Podniósł rękę na Tuska - czy ten kryzys rozsadzi Platformę?
Grzegorz Schetyna otwarcie krytykuje premiera Donalda Tuska, mówiąc, że jego reakcja na raport MAK była spóźniona. Opozycja nie ma wątpliwości: wypowiedź marszałka sejmu to dowód na to, że w Platformie źle się dzieje. - To próba sił między Schetyną a Tuskiem, przejaw wojny buldogów pod dywanem. Pozycja premiera jest w tej chwili najsłabsza od wyborów w 2007 r. - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS).
- Zabrakło refleksu, a w takich sytuacjach trzeba być gotowym natychmiast - mówił w programie "Kontrwywiad RMF FM" Schetyna. W ocenie marszałka, w sytuacji, kiedy była "tak mocna prezentacja i mocne oskarżenie (w raporcie MAK), powinna być natychmiast polska odpowiedź" (Tusk w czasie, gdy szefowa MAK Tatiana Anodina przedstawiała raport z katastrofy smoleńskiej, przebywał na urlopie we Włoszech. Na temat raportu MAK wypowiedział się następnego dnia, przerywając wypoczynek - przyp. J. S.). Jak podkreślił Schetyna, "możemy żałować tej sytuacji". Dodał, że jest ona "wspólną nauczka dla wszystkich".
O konflikcie między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyna mówiło się już wcześniej wielokrotnie. Pod koniec września ubiegłego roku wydawało się jednak, że topór wojenny między najważniejszymi czynnikami w Platformie został zakopany. Premier zapewniał wtedy, że Schetyna jest postacią numer dwa w Platformie, a jego pozycja jest zasłużona i wypracowana. Również Schetyna deklarował, że nie czuje się marginalizowany w partii.
Czy doszło do odnowienia tamtego sporu? Zdaniem Marcina Rafałowicza, politologa z Instytutu Badań i Analiz Politologicznych premier i jego rząd znalazł się po publikacji raportu MAK w bardzo trudnej sytuacji. - Rosjanie nie zrobili ukłonu w kierunku polskiego rządu i w całości obarczyli stronę polską winą za katastrofę. Równocześnie rząd nie zareagował wystarczająco szybko i prasa światowa skupiła się na raporcie rosyjskim nie zauważając polskiego głosu. To uderza w wizerunek naszego kraju na świecie. Polakom nie spodoba się, że Polska źle wypada w światowych mediach. Powstałe z tego powodu wzburzenie społeczne może skupić się na osobie premiera - mówi. Ten moment postanowił wykorzystać Schetyna, by zawalczyć o swoją pozycję w PO i wpływ na kształt przyszłych list wyborczych.
- Schetyna wykorzystał dogodny czas, aby pokazać, że nie jest bezkrytyczny wobec premiera. To może być próba umocnienia jego pozycji w partii. To także głos kwestionujący nieomylność Donalda Tuska w sprawach wizerunkowych, a przecież do tej pory uchodził za niezwykle sprawnego w tym obszarze - mówi Rafałowicz. Wypowiedź marszałka sejmu politolog określa jako wewnątrzpartyjne "rozgrywki".
Będą przetasowania w Platformie?
Pozycja Grzegorza Schetyny została osłabiona, kiedy w wyniku tzw. afery hazardowej został zdymisjonowany z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz wicepremiera w rządzie Donalda Tuska. To wtedy więź Grzegorza Schetyny z liderem PO straciła wymiar osobistych relacji, a stała się bardziej sformalizowana, zawodowa. Zdaniem eksperta, z którym rozmawiała Wirtualna Polska w tej chwili trudno przewidzieć, czy ta rywalizacja doprowadzi do kryzysu w Platformie. - Wszystko zależy od tego, jak premier wybrnie ze "smoleńskiego pata". Wiele podjętych w tej sprawie decyzji może wymagać wyjaśnienia, a opozycja będzie bezlitosna. Szansą premiera może być przypadkowa lub wykreowana przez specjalistów gwałtowna zmiana tematu numer jeden w mediach i osłabnięcie dyskusji o raporcie MAK - mówi. Rafałowicz nie wyklucza jednak, że jeśli scenariusz nie potoczy się po myśli Tuska to jego pozycja w PO może osłabnąć.
Odmienne zdanie prezentuje Tomasz Łysakowski, ekspert ds. marketingu politycznego. Rozmówca Wirtualnej Polski zgadza się, że po publikacji raportu MAK politycy Platformy znaleźli się w trudnej sytuacji, wskazuje jednak zupełnie inne przyczyny takiego obrotu spraw. - Ponieważ od lat budują swój wizerunek w wyraźnej opozycji do PiS, nie mogli nagle zacząć mówić jednym głosem np. z Antonim Macierewiczem i równie ostro krytykować raportu MAK. Z drugiej strony nie mogli sobie też pozwolić na przyjęcie płynących z niego wniosków. Przyjęto w takim razie najrozsądniejszą możliwą strategię: premier będzie mówił jedno, prezydent drugie, a marszałek sejmu jeszcze co innego. Wszystko w nadziei, że w umysłach odbiorców i tak wszystko się uśredni - uważa.
Zdaniem Łysakowskiego wyjaśnienie tragedii smoleńskiej nie jest dla PO sprawą kluczową. Dlatego, jeśli miałaby w tej partii dojść do rozłamu, to wokół innych kwestii, a nie stosunku do sprawy smoleńskiej. - Dla PO Smoleńsk jest w tej chwili gorącym kartoflem, który politycy tej partii przerzucają miedzy sobą w zależności od zainteresowania mediów - mówi. Zwraca uwagę, że postawa PO znacząco różni się od tej prezentowanej przez PiS, dla którego katastrofa ma znaczenie definiujące.
Ekspert nie zgadza się z tezą opozycji, która twierdzi, że raport MAK pogrążył Donalda Tuska. - Z premierem będzie krucho dopiero, kiedy gwałtownie polecą mu słupki sondażowe, a na razie nic takiego nie miało miejsca. Tusk nie liczy się ze zdaniem PiS-u, a wyłącznie z opinią wyborców, którzy od dawna mają już wyrobione zdania na temat przyczyn katastrofy. Ktoś, kto uważa, że w Smoleńsku doszło do zamachu, nie zmieni zdania po raporcie MAK, podobnie jak zwolennik wersji mówiącej o winie pilotów, nie zmieni zdania po zapoznaniu się z wynikami ustaleń komisji Millera – konkluduje rozmówca Wirtualnej Polski.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska