jeden z takich dokumentów stwierdzał, że liczba zgłoszonych przestępstw na tle seksualnym w wojsku wzrosła z 3192 do 3374 w 2012 roku. A co gorsza, bazując na wynikach anonimowej ankiety szacuje się, że ofiarą takich napaści mogło faktycznie paść nawet 26 tys. osób służących w siłach zbrojnych (w 2011 roku - 19 tys.).
Ta różnica bierze się stąd, że żołnierki i żołnierze boją się zgłaszać takie sprawy z obawy o konsekwencje ze strony innych wojskowych. Tym bardziej, że często napastnikiem są ich formalni przełożeni.
Źródło: Associated Press, "Killeen Daily Herald", WP.PL